Praca w filmie ma swoje wady, ale też bezsprzeczne zalety. Bywamy w miejscach w których większość naszych potencjalnych widzów nie bywa lub bywać nie może (jak np. więzienie, fabryka PCV, łódź podwodna, największa cegielnia w Europie, podziemia Pałacu Kultury, śmigłowiec, fabryka głośników czy zakłady wojskowe). Podróżujemy po kraju i świecie. Bywamy w zapadłych dziurach, największych stolicach, czy cudownych bądź strasznych miejscach na końcu świata.
Poznajemy ludzi znanych z ekranu i pierwszych stron gazet, o czym marzą szczególnie nastolatki. Nie zbieramy ich autografów, bo są to nasi koledzy z pracy. Możemy z nimi widywać się, rozmawiać, zaprzyjaźniamy się, bądź nie lubimy. Spotykamy służbowo i prywatnie. Współpracujemy i wspomagamy ich naszymi umiejętnościami. Często te prawie intymne kontakty, gdy obserwujemy jak z trudem opanowują jazdę konną, pracę dentystki, czy grę na puzonie powodują, że stają się bardziej ludzcy, a więc bardziej otwarci i bliscy.
Może z racji takich właśnie powodów, wiadomość o śmierci Donalda Sutherlanda (1935 – 2024) bardzo mnie zaskoczyła. Zapamiętałam go z międzynarodowej produkcji Eminent Domain (reż. John Irvin, 1990), miał wtedy 55 lat i potem nigdy już się w moich oczach nie postarzał, ani nie zmienił. Dopiero teraz przeczytałam, że chorował, a w ostatnich latach grał role mniejsze i często mało prestiżowe. Niezmiennie odmawiał udziału w filmach brutalnych, a role w Słomiane psy/Straw Dogs (reż. S. Peckinpah, 1971) i Oswobodzenie/Deliverance (reż. J. Boorman, 1972) uzyskali dzięki jego odmowom Dustin Hoffman i Jon Voight.
Miał korzenie szkockie, niemieckie i angielskie. Urodził się w Nowym Brunszwiku w Kanadzie. W latach szkolnych grał w hokeja, ale też zajmował się lalkarstwem. Studiował w Toronto i Londynie. Był na wymianie studenckiej w Północnej Finlandii. Sławę zdobył rolą w M.A.S.H. (reż. R. Altman, 1970) i od tej pory pracował w Hollywood. Wcześniej grał m.in. w: Parszywej dwunastce/The Dirty Dozen (reż. R. Aldrich, 1967) i Złocie dla zuchwałych/Kelly’s Heroes (reż. B.G. Huttona, 1970).
Później w: Nie oglądaj się teraz/Don’t Look Now (reż. N. Roeg, 1973), Casanovie (reż. F. Fellini, 1976), Orzeł wylądował/The Eagle Has Landed (reż. J. Higgins, 1976), Zwyczajnych ludziach/Ordinary People (reż. R. Redford, 1980), Igle/Eye of Needle (reż. R. Marquand, 1981), Czasie zabijania/A Time to Kill (reż. J. Schumacher, 1996), JFK (reż. O. Stone, 1991), Miasteczku Salem/Salem’s Lot (reż. M. Salomon, 2004), Igrzyskach śmierci/The Hunger Games (reż. G. Ross, F. Lawrence, 2012, 2013, 2014, 2015).
Był aktorem kanadyjskim i nigdy nie zmienił obywatelstwa. W sumie zagrał w ponad 170 filmach. Zdobył Primetime Emmy i dwa Złote globy. Miał nominację do nagrody BAFTA i 7 nominacji do Oskara, ale nigdy Oskara nie zdobył. W 2017 r. otrzymał honorowego Oskara za całokształt twórczości. Ma też swoje gwiazdy w Kanadyjskiej alei gwiazd (2000) i alei Hollywoodzkiej (2011). Trzech jego synów zostało aktorami.
Był postacią ciekawą i intrygującą. Wielu uważało go za jednego z najmądrzejszych aktorów. Wszechstronnie wykształcony (miał dyplom inżyniera, a studia politechniczne łączył ze studiami aktorskimi), miał ogromną wiedzę z różnych dziedzin i błyskotliwą inteligencję. Jako dziecko wiele chorował (gorączka reumatyczna, zapalenie wątroby, polio) i całe życie miał problemy ze zdrowiem. Jako już uznany aktor przeszedł zapalenie opon mózgowych.
Nie przeszkadzało mu to w pracy, ale źle znosił np. dym papierosowy, który wyczuwał nawet, kiedy palacz był w pomieszczeniu kilka godzin wcześniej. Boleśnie mogła się przekonać o tym polska produkcja, kiedy o mało nie doszło do zerwania kontraktu. A wtedy palenie było w modzie, więc ściganie palaczy było trudno zrozumiałe i w Polsce wręcz abstrakcyjne. Był działaczem antywojennym, przeciwnikiem wojen w Wietnamie i Iraku. Przez kilka lat był związany z Jane Fondą (poznali się na planie Klute, reż. A.J. Pakula, 1971) i wtedy razem działali, a nawet współprodukowali film dokumentalny przeciwko wojnie (1972).
Domena władzy (film znany także jako W matni lub Prominent) to dramat polityczny, wyprodukowany w języka angielskim przez Kanadę, Francję i Izrael. Akcja toczy się w 1972 r. w Polsce, a bohater grany przez Donalda to jedna z głównych osób w kierownictwie partii i państwa. Nagle i bez widocznych powodów zostaje odsunięty od władzy i traci swoje przywileje. Spotyka go ostracyzm, a od przyjaciela z MSW dowiaduje się, że ma założone podsłuchy i cały czas jest śledzony. Wszystko to doprowadza do tragedii.
W filmie gra wielu polskich aktorów (Andrzej Grabarczyk, Joanna Jędryka, Marek Kondrat, Henryk Bista, Krzysztof Kowalewski), a w międzynarodowej ekipie znajdujemy nazwiska Witolda Adamka, Zbigniewa Preisnera, Alana Starskiego, Doroty Roqueplo, Teresy Gruber, a przede wszystkim Andrzeja Krakowskiego (scenarzysta – wspólnie z Richardem Greggsonem i współproducent) oraz Michała Szczerbica, który poprowadził, wraz ze swoją ekipą, produkcję.
Było to pierwsze zlecenie takiego formatu, które postanowiono nakręcić w Polsce. Trochę nie było wyjścia, bo akcja toczyła się w popularnych miejscach i budynkach użyteczności publicznej, a więc zamiast budować kosmiczne dekoracje postanowiono wykorzystać to, co było już gotowe, stało i wyglądało, razem z całą okolicą. Były też rekwizyty, meble oraz powszechna wiedza, którą każdy z nas nabywał przez lata. Zdjęcia kręcono w Warszawie i Gdańsku oraz w dekoracjach wybudowanych na hali w WFDiF.
Na planie byłam zaledwie kilka razy, ale pamiętam wrażenie, jakie robiło filmowe miasteczko (chyba pierwszy raz wtedy użytych) kamperów, rozstawione pod kolumną Zygmunta, czy na Placu Teatralnym. Z daleka wyglądało jak bogaty tabor cygański, ale musiało tak wyglądać. Każda gwiazda, czy prominentny członek ekipy, miała swój kamper, były też kampery kostiumów, charakteryzacji, sanitariaty, cały segment żywieniowy i in.
Kampery przemieszczały się z ekipą wszędzie, a więc także kiedy w WFDiF zdjęcia odbywały się na hali, kampery zajmowały sporą przestrzeń w okolicy. Nie pamiętam czy był regularny catering, czy odpłatny bufet. Na pewno dyskutowano o żywności wegetariańskiej, majonezie zamiast masła i innych poważnych problemach, które dla nas po latach zdobywania czegoś do jedzenia, brzmiały abstrakcyjnie.
Ja współpracowałam z operatorem dźwięku Dani Natovichem, Kanadyjczykiem, który świetnie mówił po polsku, ale notatki zapisywał systemem dziwnych robaczków, jak mniemam po hebrajsku. Mieliśmy swoje telefony (jego do hotelu i mój domowy) więc porozumiewaliśmy się samodzielnie, bez tłumaczy i produkcji. Chodziło o przygotowanie playbacków. Nagrywał na Nagrze, więc bez problemu to zrobiłam.
Dla mnie to była nowość. Dopiero za chwilkę zaczęliśmy zakładać firmy i działać w biznesie. Dani zatrudniał dwóch mikrofoniarzy i miał swój własny sprzęt. Wszystko było spakowane w specjalistyczne opakowania. Przede wszystkim korzystał z tak popularnego teraz wózka. Miał szufladki z końcówkami i korekcjami do kabli, stanowisko do lutowania itp. Reżyser od niego dostawał odsłuch na słuchawki, zresztą na planie był podgląd z kamery rzecz u nas jeszcze nieznana, więc reżyser spokojnie oglądał efekt prac na bieżąco.
Nie byłam konsultantem muzycznym filmu, ale osobą odpowiedzialną, za jedyną muzyczną scenę, za to wyjątkowo trudną i specyficzną. To był bal sylwestrowy w KC, albo podobna impreza. Miałam wybrać odpowiedni utwór, ale nie był to wybór docelowy. Dotyczył tylko zdjęć i montażu obrazu, a więc coś w rodzaju temp tracka. Przede wszystkim był niezbędny, żeby aktora nauczyć tańczyć i musiał mu się podobać.
Kontakt z Donaldem Sutherlandem nie był tak prosty, jak z operatorem dźwięku. Taka gwiazda przemieszczająca się spokojnie po okolicy nie uszła by niczyjej uwadze. Dlatego cały czas był chroniony. Do hali nie wolno było wchodzić, a mnie wprowadzał tłumacz/przewodnik i był wyznaczony czas pomiędzy ujęciami, kiedy możemy porozmawiać, lub raczej ja odpowiem na pytania, które aktor chce mi zadać, bo ja miałam mu zapewnić komfort pracy i bezstresowe do niej przygotowanie.
Był bardzo zainteresowany tym co dla niego planuję, ale nie napastliwy. Chyba mój plan mu się spodobał. Utwór nie był dla niego najważniejszy. Dużo trudniejsze było zadanie nauczenia go tańczyć. Miał świadomość, że jest bardzo wysokim mężczyzną, z trochę za długimi rękami i nogami. Absolutnym hitem była długość jego stopy (Dorota Roqueplo twierdzi, że 49, a buty robili na zamówienie u Kielmanów), która robiła wrażenie. Miał do siebie dystans i wspólnie się trochę pośmieliśmy, ale film jest filmem. Nie mógł wyglądać śmiesznie, ani karykaturalnie. Miał być dostojny i elegancki. I był.
Mój plan był następujący. W stanie wojennym prowadziliśmy z mężem stolarnię i ta stolarnia dostała zlecenie wykończenia pomieszczeń na ulicy Kruczej, adaptowanych na szkołę tańca Państwa Polańskich. Kiedy kręciliśmy film szkoła już jakiś czas działała i miała dobrą renomę. Właściciele mnie znali, a ja wiedziałam jak w środku cała lokalizacja wygląda i jakie mamy możliwości.
Aktor miał ograniczony czas np. po zdjęciach, albo, kiedy nie był potrzebny do jakichś scen, co było wiadome z jedno – dwudniowym wyprzedzeniem. Chcieliśmy, żeby zapewniono nauczyciela/nauczycielkę i niezależnie partnerkę do tańca, najlepiej o posturze naszej aktorki (Anne Archer). Powinien w szkole być sam, czyli nie mogły odbywać się w tym czasie inne lekcje, ani kręcić ludzie. Aktorowi towarzyszył tłumacz, ale zależało nam, aby osoby które będą z nami współpracować znały angielski.
Oczywiście znalezienie sali na próby nie było bardzo trudne, ale największą zaletą mojego pomysłu były lustra, którymi obwieszono salę taneczną, dzięki czemu cały czas aktor mógł kontrolować jak wygląda i bez zbędnych uwag sam się poprawiać. To mu się podobało najbardziej. Donald miał pewne przygotowanie muzyczne, dobry słuch i poczucie rytmu, to ułatwiało, chociaż sądzę, że kluczowe było poczucie humoru oraz duży zapał całej ekipy tanecznej, żeby go dobrze przygotować. Ja na próby nie chodziłam, żeby go nadmiarem osób nie deprymować.
Jak wyszło? Widać w filmie. To drobna rzecz, niektórzy w ogóle jej nie zauważą, ale tylko dzięki temu, że się nie wyróżnia ani dobrze, ani źle. Czasem od spektakularnego popisu ważniejsze jest zajście z linii ognia i to nam się udało.