Jakiś czas temu pisałam o powieści Zero Marca Elsberga (WAB 2014), a także trylogii Millenium Stiega Larssona (Czarna Owca, 2015) i jej kontynuacji, których intryga oparta jest o działanie Internetu i przestępstwa internetowe. Na tym tle mój problem z zasypującymi mnie reklamami, wydaje się mało istotny. Wielu znajomych wręcz chwali sobie, że reklamy i oferty są tak trochę dla nich robione na miarę. Moje internetowe niepokoje znalazły jednak w między czasie bardzo realną podstawę. W Polityce ukazał się wywiad Jacka Żakowskiego z polskim naukowcem prof. Michałem Kosińskim. Absolwent SWPS, doktoryzował się w Cambridge, obecnie pracuje na Uniwersytecie Stanforda. Generalnie mistrzowska liga międzynarodowa w dziedzinie psychologii i to dokładnie specjalista od cyfrowych platform marketingowych. Z tego wywiadu wynika, że śledzeni jesteśmy znacznie bardziej niż byśmy chcieli, a nawet niż sobie jesteśmy w stanie wyobrazić.
Bez naszej wiedzy w różnych miejscach tworzone są nasze profile osobowościowe. Zbierane są różne dane i to właściwie we wszystkich miejscach, gdzie pozostawiamy swoje elektroniczne ślady. Ile rozmów telefonicznych dziennie prowadzimy? Jak są długie, jak traktujemy namolnych ankieterów? Jak wielu mamy rozmówców? No i teraz spokojnie można ich także sprawdzić. Jakie mamy programy zakupione w pakiecie radiowo-telewizyjnym? Z jakich korzystamy najczęściej? Może dzwonimy gdzieś, albo piszemy, jako zatroskany słuchacz czy telewidz? Które witryny internetowe przeglądamy? Jakie wybieramy informacje? Na jakich portalach się udzielamy? Jakich i ilu mamy znajomych? I znowu można ich sprawdzić. Jakie wybieramy wątki i grupy zainteresowań? Ankiety, testy, quizy, nawet jak w nich nie bierzemy udziału to też jest informacja. Przy użyciu odpowiednich algorytmów można wszystkie te dane na różne sposoby interpretować.
Oczywiście ma to swoje zalety. Nikt nie proponuje mi wózków dziecięcych, ale ubrania dla puszystych tak. Wiadomo, że nie potrzebny mi sprzęt wędkarski oraz nie bywam na safari, za to spędziłam po raz kolejny tydzień w Gdyni, a więc jacyś szaleńcy uznali że muszę tam mieszkać, albo mieć drugie lokum i kilka razy do roku proponują mi wspaniałe promocje, najchętniej usługi kosmetyczne, wygodne materace i garnki. Czyli dane zbierane przez nasz komputer, telefon, telewizor mogą być mylące. Ale i tak są dokładniejsze niż badania, które można było robić wcześniej.
Kobieta, biała, w wieku 50 – 70, z miasta powyżej 1 mln, z wyższym wykształceniem, humanistycznym. To pasuje do wielu osób o różnych pomysłach na życie, poglądach czy przyzwyczajeniach. Ponadto, świadome że są odpytywane, mogą koloryzować i oszukiwać. Oczywiście wstaję rano, uprawiam jogging, chodzę na pływalnie i do fitness clubu, zima biegówki, w lecie rower, jem tylko zdrową żywność, dużo czytam i to same mądre książki, uwielbiam teatr, kino, a za operą wprost przepadam, oczywiście co tydzień filharmonia, telewizja nie, bo to ogłupiające itd. A tu czysta prawda. Właśnie zamówiłam płaszcz w rozmiarze 52 i zastanawiam się na facebooku czy lepsze są ptysie czy eklerki. Kupiłam kije do Nordic walking, ale śladu odzieży sportowej. Kupuję głównie poradniki jak schudnąć przez sen 50 kg w tydzień i znowu kupowałam pióra do resorów. Książki – tylko kryminały, a bilety do teatru to tak raz na pół roku i śladu żadnej bytności nigdzie, nawet jak znajomi rozpisują się o Eugeniuszu Onieginie na Małej scenie Teatru Wielkiego, co to był wydarzeniem. No i telewizor gra 12,5 h na dobę, wyłącznie sport i seriale, więc co jeszcze zdążę zrobić w czasie wolnym od sapania.
To też pasuje do wielu osób tylko trochę inaczej. A nasz elektroniczny ankieter na tej podstawie zna marzenia, lęki, klęski i fobie znacznie lepiej niż chcieli byśmy się przyznać nawet przed sobą. Może być przydatne? Łapiemy nieuczciwego handlarza na allegro, piętnujemy mobbing czy nieudane marki samochodów. Super. Ale może też przerażać. Dopasowują do nas oferty, ale czy tylko?
Podobno w zwycięstwie Trumpa i w Brexicie maczała palce firma Cambridge Analytica. Podobno korzystała tylko z oficjalnych ankiet, ale w Internecie jest tego mnóstwo i to pod różnymi pretekstami. Jeżeli można dla nas dobrać reklamy, to można też podsycić nasze fobie, umocnić nasze przekonania, czy trochę je ukierunkować. Można też dotrzeć z taką informacja do tych, którzy nie udzielają się nigdzie, nie czytają, nie śledzą wydarzeń, a nawet przekonać, żeby poszli np. głosować. Nie wiadomo, jaka była skuteczność Cambridge Analytica w obu tych przypadkach, ale sądząc po wynikach, które jednak trochę zaskoczyły ludzkość, mogła być spora. Może nawet przede wszystkim w przekonywaniu i fakcie, że do urn poszli tacy, co dotychczas nie chodzili? Może jest to ta najbardziej podatna na manipulację grupa? Może zresztą, zaskoczeni tak znienacka, wszyscy dajemy sobą w takich sytuacjach manipulować?
Wiem jak działa to np. w dźwięku. Jeżeli to co słyszymy nie wzbudza naszego zdziwienia czy zaniepokojenia, przestajemy się takimi odgłosami przejmować. To informacja wszystko jest w porządku i ona nas uspakaja, a świadomą obserwację wyłącza. Ich śledzenie przejmuje podświadomość. Informacje do nas docierają, ale już bez naszego rozumnego udziału. Są też, automatycznie analizowane i klasyfikowane. Wyciągane są też z nich podświadome wnioski. To najgroźniejsze informacje, bo nie umiemy się przed nimi obronić. Pozostaje nam tylko głębokie przeświadczenie, że jest tak, albo inaczej. Korzystamy z tej wiedzy i umiejętności opracowując dźwięk do filmów. Te dodatkowe informacje, na podstawie których widz nabierze przekonania to atmosfery, prowadzenie efektów, muzyczne nastroje. Czasem sami nawet określamy to co mamy zrobić hasłem: nazywając efekt, który powinniśmy osiągnąć. Jest to czytelniejsze niż próba wgryzania się w szczegóły. O przepięknym dźwięku, który wyczarował Nikodem Wołk – Łaniewski do filmu Pan Tadeusz (reż. A.Wajda, 1999) mówiliśmy wieś tańczy i śpiewa, albo Cepelia. A ci co znają tę robotę na pewno potrafią docenić dźwięk (tego samego autora) do filmu Prymas, trzy lata z tysiąca (reż. T.Kotlarczyk), który istnieje, a wrażenia układają się w przekonanie, że to cisza i pustka. Czy może być coś bardziej przygnębiającego? I czy można o tym dobitniej opowiedzieć, niż takim właśnie dźwiękiem? Widz nigdy się nad tą częścią naszej pracy nie zastanawia. Jesteśmy niewidzialni, niesłyszalni, a przez to diabelnie skuteczni.
Pewnego dnia Internet przyznał się, że korzysta z ciasteczek. Przez chwilę nas to denerwowało, a teraz spokojnie przyciskamy, tak wiem, rozumiem, ok., a oni nas śledzą w majestacie prawa. Zresztą nie ma za dużo regulacji broniących nas przed Internetem. Żeby je ustalić potrzebna jest wiedza legislatorów, której zapewne nie mają. Potrzebne są precyzyjne umowy międzynarodowe i wspólne, na tym polu działanie. Jest też perspektywa wspaniałego zysku, a więc i pokusa łamania wszelkich zasad, aby taki zysk osiągnąć oraz mała nieuchronność karym co zawsze zachęca do podejmowania działań wbrew prawu. Szczególnie jeżeli wśród zysków, jest nie tylko powiększenie sprzedaży reklamowanego produktu czy usług, ale i władza. Są ludzie, którzy dla władzy mogą zrobić wszystko, nawet, gdyby ten ich cudowny sen, miał trwać tylko chwilkę, a potem życie wystawiło im ogromny rachunek. To przecież historia wszystkich dyktatorów świata, ich wzlotów, ale i spektakularnych upadków.
Znowu czytam książkę o manipulacjach i terrorze Internetu. Anders de la Motte, kolejny Szwed zafascynowany możliwościami sterowania ludzkością przez Internet. W odróżnieniu od prawdziwego profilu pewnej białej kobiety, ja się przyznaję, że dzielę czas między książki cięższe i całkiem leciutkie. Lubię też skandynawskie kryminały i przy nich odpoczywam po trudach sesji. Pewnie można by przed telewizorem, ale nic mnie tak nie denerwuje jak sieczka telewizyjna, a mój prawdziwy wynik to nie więcej niż 2h na miesiąc i pracuję ciągle, aby to zmniejszyć. De la Motte to były policjant i obecnie specjalista od bezpieczeństwa w firmach IT. Czyli wie co pisze. W kolejnych częściach trylogii, najpierw okazuje się, że podobnie jak w Zero, można ludzi wciągnąć do rywalizacji, chociaż cel zabawy może być całkiem inny, a dla grających nieznany. Potem do tego dochodzi firma trolli internetowych, odwracających uwagę, lub wzmacniających jakieś tematy i ich przekaz. Mają też pralnię, w której znikają niedobre, dla klientów wiadomości, lub zastępowane są wiadomościami pozytywnymi. A wszyscy chcą się ścigać, być najlepsi i mogą nawet za to zabić. Oczywiście nagromadzenie intryg wydaje się aż nieprawdopodobne, ale powieści te także wskazują na dane z których można wyczytać indywidualne profile poszczególnych osób i korzystając z tej wiedzy np. nimi sterować.