Jesienna projekcja zmontowanego obrazu rozpoczęła pracę nad muzyką ilustracyjną do filmu. Oczekiwano, że nagramy ją w pierwszych dniach grudnia 1998 r. oraz, że chociaż część uda się podłożyć pod obraz, żeby na planowanej kolaudacji dla francuskiej ekipy wypaść jak najlepiej. Wojciech Kilar przyjechał na projekcję, a więc wspólnie z reżyserem, Andrzejem Wajdą, mogliśmy sobie wszystkie najważniejsze problemy omówić.
Przede wszystkim muzykę mieliśmy nagrać przed przyjęciem ostatecznej wersji obrazu, a ja miałam dokonać redakcji opracowania muzycznego filmu z tego co będzie nagrane. Od kompozytora oczekiwaliśmy napisania kilkunastu utworów (powstało 14), czyli podstawowych tematów i ich wariantów, ale też, że kilka najważniejszych scen powstanie w synchronie z obrazem. Mogliśmy też modlić się, żeby Francuzi nie zarządzili szczególnie rewolucyjnych zmian. Modlitwy zostały wysłuchane tylko częściowo.
Mierzenie czasu scen
Otrzymaliśmy oboje z kompozytorem kasety VHS z obrazem, ale i tak obejrzeliśmy wspólnie film raz jeszcze przy stole montażowym. Pan Wojciech zlecił mi różne pomiary, które miały mu pomóc w pracy nad muzyką, w tym np. czas trwania scen, nawet takich, w których muzyka nie była planowana oraz dokładne czasy trwania tych, które miały być synchroniczne. Wiele osób to dziwi, ale mierzenie scen czasu pomiędzy planowanymi odcinkami muzyki jest dla mnie sprawą bardzo potrzebną.
Nie jesteśmy mocni w określaniu odcinków czasowych. Zależnie od tego co się dzieje, jakie targają nami emocje, ten sam odcinek czasu może być określany różnie. Czasem dzień czy noc mija w mgnieniu oka, a kilkuminutowe oczekiwanie ciągnie się w nieskończoność. A przecież chcąc pomóc widzowi w odbiorze opowieści, musimy dopasować muzykę do realnych fragmentów filmu, a więc dobrze ocenić czas, jaki trwają.
Kompozytor miał obraz i mógł sam różne rzeczy zmierzyć. Pewnie tak również było, ale mieliśmy mało czasu, więc gros pomiarów, nawet przewidując ewentualne potrzeby, zrobiłam ja, aby mógł skupić się głównie na komponowaniu. Powstała też lista miejsc, w których planowałam muzykę i do niej obaj panowie zgłosili swoje propozycje. Lista zawierała około stu (!) pozycji i miała znaczenie w późniejszym okresie, ale też w pewien sposób nakierowywała kompozytora na nasze potrzeby.
Przemarsz wojsk
Główne nasze dyskusje dotyczyły przemarszu wojsk. Reżyser miał wątpliwości, czy na dużym ekranie, w wystarczający sposób można odróżnić mundury polskie i francuskie, a było to dla treści filmu, ale i dobrego samopoczucia francuskich koproducentów bardzo ważne. Pomysł muzyczny opierał się na przemieszaniu Marsylianki i Warszawianki, tak aby podkreślić, kiedy idą wojska której armii. Obie pieśni są spokrewnione, a więc znakomicie się ze sobą komponują. Zakłamuje to natomiast prawdę historyczną, ale uznaliśmy, że bardziej chodzi tu o pewną przenośnię.
Warszawianka powstała dopiero w 1831 r. Jej tekst napisał francuski poeta Casimir Francois Delavigne i zawiera on wiele nawiązań do słów francuskiego Hymnu. Polski tekst opracował Karol Sienkiewicz, cioteczny dziadek Henryka. Muzykę napisał Karol Kurpiński i także nawiązał do Marsylianki. Pieśń od początku była ogromnie popularna, a po I wojnie światowej była kandydatką na Hymn Polski. W okresie międzywojennym Warszawianka została sygnałem II programu Polskiego Radia. Do dziś jest zawsze wykonywana na uroczystościach państwowych i wojskowych.
W czasie pokazywanego przemarszu wojsk istniała już Marsylianka (1792), którą wykorzystujemy, a także Mazurek Dąbrowskiego (1797), który jako Hymn Polski jest pieśnią podobnej rangi (gra go nakręcony przez Tadeusza zegar w hallu domu sędziego, a także młody Żyd na cymbałach w karczmie). Dotyczy też polskiego wojska, które powstawało we Włoszech, a potem walczyło u boku Napoleona. Niestety muzycznie te dwie pieśni nie chciały do siebie pasować. Może był to skutek rozczarowania Napoleonem, które przeżył Generał Henryk Dąbrowski, chociaż mu w marszu na Moskwę lojalnie towarzyszył (w tej roli Krzysztof Kołbasiuk).
Problemem było też tempo w jakim idą poszczególne jednostki. Zdjęcia trwały kilka dni i były niezwykle skomplikowane zarówno logistycznie jak i operatorsko. Wiadomo, że w przypadku takich przemarszów jedynym pewnym sposobem zachowania tego samego tempa jest playback, ale nikt nawet nie wyobrażał sobie monstrualnego nagłośnienia, które co chwila znajdzie się w kadrze i szalejącego wśród wojska konsultanta muzycznego, który chyba musiał by wystąpić w czapce niewidce. Postawiono na jakoś to będzie i oczywiście tempa się różniły po każdej zmianie ujęcia.
W tej sytuacji muzyka została dopasowana do pierwszej idącej kolumny. Słyszymy werble, a nawet kroki żołnierzy, ale za chwilę ratuje nas poezja pokazywanej sceny, bogactwo obrazu i znakomita, wypełniająca ją treścią muzyka Wojciecha Kilara, którą nagraliśmy w synchronie do obrazu. Można też powiedzieć, że częściowo nam się udało.
Idealny synchron przestaje istnieć…
Na projekcji wszyscy byli zachwyceni, ale jak się okazało akurat tą sceną NIE DO KOŃCA. Francuzi podnieśli historyczny problem, że ze sceny wynika błędna proporcja liczebności Francuzów i Polaków. Polaków jest za dużo, a więc scenę trzeba przemontować i wzajemne proporcje poprawić. W ten sposób scena, zredagowana pod czujnym okiem Margaret Menagoz (francuski koproducent), aż do jej pełnej satysfakcji z uzyskanego efektu, stała się dwukrotnie dłuższa.
Nasze znakomite synchrony przestały istnieć. Na ponowne nagranie nie było szans, czyli w moje ręce trafił fragment do cudownego rozmnożenia. Podobno się to udało (pochwalił mnie nawet kompozytor, zadziwiony, że tyle umiałam z materiału muzycznego wycisnąć), ale bez obrazu utwór jest tak dziwny, że do słuchania go nie polecam. Świadczy natomiast dobitnie, że muzyka filmowa jest osobną gałęzią sztuki muzycznej. Na płycie i we wszelkich publikowanych nagraniach mamy wersję oryginalną, zatytułowana Rok 1812, (na płycie nr 7), doskonałą i w formie i treści.
Jakiej muzyki potrzebowaliśmy bezwzględnie synchronicznie poza przemarszem wojsk?
- wyznaczonej czołówki, czyli napisów początkowych (na płycie nr 1 Inwokacja),
- polowania (na płycie nr 3 Echo i nr 2 Polowanie), gdzie grę Wojskiego zastępują cztery wspaniałe orkiestrowe rogi (waltornie),
- grzybobrania (nr 4 Świątynia dumania).
Ważna była wygodna do montażu muzyka do bijatyk polskiej szlachty (na płycie nr 8 Tomasz Karabelę i jej liryczna wersja nr 9 Zaścianek) i Polaków z Moskalami (na płycie nr 10 Bitwa). Chcieliśmy mieć coś lirycznego i epickiego dla Tadeusza i Zosi (na płycie nr 6), coś dowcipnego dla Telimeny (na płycie nr 5 Mrówki) i jakiś epicki temat pod wspomnienia i opowiadania (na płycie nr 14 Kochajmy się) oraz na moją prośbę liryczną wersja Poloneza (na płycie nr 11 Śmierć Jacka Soplicy), którą reżyser uważał za całkiem niepotrzebną, ale kompozytor stwierdził: jak ona ma przeczucie to z reguły okazuje się, że taka muzyka jest super potrzebna i tak jest w każdym filmie, więc ja to lepiej napiszę.
I oczywiście tak było. Tytuł na płycie utwór dostał post factum, bo jak reżyser zobaczył scenę spowiedzi i śmierci Księdza Robaka / Jacka Soplicy (w tej roli Bogusław Linda) z muzyką to już nawet nie dyskutował. Było dobrze już. W swoim przewidywaniu nagraliśmy zresztą dwie wersje. Jedną w całości, a drugą ad libitum, czyli z długimi wybrzmieniami i przerwami po każdej frazie. I ta wersja, dopasowana do narracji i dialogów właśnie się w filmie przydała.
15 sekund ciszy
Najbardziej potrzebny mój ulubiony utworek okazał się już w czasie zgrania w Paryżu. Równolegle z naszym zgraniem powstawały napisy i nie mogliśmy się doczekać efektu tych prac. Szczególnie newralgicznym miejscem był pierwszy akt (czyli pierwsza 20 minutowa rolka filmu) i nasi francuscy koledzy zapowiedzieli, że bez napisów nawet go nie obejrzą. I całe szczęście.
Film rozpoczynać miał się krótką czarna planszą z jakimś napisem, w trakcie której rozpoczynał się rytm poloneza, który towarzyszył następnej scenie czyli emigrantów w Paryżu i naszego wieszcza (w tej roli Krzysztof Kolberger), który, już po zakończeniu muzyki, wspomina wydarzenia jakie wiele lat wcześniej miały miejsce. No i wtedy zaczyna się czołówka o znanej długości i ze znaną muzyką. Tak miało być, ale nie było. Za naszymi plecami, a przede wszystkim za plecami reżysera, pojawiły się przed obrazem napisy w znacznie większej ilości.
W polskiej wersji było to pięć dość bogato zapisanych plansz, prezentujących producenta i wszystkich koproducentów zamieszanych w sprawę, które trwały 15 s. Okazało się, że jest też wersja francuska, w której poza planszami producentów i koproducentów znalazło się kolejne 15 s. wyjaśnień dla mniej zdolnych: co to za okres historyczny, co się wtedy działo, co tam robił Napoleon i w ogóle o co chodzi i dlaczego film powstał właśnie w takiej formie. Tego się już na ciszy nie dawało słuchać.
Ponadto, wszyscy podnosiliśmy kwestię projekcji kinowej. Bo taka długa cisza, mogła tylko spowodować, że spanikowany operator w kinie zacznie kręcić gałkami, a jak już wreszcie jakiś dźwięk się pojawi to zostanie odtworzony z przypadkową głośnością i z dużym prawdopodobieństwem dużo za głośno. Dlatego należy jakiś dźwięk otwierający film po prostu mieć, żeby było wiadomo, że tak ma być, a nie że nastąpiła awaria w dźwięku.
Trzeba było się jakoś ratować, a triumfalny początek poloneza zupełnie się do takiej sytuacji nie nadawał, czyli mieliśmy go tyle ile było i w dodatku był zmontowany w synchronie z prologiem i nie dawało się go nijak z sensem przesunąć (po przejściu z wnętrza na paryską ulicę, zaczyna się kolejna część utworu). Wszyscy popadli w zadumę i melancholię, a wtedy ja, cała na biało oznajmiłam: mamy śmierć Robaka i ta muzyka pasuje wszędzie, a ponieważ zdolni mają szczęście, jak mawiał mój szef Rysio Sulewski, jedna fraza ma dokładnie 15 s., a dwie 30 s. Utwór jest w tej samej tonacji co Polonez i ma dokładnie tę samą melodię, a więc spokojnie spod wybrzmienia frazy i w jednym i w drugim przypadku usłyszymy dwa takty rytmu, który miał być pod obiecywaną planszą, a dalej będzie tak jak zaplanowano.
W sumie z Polonezem, którego nagraliśmy ponownie, bo kompozytor zmienił nieco instrumentację, a dyrektor Wit twierdził, że teraz zagramy go na pewno lepiej powstało 14 utworów.