Festiwal odbywa się z przerwami od 1946 r. w uroczym mieście na Lazurowym wybrzeżu. Jest jednym z najważniejszych filmowych festiwali, a przede wszystkim jest pierwszy w nowym sezonie i bardzo oczekiwany. Trwa właśnie (17 – 28 maja) jego 70 edycja. I dziś dotarły do nas wiadomości, że wczorajsza projekcja Człowieka z Żelaza, zgromadziła tłumy, a film niezwykle się podobał. Nie było reżysera, ale był Lech Wałęsa, Krystyna Janda, Alan Starski i duże grono znanych Polaków, którzy uczestniczą w festiwalu i także pojawili się na projekcji: Krzysztof Zanussi, Roman Polański (otrzymał złotą palmę za Pianistę w 2002), Małgorzata Szumowska, Jerzy Skolimowski, Andrzej Chyra i in. Lecha Wałęsa na Facebooku zamieszcza wspaniałe zdjęcia. A ja znowu poczułam te emocje, które wtedy dodawały nam skrzydeł.
Kilka miesięcy wcześniej wróciłam do pracy po urlopie wychowawczym, ale i po nagłej śmierci mojego męża. Miałam 27 lat i nieduże doświadczenie, ale praca, była dla mnie znakomitą terapią, po tragicznych przeżyciach. Pracowałam więc chętnie i dużo. Przybywało mi umiejętności, wprawy i doświadczeń. Trudno sądzić, że zdążyłam wyrobić sobie markę, ale na pewno dobrą opinię o moich dokonaniach, a więc mogę powiedzieć, że czas ten wykorzystałam maksymalnie. Dlatego kiedy przyszła propozycja, żebym zajęła się Człowiekiem z żelaza, bo będzie nieszablonowo i trudno, a może i w szaleńczym pośpiechu, byłam na takie wyzwanie gotowa.
Dziś słyszałam, że scenariusz powstał w 6 dni (Aleksander Ścibor – Rylski). Może to i prawda, ale ja scenariusza nie pamiętam, a raczej kilku zdaniowe wprowadzenie w akcję i sytuację. Andrzej Wajda, którego wcześniej nie znałam (a przynajmniej tak mi się wydawało), okazał się tym facetem, który nosił z nami pudełka na kolaudację Sprawy Gorgonowej (reż. J. Majewski, 1977). Nawet mnie zapamiętał. Usłyszałam, że będzie to trochę kontynuacja Człowieka z marmuru, ale też historia miłości z historycznymi wydarzeniami w Stoczni w tle. Muzykę już komponuje Andrzej Korzyński i mamy ją nagrać zanim film będzie zmontowany. Mam zorganizować nagranie, ale i pomóc kompozytorowi, żeby z materiału, który przygotuje nagrać jak najwięcej wariantów. Z tego co uzyskam, mam skompilować opracowanie muzyczne filmu, który w międzyczasie może będzie gotowy, ale pewnie, będę dostawała kawałki nie po kolei, a jak będzie czegoś brakowało to jest muzyka z Człowieka z marmuru (kompozytor i producent ten sam, praw wykonawczych nie było) i tym uzupełnię. Oczywiście propozycja była trudna, ale wspaniała i rzuciłam się do pracy z jeszcze większym zapałem niż dotychczas.
Samych wydarzeń 1980 r. nie pamiętam. Dotknął mnie cudowny dar niepamięci, który zabrał mi całą wiedzę o tym co wtedy działo się w moim życiu. Pewnie miałam depresję. Lato przespałam i fizycznie i metafizycznie. Do żywych wróciłam we wrześniu, kiedy było już po wszystkim. Ale pracowałam w PKF, pomagałam w montażu dźwięku do powstających filmów dokumentalnych. Wszyscy byli pełni emocji, a więc opowiedziano mi wielokrotnie o tamtych wydarzeniach i to z wielu punktów widzenia, także świadków naocznych i uczestników. Bo w Stoczni były kamery filmowe i nakręcono dużo materiału. W ramach kręcenia Człowieka z żelaza także oglądane były archiwalia, bo łączono je ze scenami fabularnymi. Trzeba było wiedzieć czym się dysponuje i odpowiednio dokręcić fabułę. Dziś trudno mi nawet rozgraniczyć co pamiętam z własnych doświadczeń, a o czym się dowiedziałam od innych. Wydaje mi się na przykład, że oglądałam w telewizji podpisanie porozumień, ale może mi się tylko tak wydaje.
Przy filmie pracował Andrzej Chodakowski, który wspólnie z Andrzejem Zajączkowskim zrealizowali w czasie strajku w Stoczni, kultowy film dokumentalny Robotnicy 80. Jaką naprawdę pełnił rolę w naszej ekipie, trudno dzisiaj powiedzieć. Kiedy ogłoszono stan wojenny zniknął i nikt go więcej nigdy nie spotkał. W www.filmpolski.pl pojawia się jego nazwisko w latach 90., ale to za sprawą cytatów z kultowego filmu, które są chętnie wykorzystywane. Na przełomie lat 70/80 asystował Marcelowi Łozińskiemu, Witkowi Stokowi. Zrealizował też dwa samodzielne filmy dokumentalne. Kręcił się po Wytwórni, znaliśmy go wszyscy, był sympatyczny, uczynny, koleżeński. Znamienne, że mimo iż urodził się w 1936 r. w kinematografii pojawił się nagle, dopiero w roku 1978. Nic nie wiadomo ani o jego wykształceniu, co robił przedtem, ani potem. Nie był jedyny. Takich podrzutków było więcej i nie zawsze tak dobrze zakonspirowanych. Jego zniknięcie zaskoczyło nas, a więc był groźny.
Andrzej Korzyński oczywiście pisał muzykę z mozołem, a jego wiedza o fabule filmu, nie różniła się od mojej. Przede wszystkim napisał melodię do Ballady o Janku Wiśniewskim (Janek Wiśniewski padł) i ta piosenka, śpiewana w filmie przez naszych bohaterów, a pod napisami końcowym przez Krystynę Jandę, Jacka Kaczmarskiego, Przemka Gintrowskiego i Zbyszka Łapińskiego, którzy towarzyszą sobie na gitarach i fortepianie, stała się też głównym motywem muzycznym i tematem trudnej i pięknej miłości. Ballada… dotyczy wydarzeń z grudnia 1970 r. i śmierci Zbyszka Godlewskiego, który zginął w podobny sposób do opisanego przez autora tekstu Krzysztofa Dowgiałło i stało się to powodem do masowych demonstracji. Piosenka miała też melodię. Napisał ją Mieczysław Cholewa, była znana w kręgach opozycyjnych i na pewno wypromowała nieznany tekst. Zdecydowano, że wykorzystamy tekst (wtedy uważano, że tekst jest anonimowy, autor ujawnił się później), ale powstanie utwór specjalnie dla filmu. To jest ta Ballada…, którą wszyscy znają. Tę piosenkę śpiewają oficerowie SB w Psach (reż. W. Pasikowski, 1992) i Kazik w Czarnym Czwartku… (reż. A. Krauze, 2011).
Co ciekawe M. Cholewa jak okazało się później był także wtyczą SB (pseudonimy Rejtan, albo Zbigniew) przysłaną do Stoczni. Działał, przyjaźnił się z liderami, no właśnie napisał piosenkę, nagrywał ją na kasety, występował. Z racji pełnionych w Związku funkcji nagrywał także zebrania i dyskusje Komitetu strajkowego. Został w którymś momencie zdekonspirowany, tzn. wiedział o jego działalności Bogdan Borusewicz, z którym się także zaprzyjaźnił. Już jako wicemarszałek województwa pomorskiego, Borusewicz wspomniał o istnieniu takich szpiegów w wywiadzie. Powiedział, że jednym z agentów, był kompozytor popularnej piosenki strajkowej. Wtedy pojawił się sam Cholewa i na prośbę Borusewicza przed kamerami opowiedział swoją historię. Z tej rozmowy wynikało też, że koło Borusewicza było przynajmniej dwóch zakonspirowanych donosicieli.
W filmie była jeszcze jedna piosekna – Piosenka dla córki (nie mam teraz czasu dla ciebie). W filmie słyszymy ją jako ilustrację do sceny siedzących na ziemi, zmęczonych strajkiem stoczniowców. Jej autorami są Krzysztof Kasprzyk i Maciek Pietrzyk. W filmie słyszymy ją w wykonaniu Maćka, który potem, mimo niezadowolenia władz, zaśpiewał ją nawet na festiwalu w Opolu w 1981 r. Ciekawe, czy dziś miałby taką szansę. Piosenka ta stała się hymnem Solidarności. Miała ją w swoim repertuarze Joan Baez, chociaż śpiewała ją bez tekstu, ale opowiadając skąd piosenka pochodzi i czego dotyczy.
Maciek to malarz, poeta, ale i aktor. Był jednym z bardów Solidarności. Pojawia się od zawsze w filmach. Spotykaliśmy się w czasach, gdy pracowałam dla Poltelu. Koledzy, których znałam z podziemnej działalności, zatrudniali go do niewielkich ról w Fachowcu, Alternatywy 4, Śmieciarzu, Stanie strachu, Kamiennej tajemnicy, 07 zgłoś się, przez cały stan wojenny, aż do 1990 r. Był internowany. Jakiś czas był na emigracji w Szwecji. Spotkałam go po latach na degustacji whisky Johny Walker. Okazało się że prowadzi restaurację SPATIW, ale był to chyba krótki epizod.
Normalnie, kiedy komuś odbija palma to nie jest to dobry objaw. Ale jest taki czas, kiedy posiadanie palmy jest marzeniem wielu ludzi całkiem skromnych, a marzenia tego nikt nie ma im za złe. Przeciwnie wszyscy także marzymy i wspomagamy naszych wybrańców w ich marzeniach. Tak było w maju 1981 r., kiedy w ostatniej chwili udało się, mimo wszelkich przeciwności losu, wysłać do Cannes film Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza. Wiadomość, że Palme d’Or otrzymał po raz pierwszy w historii, polski film, była dla nas ogromnym szczęściem. I to był nasz film.