Trudno wyobrazić sobie ograniczenia z jakimi spotykają się osoby, które los dotknął dysfunkcją wzroku lub słuchu. Skupia się na nich pomoc specjalistyczna, która troszczy się o przystosowanie do życia i wyuczenie najprostszego zawodu. Powszechnie znane są osiągnięcia, Warszawskiego Instytutu Głuchoniemych (1827) i Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Warszawie (1911) i Laskach (1921). Nie dotyczy to osób, którzy swojej niepełnosprawności nabawili się później, np. po zakończeniu edukacji. Oni muszą radzić sobie sami.
Czy potrzebne są opracowania form audiowizualnych dla osób z dysfunkcjami wzroku i słuchu?
Aby zrozumieć rozmiary potrzeb, można przejrzeć asortyment, jakie oferują specjalistyczne sklepy. Telefon z ogromną żarówką zamiast dzwonka. Instalacja świetlna informująca o dzwonku do drzwi, aparaty słuchowe, indukcyjne wzmocnienie sygnału z radia i telewizora. Zaznaczony klawisz, który pozwala osobie z dysfunkcją wzroku, orientować się na klawiaturze komputera (F, J) czy telefonu, sprzęty wydające dźwięki (przejście dla pieszych), które wspomagają orientację, czy syntezator mowy czytający w komputerze teksty.
Są też zagadnienia, których rozwiązywanie nie należy do niezbędnych, ale decydują o jakości życia, jakie wiedzie taka osoba. Dzięki dostosowaniom (programy komputerowe), może spędzać czas atrakcyjniej, więcej wiedzieć (czytać prasę, kształcić się), korzystać, w pewnym zakresie z normalnego życia. Do tej grupy, należy możliwość obcowania z kulturą i sztuką, w tym z formami audiowizualnymi.
Osoby dotknięte dysfunkcjami wzroku i słuchu są wśród nas, ale żyjemy równolegle
Są odizolowane przez odrębne szkolnictwo. Tylko nieliczni spotykają się z nami na studiach. Jeżeli uprawiają sport, udzielają się artystycznie, to jest to krąg osób podobnych do nich. Wydarzenia dla nich dostępne, zawierają adnotację, że są dla osób niepełnosprawnych. Z rozmów z nimi jasno wynika, że wolałyby być traktowane równoprawnie, uczestniczyć w wydarzeniach dla ogółu, za to wyposażone w indywidualny sprzęt dostosowawczy.
W latach 90. Marek Nowicki nakręcił Zobaczyć wiatr. Opowiadał o turnusie żeglarskim dla niewidomych dzieci. Po raz pierwszy pływały żaglówką, czuły zapach wody, wodorostów, słuchały nowych dźwięków, łopotu żagli, stukotu lin, wiatru grającego na wantach i pięknie te wrażenia opisywały. Na całej ekipie zarówno praca, jak i sam film zrobiły ogromne wrażenie. Wcześniej, pod dowództwem Marka, powstały reportaże o Laskach i dzieciach głucho-niewidomych. Pracowaliśmy społecznie, zbierając pieniądze na operację nerek jednej z dziewczynek. Była to lekcja pokory i ogromnego szacunku zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów, bo praca, jaką obie strony muszą wykonać, aby nawiązać nić porozumienia między dwoma naszymi światami, jest ogromna.
Bliższe kontakty z osobami z dysfunkcjami nawiązałam, kiedy w Polsce zaczęto mówić o dostosowaniach filmów dla osób niepełnosprawnych (ok. 2000 r.). Uczyliśmy się audiodeskrypcji według skryptów BBC, a dwaj niewidomi – dziennikarz i lingwista, sami poznając tę technikę, byli naszymi konsultantami. Jeden jest niewidomy od urodzenia, drugi stracił wzrok już po studiach, co okazało się ważne, bo różniły się ich potrzeby co do dokładności audiodeskrypcyjnego opisu, sposobu i doboru porównań czy odniesień, a także wyboru tego co do opisania jest ważniejsze.
Obaj panowie są fanami kina, a możliwość lepszego odbioru filmów niezwykle ich fascynowała. Zgodnie twierdzili, że na podstawie samych dialogów i rozpoznawania efektów nie wszystko daje się w pełni zrozumieć, szczególnie, kiedy w filmie zagranicznym, głównie słyszalny jest lektor.
Takie kontakty pozwalają zauważyć, jak przenikliwy staje się słuch, gdy jest głównym zmysłem prowadzącym kontakty ze światem. W czasie omawiania jakiegoś problemu, zadzwonił telefon i nasz konsultant odszedł kilka metrów, prowadząc rozmowę. My dyskutowaliśmy dalej. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy po powrocie kolega włączył się do dyskusji, dokładnie wiedząc, co w międzyczasie ustalono, a nikt z nas jego rozmowy nie słyszał.
Badania wykazują, że połączenia nerwowe w mózgu odpowiedzialne za widzenie i słyszenie są sobie pożyczane. W okresie płodowym kształtuje się słuch i początkowo on jest gospodarzem całości połączeń, których część po urodzeniu przekazuje dla wzroku. U osób niewidomych taka wymiana nie następuje, za to częściej natrafiamy na osoby bardzo uzdolnione muzycznie i obdarzone absolutnym słuchem, który po urodzeniu podobno mamy wszyscy. Słuch jest też bardziej uważny i działa wielopoziomowo. U osób niesłyszących wzrok wzmacniany jest o niepotrzebne połączenia słuchowe. U takich osób postrzeganie jest skrupulatniejsze i szybsze np. w zakresie pojawiających się znaków graficznych, a przede wszystkim w obserwacji ust mówiącego. Dzieje się to także, jeżeli dysfunkcje pojawiają się później, ale jest to sprawa bardzo indywidualna.
Należę do pokolenia montażystów, które ręcznie synchronizowało materiały filmowe. Wiem, że czytanie z ruchu warg, jest dyscypliną wyuczalną. Jednak nam wystarczy rozpoznać jedno charakterystyczne słowo, a dobrze przyłożone do siebie obraz i dźwięk w całości się zsynchronizują. Wiemy też jakich słów poszukujemy. Obserwowałam osoby niesłyszące, które pomagały Markowi Denysowi w montażu filmu Pierwszy milion (reż. Waldemar Dziki, 2000 r.), w którym utracono część materiałów dźwiękowych z planu.
Rozpoznawały znacznie więcej słów i były w tym szybsze, niż każde z nas, ale nie odtworzono pełnych dialogów. W życiu udaje się rozpoznać około 30-40% tekstu, ale wiele zależy od osoby mówiącej. W gotowym filmie jest jeszcze trudniej, bo są offy, a wtedy osoba niesłysząca nie wie, co powiedziano. Łatwiej oglądać film z napisami, ale w przekazie brakuje elementów prezentowanych przez pozostałe warstwy dźwięku (w tym muzykę).
W angielskim serialu The Genius of Beethoven (reż. Ursula MacFarlane, 2005) wielkie wrażenie zrobiła na mnie scena, w której głuchy kompozytor kończy dyrygować utworem i nie jest świadom, że za jego plecami szaleje zachwycona publiczność. Jeden z muzyków odwraca go przodem do widowni. To kwintesencja świata osób z dysfunkcją słuchu. Wzrok ogranicza ich pole postrzegania do niewielkiego wycinka i pozbawia bezpieczeństwa, jakie daje nam słuchowa obserwacje otoczenia we wszystkich wymiarach i kierunkach.
Kolejnym stopniem wtajemniczenia, stała się współpraca z płockim Stowarzyszeniem De facto
Od lat prowadzą prowadzą internetowy klub filmowy, Pociąg do kina. Klub liczy ok. 300 członków z całej Polski, a stowarzyszenie zleca rocznie audiodeskrypcję 16 filmów (w tym 4 z klasycznego kanonu). De facto wykonuje z przystosowanych filmów numerowane kopie i rozsyła do klubowiczów, a członkowie klubu mają wspólny temat do internetowej dyskusji.
Ja i moje współpracowniczki zostałyśmy zaproszone na coroczne warsztaty, w ramach których dyskutujący w Internecie członkowie klubu mogą się poznać. Zapewnia im się nie tylko codzienne projekcje filmów, ale także mnóstwo innych zajęć. Mnie oczarowały zajęcia z robienia makijażu, mody, dobierania kolorów, rozpoznawania struktury i rodzajów tkanin. Przywiozłyśmy Amelię (reż. Jean-Pierre Jeunet, 2001) z audiodeskrypcją przygotowaną przez kształcących się w naszym studio adeptów nowej specjalności. Nikt wcześniej nie podjął się opracowania tak trudnego filmu, a więc była to ogromna atrakcja.
Film odbierano bardzo emocjonalnie, co kojarzyło mi się z widownią pierwszych lat kina niemego. Dyskusja trwała dłużej niż film i była bardzo merytoryczna. Pochwalono dobrze nagranych lektorów, mocno skontrastowanych brzmieniem głosów, ale brzmiących jak z jednego nagrania, dobry wybór przekazywanych przez audiodeskryptorów informacji. Jednocześnie ubolewano, że nie ma kiedy przekazać ich więcej.
Padł pomysł, aby na DVD dołączać do menu zakładkę, pod którą można by takich dodatkowych opisów wysłuchać. Sala podzieliła się: ci co nigdy nie widzieli nie potrzebują szczegółowych opisów, nie lubią też oceniania (zawstydził się, zdziwił, nerwowo stukał), ociemniałym brakuje tego bardzo. Właściwie powinny być dwa różne opracowania.
Naszą niespodzianką była scena walki z mafią, z serialu Ranczo (reż. Wojciech Adamczyk, 2006 – 2016), materiał demonstracyjny, pokazujący możliwości opracowań dla osób z dysfunkcjami wzroku i słuchu. Scenę wszyscy znali, ale dopowiedzi lektora powodowały salwy śmiechu, a potem długą dyskusję, jak wiele nowych rzeczy, się dzięki temu ujawniło. Słuchając zażartych polemik pomyślałam, że nie jeden reżyser marzy o tak aktywnej i wnikliwej publiczności. Nie jeden nie wie, że może mieć taki fun club.
Byłam w De facto wielokrotnie i emocje były zawsze, no może na projekcji Dziewczyny z szafy (reż. Bodo Koks, 2012) jeszcze większe. Audiodeskrypcję czytano na żywo, a po sukcesie projekcji dystrybutor odkupił od nas prawa, zrobił nagranie i umieścił na DVD. Ostatnio spotkałam Kingę Dębską. Na mój widok zapytała: wiesz co to De facto? Oczywiście. Byłam u nich z naszą zupą (Zupa nic, 2021). Ale to są emocje, ale żywioł. Dla takich chwil warto robić dostosowania dla osób z dysfunkcjami.
Opracowania dla osób niepełnosprawnych nie są działalnością dochodową
Nawet zakładając ogromne zainteresowanie, grupa o której mówimy jest zbyt mała, aby znalazła się w kręgu działalności komercyjnej. Dlatego potrzebna jest wiedza, że taka możliwość techniczna jest, że jest taka potrzeba i że musi być realizowana ze wsparciem państwa, przez nie inicjowana i organizowana.
Tak się zresztą dzieje na całym świecie. W polską Ustawę o Radiofonii i Telewizji wpisany jest obowiązek przygotowywania opracowań do części programu TV i ten obowiązkowy procent co roku rośnie. PISF finansuje opracowania dla niepełnosprawnych do wszystkich powstających obecnie filmów, a w Ustawę o Kinematografii wpisano taki obowiązek ciążący na producentach filmów. Musi je zawierać kopia dla TV, DVD, BD, a telewizja (obowiązek nakazany przez KRRiTv) musi wyemitować takie opracowanie, jeżeli istnieje.
Zanim to nastąpiło, grupa zapaleńców odwiedzała różne instytucje, z mniejszym lub większym skutkiem. Rozmawialiśmy z prezydentem Bronisławem Komorowskim, Ranczo oglądał Rzecznik Praw Obywatelskich. W sejmie pokazaliśmy Nietykalnych (reż. Olivier Nakache, Eric Toledano, 2011) i wspomagani przez Krystynę Sienkiewicz demonstrowaliśmy różne metody realizacji takich przystosowań.
Było bardzo widowiskowo, a Poseł Marek Plura (sam niepełnosprawny) zapewnił nam na obradach znakomite audytorium wszystkich możliwych decydentów. Film zapełnił salę bez problemów. Finałem tych działań była inicjatywa KRRiTV (wsparta pomysłami Izabeli Künstler, Piotra Piesiewicza i moimi) i porozumienie z PISF, które doprowadziło do obecnego brzmienia polskich przepisów.