Bajki. Ja lubię ogromnie

You are currently viewing Bajki. Ja lubię ogromnie

Śledziłam swojego czasu, wypowiedzi krytyki dotyczące dwóch komedii romantycznych goszczących jednocześnie na naszych ekranach, ale nikt nie napisał o różnicach w sposobie opracowania ścieżki dźwiękowej, który w moim przekonaniu w znaczący sposób wpływał na odbiór każdego tych filmów.

Komedia romantyczna to bajka, specyficzny gatunek, w którym przy pozorach realności opowiadamy historię, która musi się skończyć happy endem. Widz wie to doskonale i bawi się zarówno kolejnymi meandrami sytuacji i niespodziewanych zbiegów okoliczności, jak i ślepotą bohaterów, którzy brną w tony problemów, nie zauważając sygnałów pozostawianych przez realizatorów. Bohaterowie są sympatyczni, lubimy ich, a pobyt  w kinie ma być czystą rozrywką, powinniśmy wychodzić z seansu odprężeni, zrelaksowani i pozytywnie nastawieni do świata.


Niewątpliwie takie założenie przyjęli i perfekcyjnie zrealizowali twórcy Tylko mnie kochaj (reż Ryszard Zatorski, operator obrazu Tomasz Dobrowolski, dźwięk Marek Wronko 2006). Świat pokazywany przez operatora obrazu jest pastelowy, wysmakowany w kolorze i organizacji kadru. Mamy czas podziwiać estetyczne ujęcia, odbicia w szybach, eleganckie detale. Sekunduje mu znakomita scenografia i kostiumy. Gra aktorska powściągliwa, choć postacie jak to w komedii w przyjazny sposób lekko przerysowane. Znakomicie przygotowana i poprowadzona Michalina, która wzbudza we wszystkich ciepłe i serdeczne uczucia. Myślę, że mało kto zauważył (ale na pewno odczuł) podobną harmonię panującą w dźwięku. Dialogi są czytelne, efekty dyskretne i nie absorbujące swoją obecnością, choć nie stwarzające wrażenia jakichś braków. Z materiałów 100% usunięto praktycznie wszystkie dźwięki towarzyszące pozostawiając jedynie dialog, a więc to co słyszymy jest pełną kreacją i świadomym, bardzo precyzyjnym doborem zarówno dźwiękowych elementów, ich brzmień, jak i ich wzajemnych proporcji. Nawet silnik BMW choć prawdziwy i dobrze rozpoznawalny dla koneserów, brzmi łagodnie i przyjaźnie, nie agresywne są też gokarty. Dzięki temu możemy bawić się muzyką (Maciek Zieliński) i rozsmakowywać w dobranych piosenkach. Aby nam to uprzyjemnić obraz montowano dostosowując się do wcześniej przygotowanej propozycji muzyki. Dźwięki nie konkurują ze sobą o widza, który ma poczucie okalającego go ładu.

Podobnej refleksji zabrakło chyba realizatorom drugiego filmu (Ja wam pokażę), który zmęczył mnie agresywnością dźwięku. Łomot towarzyszący każdemu wejściu, czy zejściu po schodach może jest autentyczny, ale bardzo denerwujący. Nachalne wydają się wiecznie te same, wszędzie śpiewające i ćwierkające ptaszki. Wszystkie efekty są zbyt mocne, za dużo jest krzyku i agresji w dialogach. Wreszcie trudno doszukać się logiki w przypadkowym opracowaniu muzycznym, co zamiast uspakajać jeszcze bardziej komplikuje sytuację. 

Rozważania te polecam uwadze tych realizatorów i ich producentom, którym wydaje się, że na zdjęciach praca nad filmem się kończy, a dźwięk to dodatek, który poza dialogami nie ma większego znaczenia. Prawidłowe udźwiękowienie wymaga fachowców, sprzętu, warunków i określonego czasu zarówno na przygotowanie jak i zgranie filmu, Dobre udźwiękowienie to ogromnie ważny element opracowania filmu, znakomicie jeżeli nie zauważalny,  to odczuwalny przez widzów. 

Odczuwają to także filmowcy, o czym świadczą co roku przyznawane nagrody filmowe za dźwięk, gdzie jeszcze nie zdarzyło się, aby uhonorowano inną niż rzetelną i bardzo piękną dźwiękową robotę. Szkoda tylko, że pamięć o takim wyborze zawodzi, gdy planowane są budżety, zamawiany sprzęt, zatrudniani fachowcy i wybierane miejsca, w których praca ma być wykonana.