Korowody z cytrą

You are currently viewing Korowody z cytrą
Korowód (2007), reż. Jerzy Stuhr

Jerzy Stuhr był reżyserem wiecznie poszukującym. Jego filmy były skromne, kameralne, ale… no właśnie. W każdym znajdzie się coś co zapewni pracę konsultantowi muzycznemu i zmusi go do szczególnego wysiłku. W filmie Korowód (2007) była to cytra, na której grywa jedna z bohaterek. Co więcej gra na instrumencie tak znakomicie, że zdaje do klasy mistrzowskiej, tego instrumentu, na Uniwersytecie muzycznym (UMFC) w Warszawie.

Cytra nie jest instrumentem klasycznym. Nie ma ściśle określonej budowy, ani możliwości. Każdy instrument jest inny. Nie uczy się na niej gry w szkołach muzycznych, a tym bardziej nie ma takiej klasy mistrzowskiej na UMCF. Natomiast jest w Konserwatorium Wiedeńskim, w Insbrucku, Salzburgu. Austriacka specjalność. I rzeczywiście znane są nazwiska kilku wirtuozów (w skali świata), którzy wykonują na cytrze muzykę klasyczną, nawet współczesną (Martin Mallaun) i jazz (Harakt Oberlechner). Najbardziej znany to Anton Karas (zm. 1985), który skomponował do filmu Carola Reeda Trzeci człowiek (1949), swój słynny filmowy temat. W latach 20. XX w. był ktoś taki jak Witold Jodko solista teatrów carskich i dyrektor szkoły muzycznej.

Reszta cytrzystów to muzykanci ludowi, którzy grywają na swoich cytrach, mozolnie wyćwiczony własny repertuar. Bo cytra w swojej najbardziej rozbudowanej odmianie to instrument ekstremalnie trudny, co było przyczyną najpierw jego sukcesu, a potem upadku. Oczywiście zarówno ja, jak i znakomity kompozytor muzyki współczesnej Paweł Szymański (także mój szkolny kolega fagocista i mąż Ani, która już w pierwszej kasie podstawówki siedziała w ławce przede mną, jest psychologiem muzyki i niepraktykującą flecistką) mogliśmy odpowiedzieć reżyserowi: tak, widzieliśmy cytrę; tak, wiemy jak brzmi; ale…. nie mamy pojęcia jak się na niej gra, jakie utwory można dla niej skomponować i jak się to zapisuje. Nie umiemy też samodzielnie nauczyć aktorki. Cóż za jednomyślność.

cytra

Szukamy wiedzy i wsparcia. Najprostsze cytry, równie stare jak harfy, spotyka się w Afryce. Są to cytra jamowa, rurowa, korytkowa, tratwowa, drążkowa itd. Najstarsze, na naszym kontynencie, pojawiły się w Grecji (gr. kitara), a potem w średniowiecznej Europie (XI w.). Były odmianą psalterium (gr. psallein – szarpać), które pochodzi od tureckiego quanun.Cytra europejska (niem. Zither) została skonstruowana na przełomie XV i XVI w. na terenach Austrii i Niemiec. Nazywana jest koncertową lub alpejską. Jej altowa odmiana to cytra elegijna. Obecny kształt otrzymała na początku XX w.

Zbudowana jest z płaskiego pudła rezonansowego z kształcie prostokąta z jednym ściętym narożnikiem. Najbardziej rozbudowana wersja składa się z dwóch części: podstrunnicy z gryfem, na którą naciągnięte są struny melodyczne (najczęściej 5), które mogą być skracane jak w gitarze, czy lutni; oraz 40, a nawet do 50, których długość jest stała, tak jak na harfie i cymbałach. Struny melodyczne mogą być strojone w stroju wiedeńskim, bawarskim lub kwintowym, ale także w innym, dowolnym. Żadnej regularności.

Typowe są melodie tercjowe, gra akordowa, glissanda, arpeggia. Instrument leży płasko na stole. Lewa ręka obsługuje gryf. Kciuk prawej szarpie struny gitarowe, pozostałe palce prawej ręki grają na części harfowej. Struny potrąca się metalowymi pierścionkami, założonymi na palce, plektorem, lub kostką. Stosowane są też: cytra akordowa (większa od alpejskiej i bez progów), Kinderzuther (bez części akordowej), salzburska, smyczkowa lub skrzypcowa (niemiecki instrument z XIX w.), a także francuska epinette des Vosges i harfowa (tłumiki wyciszają struny niepotrzebne do granego akordu). Na specyficznej odmianie cytry smyczkowej (nazywanej fidolą, jako kuzynką skrzypiec), gra znany kompozytor Jan A.P. Kaczmarek.

Cytra była szeroko znanym i bardzo popularnym instrumentem w Europie w XIX w. Szczególnie w Słowenii, Chorwacji i Węgrzech, oraz Galicji. Skąd pomysł na cytrzystkę powstał w głowie naszego reżysera? No właśnie. Cytra była popularna w Polsce na terenach zaborów niemieckiego i austriackiego, a Jerzy Stuhr jest z Krakowa. Na cytrze grywały panienki z dobrych, mieszczańskich domów. Także babcia, czy ciotki reżysera. Rzeczywiście młoda dziewczyna, grająca na cytrze to bardzo miły dla oka obrazek, a instrument wydaje z siebie dźwięki kojące, kontrastujące z rozgrywającymi się w filmie, cichymi dramatami. Jest też w niej coś niedzisiejszego, szlachetnego i tajemniczego.

Pomysł świetny, zgadzamy się wszyscy, tylko jak go teraz dobrze wykonać?

Grzegorz Tomaszewski, jedyny polski znany cytrzysta – samouk, ale wykształcony muzyk np. na akordeonie, pożycza nam cytrę dla aktorki (Katarzyna Maciąg) i uczy ją wyglądać nad cytrą przekonywująco. Oboje z Pawłem przechodzimy krótki kurs gry na cytrze. W konsultacji z nim, Paweł pisze utwór, który może stać się tematem muzycznym filmu, ale i należeć do programu naszej bohaterki, który szykuje na egzamin. Ja będę nadzorować zdjęcia z udziałem instrumentu, pomagać aktorce i realizatorom w doborze najkorzystniejszych dla niej muzycznie, ujęć.

Pan Grzegorz jest znakomitym muzykiem w swojej kategorii. Grywa utwory ludowe i popularne, ale nie zapuszcza się w muzykę klasyczną, a tym bardziej współczesną. Przyjmuje od nas nuty i ćwiczy. Uprzedza, że utwór jest dla niego za trudny, bo w ogóle nie w stylu w jakim grywa, ale my potrzebujemy właśnie coś takiego. Umawiamy się na nagranie play backu, które próbujemy zrobić sposobem. Wgrywamy w komputer klik, czyli taktujący metronom i partię każdej części cytry nagrywamy osobno. Po wielu godzinach uzyskujemy techniczny playback. Wszystkie nuty są zagrane, ale nie jest to porywająca muzyka. Nie udana jest też wcześniejsza próba uzyskania brzmienia cytry z syntezatora.

Znakomicie przygotowana jest do swej roli aktorka. Możemy robić zdjęcia, ale musimy znaleźć kogoś z absolwentów Wiedeńskiego Konserwatorium, kto zgodzi się nagrać z nami muzykę ilustracyjną i poprawić artystycznie nagrany już utwór. Tę część obowiązków przejmuje ode mnie i Pawła – Ania. Mailuje, dzwoni, rozmawia i pisze w różnych językach. Namawia do współpracy, przyjazdu do Polski w korzystnych dla nas terminach i cenach. Przesyła nuty posiadanego utworu, aby zorientować ewentualnych kandydatów w poziomie trudności i uprzedza, że będą kolejne fragmenty z cytrą w muzyce ilustracyjnej, której jeszcze nie znamy, bo film jest under processing. Trwa to kilka tygodni i głównie widać ciemność.

Wreszcie sukces. Młody, czeski absolwent wiedeńskiej uczelni Michal Müller. Sam komponuje i gra na cytrze różne nieprzytomne wygibasy. Jazz, blues, folklor z całego świata, muzyka filmowa. Słuchamy jego nagrań w Internecie. To jest to. Oczywiście oryginał. Mieszka jakieś 100 km od Pragi. Telefonu stacjonarnego nie ma, komórkowy raz odbiera raz nie, Internet nie dochodzi (obecnie już tak: www.michal-muller.cz). Właśnie urodziło mu się dziecko, więc przez chwilę nie koncertuje, tylko siedzi w domu w głuchej puszczy i pomaga żonie ogarnąć rzeczywistość. Na kilka dni do Warszawy oczywiście przyjedzie, za tyle pieniędzy co mu możemy dać, bo w tym lesie już mu trochę nudno. On przecież żyje, kiedy występuje, albo nagrywa płyty. Strasznie chce do ludzi. Oczywiście musimy opłacić skomplikowaną podróż, hotele, ale na to jesteśmy przygotowani. Wysyłamy nuty na pobliską pocztę leśną faxem. Dobrze, że nie przez pocztowego gołębia. Neni žádný problém. Resztę wyćwiczy w Warszawie. Czyżby koniec naszych nierozwiązywalnych problemów?

Koniec. A nawet więcej. Wielki sukces. Michał jest człowiekiem (po słowiańsku) wesołym, kontaktowym i rozrywkowym. W parę minut zawojowuje Warszawską Orkiestrę Młodych Sinfonia Artis pod dyrekcją Pawła Jankowskiego i całą ekipę zgromadzoną w studio. Neni žádný problém. Gra jak anioł. Robimy kilka wspólnych prób. Potem orkiestra gra swoją partię, a Michał osobno dogrywa fragmentami cytrę. Z obrazem, bez obrazu i cały czas tryskając energią i humorem. Wieczory spędzamy w nieistniejącej już, bałkańskiej knajpie Bania Luka na Puławskiej. Tu też ma z nas najwięcej siły i energii do zabawy. W restauracji gra przecież na żywo bałkański zespół. Przydaje się mój czeski, szlifowany latami w Barrandovie, który umieją zrozumieć tylko wtajemniczeni. Ale Michał rozumie właściwie wszystko i w każdym języku.

Efekt naszej pracy to w 2007 nagroda za scenariusz na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni i nominacje do Orów (polska Nagroda Filmowa) 2008 za muzykę (Paweł Szymański), montaż (Ela Kurkowska) i rolę męską dla Jana Frycza.