Prace nad przygotowaniem filmu Excentrycy szły pełna parą. Aranżacje, tonacje, lekcje tańca, śpiewu, gry na instrumentach, nagrania. Zaczęliśmy nawet zdjęcia. Sytuacja wydawała się opanowana. To był trzeci, albo czwarty dzień. Wpadłam na chwilę do produkcji. Piłyśmy herbatę, żartowałyśmy. Przyniosłam gotowe do zdjęć playbacki. Zrobione z tygodniowym i dwutygodniowym wyprzedzeniem. Dlatego, kiedy w drodze na parking spotkałam na dziedzińcu WFDiF zaaferowaną Elę Sikorską (II reżyser), poczułam niepokój.
– Coś się stało?
– Muszę tam iść do biura i nie wiem jak im to powiem. Dzwonili z planu O mnie się nie martw. Joasia Kulig na ujęciu chyba złamała nogę. Karetka wiezie ją do szpitala. Dźwiękowiec zarzeka się, że słyszał w słuchawkach trzask pękającej kości.
Zrobiło mi się zimno. Taki trzask kości usłyszała moja przyjaciółka, jak pękły jej kości śródstopia. Podobno to brzmi jak łamanie wiązki chrustu. Mógł coś takiego usłyszeć. Sama opowieść jest z tych mrożących krew w żyłach, a to nagrania które przyniosłam, to On the Sunny Side on the Street, duet Joasi Kulig i Sonii Bohosiewicz, oraz Learning the Blues, który Joasia śpiewa z Maćkiem Stuhrem przy pianinie u nas w filmie. Za tydzień i za dwa tygodnie.
– Jeżeli to prawda, to mowy nie ma żeby wystąpiła. Ona tańczy, musi chodzić, jakoś się poruszać. A zdjęcia to zaczyna jutro od rana, czyli nie wiem co mam zrobić i boję się to powiedzieć w produkcji. Reżyser i reszta ekipy na planie. Albo właśnie skończyliśmy film na jakieś pół roku, albo znajdziemy super gwiazdę, która ją zastąpi i to najpóźniej do niedzieli, bo wtedy to już są schody. Dziś jest czwartek, piątek i sobotę wytrzymamy, bo to drobiazgi, potem się dokręci.
Stoimy obie z niewesołymi minami, a do mnie zaczyna po woli docierać groza całej sytuacji i MOJEJ sytuacji, czyli muzyki. Miesiąc lekcji tańca. Zrobione aranżacje i połowa nagranych wersji instrumentalnych. Niektóre nagrane już przez Joasię. Modesta śpiewa w filmie kilka piosenek. Aktorka, albo dublerka, ale w Joasi nietypowych, wysokich tonacjach. Część to duety, a więc podwójna praca dla wszystkich.
Kiedy docieramy do biura już wiedzą. Za chwilę wpada Ela Radke – kostiumograf. – Ja mam gotowe sukienki i buty kupione. Histeria. Całość studzi kierownik produkcji Pan Tadeusza Drewno. – Zdjęć nie przerywamy, póki damy radę kręcić, za to natychmiast burza mózgów. Wiadomość na plan i każdy ma za zadanie wymyślić aktorkę na casting. Casting w sobotę, po zdjęciach, jak się uda, to może być ktoś i na jutro.
Wracam do swojego biura. Zatrzymujemy prace nad dalszymi aranżacjami dla Modesty. Umawiamy się na niedzielę, lub sobotę po castingach i zobaczymy, jaki jest rozmiar klęski. Może być nieźle, ale może też być dramatycznie. Na castingu udaje się zgromadzić kilkanaście aktorek. Rozmawiam z reżyserem w sobotę w nocy. Każda z aktorek ma swoje zalety i każda ma wady. Wad pod kątem tej produkcji jest więcej. Żadna z nich nie pasuje do koncepcji jaką wspólnie wypracowaliśmy z aktorami. To przewraca cały film i nie da się tak z biegu. Decyzja jednak musi zapaść. To znaczy najmniejsze zło.
Ładna perspektywa. Kiedy rozmawiamy w niedzielę koło południa, sytuacja może nie jest lepsza, ale jest nadzieja. Pan Janusz jedzie jeszcze na spektakl o 19.00 do Teatru Studio, a ja na 21.00 mam zorganizować naradę Świrbendu. To taka nasza prywatna nazwa ekipy muzycznej, mojej zdeterminowanej i gotowej na wszystko szalonej ekipy. Reżyser po spektaklu przyjedzie z Natalią Rybicką. Tak nazywa się nasze nagłe zastępstwo. Jej na castingu nie było, ale ktoś był wczoraj w teatrze i ją zauważył, a teraz wszyscy powtarzamy: Natalia. No oczywiście przecież Natalia. Maciek Stuhr zareagował na wiadomość entuzjastycznie, właściwie wszyscy koledzy aktorzy już się cieszą z potencjalnego wyboru.
Wieczorne spotkanie ma niesamowity klimat napięcia, niepokoju, nadziei i wiary, bo co nam zostało. Wojciech Karolak, Wiesio Pieregorólka, Agnieszka Tomicka, Sonia Bohosiewicz, my obie z Kasią, moją asystentką i oczywiście Pan Janusz i Kuba (II reżyser). Natalia jest zmęczona po spektaklu i oszołomiona. Nie zmyła w pośpiechu scenicznego makijażu, przez co sytuacja jest jeszcze bardziej surrealistyczna. Propozycja jest wspaniała, chce grać. W teatrze da się wszystko poukładać, bo ma wolniejszy okres (bez prób). Jest dwukrotną mistrzynią polski w tańcu towarzyskim, ale śpiewała tylko na studiach, tyle co kazali. Nie wie czy potrafi. Repertuaru nie zna, bo nigdy nie słuchała takiej muzyki. Słabo zna angielski. Pracujemy przy pianinie. Powtarza czystym głosem frazy, bo oczywiście samej melodii nie zna, ale głos się chwieje, jest niestabilny, wymaga dużo pracy. Agnieszka (trenerka wokalna) postanawia spróbować. Jak się nie uda, piosenki nagra dublerka. Zaczną od poniedziałku, po kilka godzin dziennie. Codziennie. Playback na za tydzień? Niemożliwe. Jak będziemy mieli szczęście to może za dwa tygodnie. Na razie Sonia nagrywa całe On the Sunny Side, żeby był jakiś playback na planie. Bo najważniejsza rzecz się zgadza – tonacje. Nie musimy powtarzać nagrań, ani od nowa aranżować utworów. Wracamy z dalekiej podróży ponieważ to góra pieniędzy. Teraz tylko trzeba nauczyć Natalię śpiewać piosenki z repertuaru. Agnieszka (trenerka wokalna) mówi: Damy radę.
Oczywiście plan zdjęć na kolejne dni jakoś przerobiono, bo już w sobotę było wiadomo, że aktorki nie mamy. A skoro taki jest wybór (znakomity), to od rana zaczyna się walka z kostiumami. Tu już nie ma żartów. To są pasowane sukienki, eleganckie kostiumy. Właściwie wszystkie góry będą szyte od nowa, bo dziewczyny mają różne biusty i figury. Różnią się też wzrostem, ale tu wystarczy tylko odpuścić zakładki na dole. Nie ma butów, bo oczywiście ich stopy także się różnią.
Natalia ma uczyć się roli, wymyślić koncepcję swojej postaci i uzgodnić ją z reżyserem oraz śpiewać, śpiewać, śpiewać….., no może jeszcze z Maćkiem trochę potańczyć. I jeszcze uporządkować swoje życie w teatrze i życie w ogóle, do nowej, zaskakującej, chociaż przecież radosnej sytuacji. Do pracy organizacyjnej rzuca się sztab ludzi. Każdy musi przecież dopasować swoje problemy do nowych terminów i starać się jak najbardziej odciążyć aktorkę, bo ona naprawdę ma co robić.
Na pierwszych zdjęciach ekipa nawet się nie orientuje, że słyszy w playbackach Sonię w obu rolach. Za to Natalia znakomicie podkłada obraz, oddycha, reaguje i pięknie wygląda. Tydzień później, Learning the Blues wykonuje już z Maćkiem, brawurowo, na planie (100%). Z playbacku odtwarzamy tylko fortepianowy podkład, a nawet dośpiewuje dodatkowa frazę, która pięknie tę scenę kończy.
Ta dziewczyna jest piekielnie zdolna i nieprawdopodobnie pracowita. Stopniowo nagrywamy kolejne piosenki. Zostaje I’m getting sentimental. Żeby to zaśpiewać trzeba bardzo dużo pracy i odpoczynku. Wersję zdjęciową nagrywa Agnieszka Tomicka, a wersja docelowa powstaje dobry miesiąc, czy dwa po zdjęciach. Przez ten czas, lekcje trwają nieprzerwanie. Przyda się to potem. Natalia śpiewa na spektaklach Króla swingu. Na żywo.
To są prawdziwe narodziny nowej gwiazdy. Kiedy spotykamy się na planie Blondynki, już wiadomo, że nagłe zastępstwo zaczyna procentować. W serialu, jako młoda pani weterynarz, sprawdza się wręcz koncertowo, a z nowym partnerem, muzykiem jazzowym Davidem (Grzegorz Małecki) stanowią piękną i przekonywującą parę. Oby propozycje zasypały Natalię złotym deszczem. Jest tego warta.