Jej portret

You are currently viewing Jej portret

Wracałam do domu samochodem, myślami błądząc już o planach na długi weekend, aż tu nagle radio RMF classic miło mnie zaskoczyło. Moja ulubiona piosenka i jeszcze w nietuzinkowym wykonaniu. Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt zaintonowała Stanisława Celińska, dołączyła się Kinga Preiss i od razu plany weekendowe gdzieś odpłynęły, a ja zanurzyłam się w miłej mi muzyce. To wykonanie pochodzi z filmu Agnieszki Glińskiej (#wszystkogra, 2016), przy którym przez kilka lat miałam okazję pracować. Kilka lat, ja wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale prawa autorskie, które trzeba zakupić, z reguły są przy takich filmach najtrudniejszym wyzwaniem. Poszukiwania właścicieli i negocjacje ciągną się miesiącami. Nie wszystko można kupić. Czasem odstrasza cena, a czasem brak jest kontaktu ze wszystkimi uprawnionymi. Zamieniamy, dopasowujemy, zestawiamy, a całość układa się jak puzzle, co jak wiadomo nie jest proste. Żałowałam, że moja praca ograniczyła się tylko do tego, chociaż najbardziej żmudnego i pracochłonnego etapu. Paweł Lucewicz poradził sobie sam, chociaż może, mogłybyśmy coś wraz Kasią Figat dodać konsultacyjnym wsparciem, przygotowaniem aktorów, opieką na planie zdjęciowym nad aktorami, ale i pionem reżyserskim. Marek Wronko uważał, że takiej pomocy mu brakowało. Więc szkoda.

No jeszcze wspólnie z Kasią wymyśliłyśmy dla filmu Sebastiana Fabijańskiego, z którym pracę zaczęłam jeszcze w Tancerzach (reż. W. Adamczyk, 2009). Wtedy był zdolnym amatorem, który szybko i z sukcesem, nauczył się udawać tancerza, ale już po drugim sezonie serialu dostał się do krakowskiej PWST. We #wszystkogra trwały mało satysfakcjonujące castingi, byłam nawet na naradzie, zaproszona, przez producenta, a właściwie już rozpaczliwej burzy mózgów: – czy komuś ktoś nie przychodzi jeszcze do głowy? Kiedy rozmawialiśmy o filmie po raz pierwszy, był pomysł na obsadę, ale minęło kilka lat i niestety, czas nie jest sprzymierzeńcem młodych zdolnych. Oni starzeją się najszybciej. No i puzzle aktorskie układały się na nowo i z trudem. Babka, matka, córka i facet, który nawiązuje kontakt z córką, ale może stać się partnerem dla matki. Wszyscy muszą dobrze śpiewać. No i jeszcze on jest popijającym, ale sportowcem, piłkarzem. Musi być sprawny ruchowo i wyglądać na wysportowanego. Sebastian właśnie uczył się u nas grać na fortepianie do Pań Dulskich (reż. F. Bajon, 2015). Na oko nadawał się jak ulał. – Byłeś na castingu? – Nikt mi nie proponował, nie wiedziałem, że coś takiego szykują? – A byś nie dał rady? – No nie wiem. – A trochę śpiewasz? – Trochę. – To ja zadzwonię i powiem, żeby cię zaprosili na casting, a ty przyjdziesz z tym co masz i trochę z tobą pośpiewamy. Starczyło. To był ostatni casting w tym filmie, na temat głównej roli męskiej.


A piosenka? Jej portret to, chociaż mało kto wie, również tytuł filmu (reż. M. Waśkowski, 1974, premiera 1982) telewizyjnego. Była kiedyś taka forma, którą bardzo lubiłam. Skromny film fabularny, najczęściej trwający ok. godziny. Taka wprawka i przepustka zarazem, dla reżysera, który potem mógł już debiutować filmem kinowym. Teraz zastępują to trochę seanse Teatru TV robione w ramach Teatroteki. Akcja dotyczyła dziewcząt z poprawczaka. Film został zrealizowany w manierze dokumentalnej. Muzykę napisał Jan Ptaszyn Wróblewski. W głównej, dobrej i nagradzanej roli wystąpiła Małgorzata Pritulak. Piosenka powstała wcześniej do melodii Włodzimierza Nahornego, tekst napisał Jonasz Kofta, a w 1972 r. na festiwalu w Opolu wykonał ja Bogusław Mec i tę wersję wykorzystano w filmie. Film był porządny, całkiem niezły i zdobył jakieś nagrody (Główna nagroda w Gdańsku w Kategorii film telewizyjny i nagroda publiczności, nagroda za film fabularny i nagroda komitetu przeciwalkoholowego w Koszalinie). Powiedzmy, że mógłby w cuglach wygrać polską II ligę piłkarską. Ale nie mógł konkurować z piosenką, która szybko wygrała Premier league, Copa America i Mundial razem wzięte. Zresztą telewizja wyświetliła go dopiero osiem lat później. 


W tym czasie reżyser zrobił już dwa filmy fabularne (Hazardziści 1976 i Nie zaznasz spokoju 1978), oba dotyczące przestępczości, problemów trudnej młodzieży itp. Drugi z nich, z Joasią Pacułą w głównej roli narobił sporo szumu. Był tak drastyczny, że wyświetlano go tylko podczas nocnych seansów. Oba były porządnie zrobione, a nawet dobre. Tylko reżyserowi coś się stało. Został sekretarzem POP PZPR przy PRF Zespoły filmowe i zaczął działać… Kiedy ogłoszono stan wojenny dowodził pacyfikacją pomieszczeń zakładowej Solidarności w Zespołach filmowych, udzielał wywiadów i wypowiadał się w radio i telewizji. Ja, w nocy z 13/14 grudnia 1981 r. trafiłam na jego wstrząsającą wypowiedź o A. Wajdzie. Rzeczywiście kariera reżyserska M. Waśkowskiego nie układała się nadzwyczajnie, ale to co mówił znakomicie obrazowało rozmiar jego kompleksów. Tuż przed stanem wojennym, czytałam jego scenariusz, ale nie doszło do realizacji. Podobno szef komisji ministerialnej miał powiedzieć, że I sekretarz POP nie może realizować tak żenujących filmów. Scenariusz był bardzo niedobry. To miał być film muzyczny (dlatego mnie tak szybko zatrudniono) nosił chyba tytuł Gdyby tysiąc klarnetów… Dlatego dziś pamiętamy Waśkowskiego głównie z ról filmowych, których zagrał bez liku, a przede wszystkim z Ziemi obiecanej (reż A. Wajda, 1974), gdzie grał okrutnie pobitego służącego, niemieckiego przemysłowca. W tę rolę wcielił się A. Szalawski. Zresztą po 1977 r. w filmach już nie występował. 


Próbował reżyserować, składał scenariusze. I korzystając ze swojej uprzywilejowanej pozycji zrobił jeszcze… 2 filmy w 1984 i 1986 r. (zmarł pod koniec 2001, miał 72 lata). Wtedy, pomagaliśmy mu w pracy wszyscy. W filmie Czas dojrzewania spaliła się dekoracja, albo magazyn kostiumów. A może jedno i drugie. W WFDiF trwała łapanka na operatora dźwięku do postprodukcji. Jako szef Koła operatorów SFP zrobiłam zebranie i postanowiliśmy, że nikt nie da rady pracować samodzielnie, a więc codziennie meldował się na nagraniach inny realizator. Każdy robił co uważał i jak uważał. Chyba się nie podobało. Ostatecznie film kończył, a może głównie firmował nazwiskiem, technik dźwięku zatrudniony na zdjęciach. Jego kariera także skończyła się po latach 80. Film Epizod Berlin-West, dla bezpieczeństwa kręcono w Berlinie. Scenariusz wg własnej powieści napisał J. Ofierski, a my zastosowaliśmy strajk włoski. My, bo ja właśnie wróciłam do pracy po urodzeniu dziecka, więc byłam łatwym łupem, Nie pracowałam ponad rok, a więc nie miałam ważnych, absorbujących mnie produkcji w toku. Mogłam za to mieć nieustające problemy z opiekunką do dziecka. I miałam. 


Nie udało się znaleźć kompozytora muzyki ilustracyjnej. Reżyser postanowił, że opracujemy film muzyką gotową. Nie udało się kupić nagrań z innych filmów. Protestowali kompozytorzy i reżyserzy. Dlatego kompozytorem dyżurnym został Antonio Vivaldi, który protestować nie mógł, a ilustrację stanowiły jego koncerty mandolinowe. Wtedy zaczęły się problemy z mandolinistą i ostatecznie w Warszawie pojawił się wirtuoz czechosłowacki Milan Zelenka. Żadna orkiestra nie chciała wystąpić pod swoją nazwą, a więc w napisach mamy jakąś „Warszawską Symphoniettę”, pod dyrekcją (skrzypka) Bogusława Bruczkowskiego. Jednym słowem łapanka. Potem jeszcze 4 tygodnie montażu po 3-4 godziny dziennie (opiekunka, ciągłe braki i konieczność przepisywania dodatkowych fragmentów) i było gotowe. 


Trudno mi powiedzieć, czy reżyser był miłym człowiekiem. Ja nie byłam miła, więc nie mogłam oczekiwać niczego więcej niż wzajemności. Byłam grzeczna, ale nieporadna i niezorganizowana. Cały czas miałam w uszach wywiad o A. Wajdzie i to dodawało mi hartu ducha. Byłam wyznaczona, bo z nim nikt nie chciał pracować, a wyrzucenie mnie gwarantowało sytuację bez wyjścia. Zawodowstwo nie pozwoliło mi na marne nagranie czy marny dobór muzyki. Natomiast zrobiłam wszystko co w mojej mocy żeby było długo i nieprzyjemnie.