System

You are currently viewing System

System to każdy obiekt, w którym można wyróżnić jakieś wzajemnie powiązane elementy. Podział na systemy jest względny. Elementy jednego systemu mogą stanowić jednocześnie składniki innych systemów. Zależy kto i do jakiego celu dokonał klasyfikacji. System to zbiór elementów połączonych w całość, według pewnych ustalonych zasad. Należy odróżnić jednak system od zbioru (dawniej – ilość, mnogość), którego elementy nie muszą być ze sobą w żaden sposób połączone. 


Prawo, jako całość, stanowi system właśnie ze względu na swój spójny charakter. Poszczególne przepisy na siebie oddziaływają, mogą być z nich wyciągane wnioski w obrębie innych przepisów, wywodzą się z tego samego źródła, a więc cechuje je wspólna jakość. System prawny jest uporządkowany według kryteriów: organu prawodawczego i rodzaju aktu normatywnego. Na tej podstawie określa się rangę aktu i jego miejsce w hierarchii. 


System prawny powinien być spójny, niesprzeczny, uporządkowany według przyjętych kryteriów, jednolity pod względem pojęć, kompletny, a więc regulować wszystkie dziedziny i zagadnienia, które tego wymagają. W praktyce nie istnieje doskonały system prawny, który nie pozostawia kwestii nieuregulowanych i luk, obejmując swoimi uregulowaniami całość życia społecznego. Firmy zatrudniają prawników, których zadaniem jest wyszukiwanie takich braków i niedoróbek, ułatwiających działanie przedsiębiorstwu. Z luką prawną mamy też do czynienia, gdy proces legislacyjny nie został dokończony np. nie wydano przepisów wykonawczych (luka swoista) lub mimo jego zakończenia nadal brakuje pewnych uregulowań (luka techniczna).


Mało kto pamięta, ale takim genialnym wykorzystaniem istniejącej luki prawnej była działalność spółki Artystyczny Bussines, znanej jako ART-B. Powstała w Cieszynie w 1989 r., a jej właściciele Bogusław Baksik i Andrzej Gąsiorowski (to muzyk (także stroiciel) i lekarz), poznali się w środowisku młodzieży protestanckiej, gdzie ten drugi próbował sił także jako muzyk (absolwent średniej szkoły muzycznej). Oczywiście są też opinie, że Panowie to agenci Mosadu, którzy wyprowadzili z Polski miliony przy okazji korumpując jeszcze młodą i niewinną polską klasę polityczną. Kapitał założycielski spółki stanowiło 100 000 starych złotych (czyli aktualnie 10 zł). Działając niespełna dwa lata, zdobyli fortunę wykorzystując lukę w przepisach regulujących oprocentowanie powierzanych bankom pieniędzy. 


Mechanizm nazwano oscylatorem ekonomicznym. Polegał na lokowaniu pieniędzy i pobieraniu potwierdzonych czeków (kto pamięta co to jest czek?), a następnie pobieraniu na ten czek w innym banku, pieniędzy i lokowaniu ich ponownie, by znów odebrać potwierdzony czek itd., byle szybko. Informacje o realizacji czeku przesyłano pomiędzy bankami pocztą, kurierem, a bardzo rzadko telegraficznie, co powodowało, że ta sama suma była wielokrotnie w tym samym czasie oprocentowywana. Nadzór bankowy zwrócił uwagę na proceder już w grudniu 1990 r., a raczej został zawiadomiony o możliwej aferze, przez oddział BHK we Wrocławiu. W styczniu 1991, prezes NBP Władysław Baka nakazał obligatoryjnie potwierdzać wypłaty na duże czeki telegraficznie (powyżej 30 mln starych złotych czyli 3 tys. PLN). O problemie nie poinformowano nawet Ministerstwa Finansów. Było więcej pracy, ale te same pieniądze dawało się zarobić i w mniejszych kawałkach. W sumie Art-B przerzuciło pomiędzy bankami 6,2 tys. czeków. Szacuje się, że spółka zarobiła na procederze 10 mln $. Czeki nie miały pokrycia, bo kredytowały je inne banki, czyli razem z polskiego systemu bankowego ubyło 420 mln PLN.


Nie była to jedyna działalność spółki, ale ta najbardziej zyskowna. Poza tym handlowano kawą, mlekiem w proszku, odzieżą, RTV, złotem, bronią. Panowie wykupili kilka upadających przedsiębiorstw państwowych, kupowali dzieła sztuki (w dworku w Pęcicach zgromadzono wspaniałą galerię), wydawali płyty, współfinansowali PC i Telegraf, a nawet akcję MOST, pozwalającą rosyjskim Żydom opuścić kraj komunistycznego dobrobytu, czyli ZSRR i udać się do Izraela. Bogusław Baksik otrzymał nagrodę Kisiela. O Art-B głośno zrobiło się, kiedy wykupili od Ursusa roczną produkcję ciągników, aby ratować zakład przed upadkiem. Do UOP, prokuratury i ministerstw zaczęły dochodzić niepokojące komunikaty.


Niektórzy twierdzą, że Art-B tylko wykorzystywała słabość polskiego systemu finansowego. Inni, że robiła to, co robią wszyscy przedsiębiorczy ludzie na świecie.  Sprawą ustawodawcy jest bowiem tworzenie prawa, które będzie od takich możliwości wolne. Karani powinni być ci, którzy przygotowują wadliwe i niedopracowane ustawy. Zdaniem polskich organów ścigania operacje bankowe, które wykonywali Bagsik i Gąsiorowski były nielegalne i twórców Art-B uznano za winnych. Mówi się, że afera Art-B miała przykryć problemy WSI i postkomunistów z Aferą FOZZ, która właśnie zaczęła nabierać rozmachu. Jak było naprawdę, pewnie trudno teraz już dociec, bo wersji wydarzeń jest zbyt wiele, a splot wydarzeń przypomina węzeł gordyjski.


Wydano nakaz aresztowania (tydzień za późno), a nawet międzynarodowy list gończy (trzy miesiące za późno), więc obu rodzinom udało się Polskę bezpiecznie opuścić i przez Niemcy dotrzeć do Izraela. Tam otrzymali obywatelstwo, a A. Gąsiorowski już nawet je miał. O planowanej akcji uprzedził ich Maciej Zalewski, poseł PC, sekretarz stanu w kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy i główny bohater afery spółki Telegraf, ale to wydało się dużo później. Pieniądze Art-B opuściły Polskę dwoma drogami, część w postaci dolarów kupionych od A. Gawronika, w workach, wyleciała prywatnym samolotem. Reszta jako wpłata za fikcyjną fakturę – zakup nigeryjskiej ropy, została przelana na konto własnej spółki w Irlandii.


W procesie skazano kilku wysokich urzędników bankowych i zmieniono prawo, zamykając lukę umożliwiającą oscylator. Polscy prokuratorzy jeździli do Izraela przesłuchiwać obu panów, ale Izrael konsekwentnie odmawiał i odmawia wydania swoich obywateli na pastwę zagranicznych służb ścigania. Bogusław Baksik wykazał się nieostrożnością i wjechał do Szwajcarii, a tam go aresztowano i przeprowadzono ekstradycję. Został skazany na 9 lat więzienia, ale opuścił je wcześniej (w 2004 r.). Gąsiorowskiego nie złapano nigdy, chociaż jeszcze za swojej pierwszej bytności w Ministerstwie Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro doprowadził do wydłużenia okresu ścigania, aby sprawa się nie przedawniła. Stało się to ostatecznie w 2015 r., a już w 2013 uchylono nakaz jego aresztowania. 


Po 25 latach od zaistnienia afery opisał ją i losy jej bohaterów, w książce Ścigani Piotr Pytlakowski. Od ponad 20 lat trwa likwidacja spółki, co na razie doprowadziło do upadku Bank Kredytowo-Handlowy w Katowicach, ale też likwidowany bank jest teraz właścicielem Art-B w likwidacji, bo taką umowę podpisano jeszcze w 1991 r. Bank pięć z zakupionych przez spółkę obrazów przekazał do NBP wobec którego miał zobowiązania. Te znalazły się w depozycie Muzeum Narodowego, razem z resztą wspaniałej kolekcji (była wystawa).

Pierwszym likwidatorem Art-B został Aleksander Gawronik, senator, ale wcześniej twórca sieci kantorów wymiany walut na granicy z Niemcami. Po miesiącu właśnie dogoniły go stare, ciemne sprawki, został aresztowany, a jego miejsce zajęli dwaj inni panowie: prokurator i likwidator. Sprzedano już kilkadziesiąt traktorów, ponad 100 samochodów i blisko sto nieruchomości. Dało to więcej pieniędzy niż próbowało państwo odzyskać. 


Podobno mówi się o reaktywacji spółki, szczególnie, że właściciele nie wycofali się z bussinesu. A. Gąsiorowski prowadzi całkiem intratne interesy poza Polską, a przede wszystkim fundację wspomagającą ofiary Holokaustu. Natomiast B. Bagsik już po wyjściu z więzienia zaplątał się w kolejną aferę. Tym razem była to piramida finansowa Forex. Był nawet przez chwilę moim sąsiadem. Miły człowiek.


Można się dziwić, że jeszcze o Art-B nie powstał film fabularny. No, bo aż niemożliwe wydaje się, żeby dwóch skromnych facetów wodziło za nos cały aparat państwowy i nikt się nie zorientował? Opowiadanie przypomina scenariusze różnych filmów sensacyjnych i to z elementami komediowymi, jak zawsze, kiedy Dawid wygrywa z Goliatem. Mnie oczywiście najbliższy jest Fuks (reż. M. Dutkiewicz, 1999), przy powstawaniu którego pracowałam.


Pracowało się znakomicie i to na wszelkich możliwych polach. Krytycy od lat podkreślają, że to chyba taka jedyna sytuacja, gdy w filmie sensacyjnym nie ma przemocy, krwawych scen, równie krwistych scen erotycznych, a nawet nikt nie klnie. Jest za to rewelacyjne aktorstwo i trudno wybrać, kto w tym zestawie jest najlepszy. Maciek Stuhr w roli głównej, Agnieszka Krukówna, która mu partneruje, czy dwóch kolosów: tatuś gangster – Adam Ferency i fajny gliniarz – Janusz Gajos (lwy za drugoplanową rolę męską), a w niewielkich, ale fantastycznych rólkach Gabriela Kownacka i Stanisława Celińska. Scenę pisania przez Gajosa na komputerze, za to jednym palcem, protokołu ze zgłoszenia kradzieży super Audi, które to zgłoszenie składa Adam Ferency, udając skromnego obywatela mogę oglądać bez końca. Uwielbiam rajdowe jazdy Maćka maluchem. A rozmowy Maćka z Celińską to czysta frajda. Zawsze podziwiam Amerykanów za filmowe rozwiązania techniczne, które niekoniecznie muszą być prawdziwe, ale dają szansę, żeby w nie uwierzyć. Nawet dramatyczny pościg policyjny za kradzionym samochodem prowadzonym przez Maćka budzi szacunek.


Film jest świetnie wymyślony, ma bardzo precyzyjnie ułożony scenariusz i dialogi, które raz powiedziane, przyklejają się do człowieka na lata. Jakby zawodowiec zobaczył moją brykę, toby pod dom odstawił i jeszcze szyby by umył… Ciebie to z domu samego nie powinni wypuszczać… Ty w policji powinieneś pracować, taki jesteś sprytny…  Chce mnie pan wsadzić za próbę ucieczki? Nie, zastrzelić… Co tam słychać w naszej dzielnej policji, panie Bond?…  Nie mówiłeś, że mnie przykują do kaloryfera. Wszystkiego nie mogłem przewidzieć…  Do wieczora ma się znaleźć, bo pomyślę, że któryś z was to zmontował.  Przecież szef nas zna. Właśnie dlatego…  Ciekawe co byś zrobił jakby cię złapali. Nic, czekał bym na widzenie…  Nie ma mnie. Jestem na kolacji w Bristolu… mówi Gajos jadąc radiowozem i jedząc coś z papieru. 


Niedocenioną osobą jest dla mnie współscenarzysta i reżyser filmu Maciek Dutkiewicz i ze smutkiem patrzę na jego filmografię, w której od lat pojawiają się głównie seriale. Może bolesne zderzenia z producentami filmów (Operacja SamumW pustyni i w puszczy) do których pisał scenariusze i marny efekt wizualizacji jego pracy tak go zniechęciły? Bo przecież pisał scenariusze także dla siebie i te realizacje (film fabularny Nocne graffiti, teatr TV Randka z diabłem, seriale Defekt, a ostatnio Na krawędzi), były i są bardzo udane. 


Muzykę do filmu pisał Marek Kościkiewicz i także nie ma powodów do narzekań. W sumie nie forsuje własnego tematu, a jedynie uwypukla nastroje, za to jak. Nie mniej uzupełniłam ją na własną rękę, o kilka piosenek, które na nasze szczęście w większości nadal są rozpoznawalne, a więc świetnie spełniają swoją rolę. Szczególnie cieszyły mnie te utwory, które śpiewali nasi bohaterowie: Sing, singDziewczyny są gorąceChłopaki nie płaczą. Starczyło nam nawet pieniędzy na wkopiowanie kawałka z filmu W samo południe (reż. F. Zinnemann, 1952). Ale szczytem ekwilibrystyki okazało się zdobywanie praw do nagrania mush up Kasa i seks (muz. i sł. A.Korzyński). Na nagranie oryginalne, z Marylą Rodowicz, nałożono warstwę  w wykonaniu Kasy i spółki, jak się okazało bez uzgodnienia z właścicielami praw. I ten problem właśnie nam udało się pozytywnie rozwiązać. I jeszcze pojedyncze krople wody w łazience, w czasie rozmowy Maćka z panem dyrektorem łapówkarzem. Ale to już sukces Basi i Piotrka Domaradzkich.