Film muzyczny w czasach kina niemego

You are currently viewing Film muzyczny w czasach kina niemego

Co to jest film muzyczny? Bardzo trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Jest to gatunek niejednorodny, a właściwie określa się tak wszystkie filmy w których muzyki jest dużo i ma ona wpływ na przebieg akcji filmu, a czasem wręcz tę akcję prowadzi. Film muzyczny był pierwszym filmem dźwiękowym jaki nakręcono (Śpiewak jazzbandu) i nie był to przypadek. Muzyka ma działanie porządkujące. Znakomicie wyznacza i organizuje czas. Występy estradowe to gotowe scenki, które wystarczy tylko zarejestrować kamerą. Jeżeli tak zdefiniujemy film muzyczny, to warto zobaczyć, czy gatunek ten nie pojawił się wcześniej niż rejestrowany dźwięk w filmie, wśród dokonań kina niemego?


Z problemem co i jak rejestrować, filmowcy borykali się od początku istnienia kina. W pierwszych próbach film był jednym ujęciem, najczęściej dokumentalnym. Następnym etapem był film fabularny, złożony z jednego ujęcia, lub kilku scen, z których każda była jednym ujęciem. Potem powstawały sceny złożone z wielu ujęć. Tu pojawił się problem rytmu gry aktorskiej, gestykulacji czy tempa kroków, zarówno w ramach jednego ujęcia, jak i kilku ujęć po sobie następujących. 


W życiu taką porządkującą rolę w naszym zachowaniu spełnia dźwięk, dlatego gdy dźwięku zabrakło, szukano innego sposobu, którym można by w czasie kręcenia filmu, nadawać działaniom aktorów wspólny rytm. W ten sposób na planie filmowym pojawiła się, wykonywana na żywo lub z płyt, muzyka (1906). Jeżeli współcześnie próbujemy akompaniować filmom niemym w czasie projekcji, bez trudu odkrywamy, że sceny są bardzo jednolite w tempie. Temu samemu rytmowi poddawany jest ruch wewnątrz kadrowy, a potem montaż obrazu.


Taką scenę kręconą do filmu niemego, realizowaną z rytmizującą akcję muzyką, oglądamy w filmie Deszczowa piosenka (reż. S. Donen, G. Kelly, muz. N. H. Brown, L. Hayton, sł A. Freed, 1952). Takie są moje doświadczenia ze współpracy z Krzesimirem Dębskim przy opracowywaniu muzycznym 15 niemych filmów Charliego Chaplina. Z dzisiejszego punktu widzenia można by tak realizowane filmy potraktować jako muzyczne, bo realizowano je pod dyktando muzyki. Potem kolejną muzykę dokładanego do gotowego obrazu i tę ilustrację słyszał kinowy widz.


Co to była za muzyka? Początkowo opracowanie muzyczne seansu tworzyły utwory, które umiał zagrać zaangażowany zespół lub takie nagrania jakie posiadano. Potrzebna była muzyka, niekoniecznie związana z obrazem lub całkiem do niego nie pasująca. Niektórzy twierdzą, że miała zagłuszać aparaturę, inni że zastępować dialog i efekty. Najrozsądniejsze wydaje się stwierdzenie, że miała powodować, aby inne dźwięki stawały się zbędne. Żeby widzowie nie odczuwali ich braku. Nadawała rytm, którego bez dźwięku obraz jest w pewien sposób pozbawiony. 


Kolejny etap to wykonania na żywo i płyty z utworami z muzyką klasyczną i popularną, już wybraną pod kątem jej ilustracyjnej przydatności. Często według instrukcji, jaką dołączały do kopii filmu, wytwórnie filmowe. Następnie zarejestrowane na płytach lub wykonywane na seansach kompozycje, dedykowane przez kompozytora konkretnemu filmowi i jego konkretnych fragmentom. Wreszcie kompozycje uniwersalne, czyli muzyka na różne filmowe okazje, o znaczących tytułach miłość, pościg pożar, rozpacz, pisana na zamówienie kinotek, wybierana przez zatrudnioną przez kino osobę, do właśnie pokazywanego tytułu. Ona także miała swoją wersję nutowa I płytową.


Co to były za nagrania? Typowe płyty gramofonowe, rejestrowane na poziomie aktualnych możliwości i umiejętności, który przez 30 lat filmu niemego bardzo się zmieniał. Rejestrowano, bo o realizacji, czy reżyserii nagrań zaczęto mówić o wiele później. Na razie prowadzono nierówną walkę technologiczną. Orkiestry grały słuchając się batuty nakopiownej na kopię filmu lub według zsynchronizowanej z projektorem partytury, która przewijała się na pulpicie dyrygenta.


Inne pomysły, rytmizacji filmu, to Kinetofon i Kinefon. Dźwięk nagrywano w formie słuchowiska na płyty, a następnie dokręcano, do niego obraz. Nie były to filmy muzyczne, ale „playbackowe”. W Polsce, w 1913 r. wytwórnia Sokół zrealizowała w ten sposób Potop i Krzyżaków według powieści Henryka Sienkiewicza. Ciekawostka cieszyła się powodzeniem bardzo krótko, a w następnych filmach  powrócono do tradycyjnej technologii. 


Z czasem film niemy rozwinął się na tyle, że starano się pokazywać co raz bardziej zawiłe problemy. Sposobem na przedstawienie widzowi tak skomplikowanej akcji, był montaż. Sztukę montażu uzupełniano napisami, które umieszczano na czarnych planszach pomiędzy ujęciami. Były to napisy wyjaśniające, lub streszczające dialog. Pod ekranem stawał bonimenteur, czyli opowiadacz i pomagał widzom połapać się w zawiłej fabule. 


W niektórych filmach, pojawił się dubbing na żywo. Kręcono je nie rejestrując dźwięku, ale aktorzy wygłaszali przed kamerą swoje kwestie i tak film był montowany. Jednocześnie grupa aktorów odgrywała nauczone role, na każdym seansie użyczając głosu postaciom i naśladując dźwięki natury. Pojawiły się także filmy realizowane opisaną techniką, w których śpiewano, a nawet filmy operowe (brał w nich udział E. Caruso). Spowodowało to rewolucję w kręceniu i montowaniu materiałów, którą potem ugruntował film dźwiękowy. 


Na dalekim wschodzie spektakle kinowe miały niezwykłą oprawę. Widzowie stawali się narratorami, którzy opowiadali fabułę, aktorami dubbingującymi występujące postaci, twórcami efektów dźwiękowych i ilustracji muzycznej. Do dziś odbywają się specjalne spektakle z udziałem benszi (jap. ben – mówić, szi – osoba mówiąca), który w trakcie filmu komentuje i uzupełnia jego akcję. Był to jeden z powodów, dla którego kino dźwiękowe pojawiło się w Japonii bardzo późno. Jeszcze w 1937 r., na 524 wyprodukowane filmy, 209 nie miało dialogów, 50 miało tylko efekty dźwiękowe, a 159 było całkowicie niemych.