Często ludzie zadają mi pytanie, jak duży fragment utworu, tekstu, melodii, czy prozy można wykorzystać nie pytając o zgodę i nie płacąc autorom. Za często. Przecież ci, co pamiętają komunizm są już na wymarciu, ustawa działa od 1994 r., a pytanie wraca i odradza się już chyba w trzecim pokoleniu.
Utwór jest chroniony od momentu rozpoznawalności.
Czasem jest to większy fragment, a czasem całkiem malutki. W popularnym programie telewizyjnym są tacy, co rozpoznają utwór po jednej (nucie). Może zgadują, ale podpowiedzią jest np. charakterystyczna barwa czy harmonizacja akordu. Nie można ochronić, jako własnej twórczości, sześcianu, alfabetycznego spisu, czy typowej tabelki, ale jeżeli pojawi się chociaż jeden indywidualny rys, a więc przejaw działalności twórczej, to mamy utwór i autora.
Odpowiedź, na zadane w pierwszym akapicie pytanie, z reguły szokuje pytających. Próby wybrnięcia z sytuacji pogrążają: No, ale ja wziąłem tylko mały kawałek, sam tekst, samą muzykę i jeszcze trochę zmieniłem.
Brawo ty. Skoro tak pięknie to wymyśliłeś, to też jesteś autor, tyle, że zależny. No właśnie……. od autora oryginału. A więc zapytaj, czy można, opisz całą sytuację i grzecznie poproś o zgodę. Nie oburzaj się, jeżeli zgody nie uzyskasz. A gdybym przyszła z propozycją, że na środku ogródka posadzę ci wierzbę płaczącą, albo świerk srebrzysty, to oczywiście możesz się ucieszyć, ale może miałeś inny plan. Może to miejsce na kort tenisowy. Twój ogródek, twoja wola. A skoro już dyskutujemy, to trzeba się dogadać, bo przecież ma to wymiar majątkowy. Korzystasz, czyli zapłać autorowi za jego zgodę. Jak uważasz, że chce za drogo, to podziękuj, zmień pomysł, a jego nie nękaj.
Najgorzej, jeżeli pytanie nawet nie pada. Jest tylko upór i tłumaczenie, że to przewrażliwienie, przesada, a w ogóle” kto się zorientuje, że to właśnie wzięte z tej piosenki, wiersza, czy innego utworu? No skoro tak chciałeś bracie, żeby się nikt nie zorientował. to po co brałeś właśnie fragment tego utworu i właśnie ten fragment? A że taki malutki? Jest w prawie pojęcie mocnego tytułu. Oznacza sformułowanie tak indywidualne i specyficzne, że natychmiast odróżnialne: Kubuś Puchatek, Ferdydurke, wymyślone nazwy firm jak np. Sonoria ;), czy Kodak, ale też Szklana pogoda, Szparka sekretarka, czyli tytuły i szlagworty (szlag – linijka, wort – słowo, czyli charakterystyczny krótki fragment tekstu pochodzący z danego utworu który jednoznacznie go identyfikuje). Oczywiście są sformułowania potoczne i chociaż mogą się kojarzyć z konkretnym utworem, firmą, autorem (Studio Sound, Apokalipsa, czy Kiedy powiem sobie dość), tą metodą nie obronimy. Za to wystarczy jakiś dodatkowy element, który je zindywidualizuje: nazwisko właściciela, a w piosence melodia. Czasem sprawcą własnej opresji jest sam wykorzystujący, bo podeprze wymowę użytego utworu kontekstem i wtedy już wszystko jest jasne, a fragment chroniony.
Natomiast jeżeli już mamy taki smaczny, rozpoznawalny kąsek to odbiorca bardzo czuje się dowartościowany, że dajemy mu szansę na intelektualny rozwój, a jeżeli wszystko znajdzie się w fajnym kontekście i uda się np. nanieść w tekście dowcipną zmianę, to jest jeszcze przyjemniej, ale i drożej, bo zgoda autora na przeróbki utworu i różne konteksty też jest droższa. Jeżeli utwór jest chroniony łącznie, to musimy mieć zgody obu autorów, nawet jeżeli korzystamy tylko z części utworu autorstwa jednego z nich. Niedawno były pociągi, a teraz pewna firma produkująca piwo, twierdzi, że „podaruj mi trochę słońca” kojarzy się wyłącznie z kolorem boskiego płynu. Jakoś mnie się bardziej kojarzy z Ewą Bem i piosenką. którą śpiewa i pewnie takie skojarzenie jest powszechne. W USA rozpatrując sprawy o naruszenie praw autorskich, sądy często wykorzystują testy tzw. przeciętnego słuchacza (ang. ordinary observer test), czyli zapraszają losową grupę i pytają jej członków o skojarzenia. Na tej podstawie orzekają, czy podobieństwo, lub zapożyczenie jest wystarczająco istotne.
Oczywiście mnie się taki szlagwort od razu kojarzy z autorami, których znam i cenię, i których pewnie o nic nie zapytano. Ale to zboczenie zawodowe. Hasło i do niego odzew. To była zresztą moja pierwsza myśl. Ciekawe czy…? to znowu jakiś sprytny i kreatywny, a za to niedouczony, wziął sobie coś, co było w zasięgu ręki.
Człowiek czuje niestety opór przed płaceniem za coś, co wydaje mu się elementem natury. Muzyka, obraz, śpiew, słowo – sądzimy, że to wszystko powinno być dostępne za darmo. Dopóty, dopóki sami nie staniemy się twórcami, ponieważ np. namalowaliśmy obraz, zrobiliśmy artystyczne zdjęcie, napisaliśmy artykuł na dany temat, skomponowaliśmy utwór muzyczny. Wówczas dopiero możemy zobaczyć, jak satysfakcja zaczyna przeplatać się z frustracją, gdyż wiele osób nie przestrzega przepisów chroniących praw twórców do ich dzieł. (Sudoł 2016, s. 4)
A może to wszystko dlatego, że piwa nie lubię? A słonce wręcz przeciwnie. Czy można mieć trochę słońca? To nie jest potoczny zwrot, to czysta żywa kreacja.