Za udział wzięli…, czyli popularna lista płac, albo po prostu napisy filmowe

You are currently viewing Za udział wzięli…, czyli popularna lista płac, albo po prostu napisy filmowe

Kto w nich powinien się znaleźć ? Pewnie wszyscy, którzy przy filmie pracowali z  podaniem co robili i podkreśleniem wielkością fontu ich miejsca w hierarchii ważności. Kto to powinien ustalać? Producent po konsultacjach z reżyserem i wszystkimi zainteresowanymi. 
 

Na pewno nie jest to praca prosta i łatwa. Można kogoś urazić, gdy się o nim zapomni, przekręci nazwisko, przypisze mu się funkcję której nie wykonywał lub pomyli hierarchię ważności etc.. Wymaga to skrupulatności i taktu. I odpowiedzialności, bo wprawdzie podpisujemy umowy i one są w dokumentach filmu, ale napisy to ślad który po nas zostaje do zdarcia ostatniej kopii. Na lata.
 

Jestem fanką napisów filmowych. Zawsze czytam je od deski do deski. Mam swoich znajomych z ekranu, cieszę się gdy widzę ich nazwiska. Poznaję ich styl i ich pracę. Jestem szczęśliwa, gdy spotykam ich na swojej drodze zawodowej i mogę im powiedzieć: Ja ciebie znam …z napisów. Montażyści, scenografowie, operatorzy obrazu i dźwięku, ale także ekipy imitatorów dźwięku, studia postprodukcyjne i zgraniowe. Dzięki napisom wiemy o sobie i tak trochę się znamy. Dzięki napisom, kiedy jedziemy pracować, gdzieś w świat, to nowe miejsce nie jest całkiem obce. Kiedy ktoś mi mówi znam cię z napisów jest mi przyjemnie. Znam cię, a wiec  znamy się …….od lat. Lubię kiedy w napisach jest porządek i kiedy ktoś je wyreżyseruje, albo chociaż zredaguje. Nazwiska osób pracujących w tych samych działach, czy pionach są koło siebie, z ładnie zróżnicowanym liternictwem. Wiadomo ile osób w danym pionie pracowało przy filmie, albo jakiejś jego części, ile było ekip, jaki był podział zadań, kto komu podlegał, kto za co odpowiadał. Jednoznacznie nazwane są funkcje i zawody.

Dlaczego o tym piszę?
 

Bo jest to opowieść o napisach do filmów zagranicznych, albo marzenie, bo w napisach do polskich filmów często panuje straszny bałagan, a osoby odpowiedzialne za napisy lekce je sobie ważą. Nazwiska pominięte, napisane z błędami, powymyślane zawody i funkcje, groch z kapustą. Lista uwag prawie zawsze jest długa. Zawsze jest ktoś skrzywdzony, a przynajmniej mocno zdziwiony. Nawet jeżeli jesteśmy proszeni o listę osób pracujących w naszym dziale, czy opracowanie tego fragmentu napisów, który naszego działu dotyczy i tak uda się wszystko zrobić według czyjegoś widzi mi się. Nie sposób pojąć logiki tego dzieła, które najczęściej nie ma autora. Działa jakiś sąd kapturowy z sobie tylko znanym kluczem. Od jego wyroków nie ma odwołania. Zresztą zawsze jest już za późno. Są tylko gotowe kopie, które przez wiele lat będą głosiły nieprawdę. Teraz jest to jeszcze ważniejsze, bo jest podstawą do wypłacania tantiem.
 

W Polsce napisów chyba nikt nie lubi: publiczność na czołówce je kukurydzę, na napisach końcowych nauczona przez lata, że gdy film się kończy nie ma na co czekać wychodzi; kiniarze,  gdy tylko skończy się akcja zapalają światła, a i tak po ostatnim seansie gdy myślami człowiek jest już w domu zawsze się znajdzie czarna owca, która mimo zapalonego światła, musi obejrzeć wszystko do końca; Producent, bo te 3-4 minuty to 100-120 m cennego negatywu; dystrybutor, bo to 100-120 m razy ilość kopii to kilka kilometrów pozytywu za który musi zapłacić, a nawet jeżeli kopia jest cyfrowa to mniej seansów, bo napisy zajmują czas; telewizja, bo zabierają czas na reklamy, wiec chociaż spycha je do boku i na drugiej połowie ekranu wyświetla co innego, lub skraca administracyjne wykreślając z napisów część nazwisk według kolejnego tajnego klucza. Na pewno lubią napisy ludzie filmu, bo jest to właściwe miejsce, w którym publicznie ogłasza się że ten film to również cząstka pracy każdego z nas. Najbardziej trwały dokument tej pracy i jeżeli jest jeszcze prawdziwy, zawsze cieszy. Napisy powinny wyróżniać i dawać satysfakcje, na pewno nie powinny nikogo obrażać i sprawiać przykrości.
 

Wydaje mi się, że wagę napisów w filmach przede wszystkim musi zrozumieć polski producent. Można trzeba mu tylko trochę pomoc wymuszając nakazem prawidłowe działanie. Przymuszony, czy dobrowolnie właśnie on powinien dbać o prawa i interesy swoich realizatorów, tak jak oni dbali o jego interesy wywiązując się z zawartych z nim umów, co umożliwiło mu zrobienie filmu. Uporządkowane i zgodne z prawdą napisy powinny być wizytówką producenta. Istnieje piękna baza internetowa www.filmpolski.pl przygotowana i prowadzona przez Szkołę Filmową w Łodzi. Pierwszy raz ktoś podjął się uporządkowania spuścizny wszystkich nas. Ogromna to i wartościowa praca. Zawiera mnóstwo cennych informacji, a sądząc po ilości odwiedzających różne strony bardzo jest potrzebna i pożyteczna. Kibicuję młodym ludziom i sama korzystam z tej bazy częściej niż z opasłymi tomami, których zresztą nigdy nie ma pod ręką. Przy opracowywaniu bazy autorzy oparli się właśnie na napisach filmowych. Wydawały się słowem pisanym, a więc pewnym. Okazało się, że w przypadku polskich filmów tak nie jest, nadchodzi dużo próśb o naniesienie w bazie poprawek.

A ilu błędów nie ma już kto poprawić? I tak już to zostanie na zawsze? Jeśli macie uwagi, prześlijcie twórcom serwisu! 

Każdy może mieć swój wkład w filmowy porządek. Ja odkryłam właśnie kolejny błąd. Seria filmów Tadeusza Makarczyńskiego. Ten sam kompozytor, tylko w jednych napisach jest Władysław Sławiński, zamiast Słowiński.
 

A przecież napisy nie muszą być kulą u nogi dla wszystkich. To kwestia świadomości, wyrobienia i przyzwyczajenia. Publiczność nauczona przez kiniarzy, że film kończy się gdy zapalają się światła, ogląda i czyta napisy oddając szacunek tym, którzy przy filmie pracowali, ba nawet klaszcze, gdy pojawia się nazwisko twórcy, którego praca wyjątkowo przypadła jej do gustu. Miło jest wtedy robić napisy i wyświetlać. Byłam świadkiem takiej projekcji w kinie, niestety nie było to w Polsce. Z drugiej strony istnieje obowiązujący szkielet napisów, gdzie w logicznym porządku pojawiają się piony i funkcje, wszyscy producenci respektują ten układ a wtedy napisy są łatwiejsze w czytaniu. Ktoś czuwa nad redakcją całości i zgodnością ze stanem faktycznym, ustala ze wszystkimi pionami jaką treść ma mieć dotyczący ich fragment. Producent od razu planuje czas i pieniądze na pracę nad napisami, traktuje je jak pełnoprawną część filmu, pozwala i pomaga je dopracować. Napisy są przecież nawet reżyserowane. Autorzy dbają o publiczność i starają się napisy uatrakcyjnić. Nie jest to też jakiś wynalazek współczesności (min. genialnie opracowane napisy z filmów Marvela). Któż nie pamięta napisów początkowych Francuskiego łącznika (nie szeleściły na nich papierki), czy nawet końcowych do Kosmicznego meczu, lub Liar, Liar Jimem Careyem (jakoś wszyscy wysiedzieli do końca na miejscach). 


Kilka razy zdarzyło mi się pracować za granicą. Zawsze dokładnie ustalano w jakiej formie i gdzie mam się w napisach znaleźć i było to równie ważne jak to co mam zrobić. Takie doświadczenia są również udziałem moich kolegów. W USA dyspozycje dotyczące napisów zawarte są w kontraktach, a jak wiadomo z autopsji długość i klarowność napisów amerykańskich przebija wszystko.

Może jest to sprawa kultury i szacunku do drugiego człowieka, ale na pewno i przede wszystkim jest to zasługa dobrze działającego prawa i miejsca, w którym można ze skutkiem dociekać swoich racji. Wyobrażam sobie, że kiedyś jakiś sąd, w tydzień po premierze, nakazał wstrzymanie eksploatacji dobrze sprzedającego się filmu, zapłacenie odszkodowania, ponowne nakręcenia poprawnych napisów i po dorobieniu odpowiedniej ilości kopii fatalnego aktu, po kolejnym tygodniu czy dwóch film powrócił do kin ale już w atmosferze skandalu i już bez większych sukcesów. Taką lekcje pamięta się długo, bo długo liże się rany i zbiera po finansowej klęsce. Taka lekcja działa odstraszająco i błyskawicznie wyrabia poczucie kultury, szacunku, obowiązku i czego tam jeszcze trzeba.
 

U nas na razie nie do pomyślenia, ale może kiedyś…,  jednak…., a wtedy i napisy będą może krzywe, ale już zawsze zgodne ze stanem faktycznym.