Zaprowadzenie chrześcijaństwa to obraz Jana Matejki, który otwiera cykl Dzieje Cywilizacji w Polsce. Powstał w 1889 r., a więc był namalowany jako ostatnie ogniwo całej przedstawianej historii i gabarytami jest stosunkowo niewielki (79 x 120). Jest też mało chyba znany, ale i nienadzwyczajnie udany. Obecnie znajduje się na Zamku Królewskim w Warszawie i tam go można oglądać. Często mówi się o nim jako o Chrzcie Polski (966), ale ma szersze znaczenie, bo pokazuje przybycie księżniczki czeskiej Dobrawy, czy też Dąbrówki, a wraz z nią zachodniej cywilizacji na ziemie Polan. Nie wiadomo też dokładnie kiedy taki chrzest nastąpił i niewątpliwie był to proces dłuższy niż jedna uroczystość nad jeziorem, z udziałem księcia, jego rodziny, drużyny czy służby. Stąd śmieszą przymiarki do nowego święta, gdzie próbuje się wyznaczyć nie tylko rok, ale i dokładna datę, której nikt nie zna.
Król Mieczysław, zwany Mieszkiem, jest centralną postacią, ale chrzczony jest jego młodszy brat Ścibor, czy Czcibor, a może Cydebur. Jest to postać historyczna, prawdopodobnie był księciem Pomorza. Brał udział w zwycięskiej bitwie pod Cedynią. Chrzest przyjmuje też siostra księcia siostra Biała kniechini Adelajda. Jest postacią fikcyjną, ale w czasach Matejki błędnie sądzono, że została żoną księcia węgierskiego Gejzy i matką świętego Stefana. Chrzci ich św. Wojciech, a na obrazie widzimy też jego brata arcybiskupa Gniezna, Radzyma lub Radzima Gaudentego. On czyta z księgi i te słowa słychać w naszym filmie. Naprawdę Wojciech Sławnikowic, nie był jeszcze biskupem praskim, nie było go też w państwie Polan, podobnie jak jego brata, który towarzyszył mu aż do męczeńskiej śmierci, ale jest to symbol przyjęcia chrześcijaństwa od Czechów. Niektóre źródła podają, że w tym czasie przyszły święty miał 10 lat, a w państwie Polan pojawił się 30 lat później.
Chrzest księcia i jego rodziny to symbol przyjęcia nowej wiary przez wszystkich jego poddanych, stąd na obrazie widzimy także chłopska rodzinę. Jest grupa mnichów, wśród nich Benedykt i oni uświetniają uroczystość swoim śpiewem. Oczywiście jest to chorał gregoriański, fragmenty mszy i litanie. W naszym filmie śpiewają go młodzi członkowie klasztornego chóru, którzy zgodzili się też dla nas wystąpić na zdjęciach. Całość nagraliśmy w studio, a na zdjęciach był odtwarzany playback. Symboliczny jest pług, którym Benedyktyni przeorywują bruzdę, znacząc miejsce pod mający powstać kościół i klasztor, ale także jest to symbol orki na pogańskim ugorze, która stała się udziałem tego właśnie zgromadzenia. Habity benedyktyńskie mają na sobie Wojciech i Gaudenty. Orka to także symbol płodności, a więc przejęcia ziemi we władanie nowej religii.
Są też wojowie Mieszka I, ich łodzie widzimy przycumowane na brzegu jeziora Lednickiego, a tło stanowi wyspa i średniowieczny zamek z basztą, który był siedzibą księcia. Widzimy też wojów pochodzenia skandynawskiego, którzy najpewniej są najemnikami. U nas z filmie nawet rozmawiają po szwedzku. Nad zamkiem unoszą się orły. W nich można się dopatrywać, przyszłego herbu państwa. Część badaczy jednak twierdzi, że to gołębie i symbolizują Ducha świętego. W koło lasy, słońce, zwierzęta domowe i sporo ludzi. Prawdopodobnie to świta książęca i wszyscy mają w ramach uroczystości zostać ochrzczeni. Nie widać dużego zapału, chociaż jeden z wojów, pewnie już ochrzczony, rysuje nożem runiczny znak krzyża na swojej tarczy. Znak na tarczy to topór, herb Starżów-Toporczyków, który pochodzi dopiero z XIV w. Po prawej stronie obrazu dominuje krzyż. Książę opiera nogę o zwalony i rozbity posąg pogańskiego bożka. Dobrawa patronuje całej uroczystości. Jej postać jest świetlista, trzyma zapaloną świecę, symbol nowej wiary. Jest w wianku, a więc nie jest jeszcze żoną mieszka i dlatego obraz datowany jest rok przed oficjalną datą przyjęcia przez Polan chrztu. Towarzyszą jej wysłannicy czeskiego Bolesław i biskup poznański Jordan. Jordan został biskupem poznańskim w 968 r., a więc jego także jeszcze na terenie Polan nie było.
W kącie, stłoczone stoją pogańskie żony księcia. Podobno miał ich siedem, w tym dwie bliźniaczki i nowe porządki chyba im się nie podobają. Jak głoszą zapisy w starych księgach, Mieszko długo nie rezygnował z dotychczasowego życia, nie oddalał żon, przeciwnie, po kryjomu przed Dobrawą spotykał się z nimi. Szczególnie ulubionym miejscem była wspólna łaźnia. To potwierdza tylko przypuszczenie, że przyjęcie nowych zwyczajów i chrześcijańskiej wiary było procesem długotrwałym, a nie jednorazowym aktem.
Nasza realizacja odbywała się w niesamowitej scenerii. „Żywy obraz” ustawiono w hali zdjęciowej, a horyzont namalowano. Tylko, że nasz obraz miał wielometrowe wymiary, a tło zajmowało całą jedna ścianę hali. Nawieziono ziemi, piasku, pojawiła się trawa. Były też żywe zwierzęta, przede wszystkim konie z jeźdźcami i krowy. Jedna z krów zgodnie z treścią obrazu miała stać tyłem do całego wydarzenia, a więc długo walczono, żeby ją do tego przekonać. Ilekroć udawało się ją odwrócić, wracała sama na poprzednią pozycję, wlokąc na rogach swojego opiekuna. Kiedy wreszcie wydawało się, że ją poskromiono, zsiusiała się, a ilość płynu mogła by zapełnić solidne wiadro. Następnie zrezygnowana i zaczęła muczeć uniemożliwiając nagrania dialogów.
Pracując nad opracowaniem muzycznym tego filmu poszukiwałam elementu, który z jednej strony byłby rdzennie polski, z drugiej katolicki, a przede wszystkim archaizował przedstawioną scenę. Mój wybór padł na znakomite opracowania pieśni Bogurodzica, które kiedyś przygotował Henryk Kuźniak do teatralnego wystawienia Króla Leara. Pieśń jest późniejsza. Prawdopodobnie pochodzi z przełomu XIII i XIV w, ale starsze jej wersje mogły istnieć i po prostu zaginąć. Zapis, którym dysponujemy jest datowany na 1408 r., a z kroniki Jana Długosza wiemy, że pieśń była już wtedy popularna i uznana za hymn rycerstwa polskiego. Za swój hymn uważali ją Jagiellonowie i była wykonana na koronacji Władysława Warneńczyka. Nie mamy też starszej, znanej nam polskiej pieśni religijnej, a jej wykorzystanie w kontekście takiego obrazu ma znaczenie symboliczne na równi z przekłamaniami, których świadomie bądź nieświadomie dopuścił się Jan Matejko. Na pewno zapisali ją Benedyktyni i z nimi mogła trafić na ziemie polskie. Wywodziła się z miłosnej pieśni rycerskiej, do której dopasowano nowy, pobożny tekst. Znana jest legenda mówiąca, że autorem pieśni był święty Wojciech, który także wywodził się z zakonu Benedyktynów. Inni badacze wskazują na melizmaty i stąd wywodzą teorię, że na terenach polskich początkowo wyznawano chrześcijaństwo w dwóch obrządkach, katolickim i prawosławnym, a więc i pochodzenie pieśni mogło być prawosławne. Na pewno w kontekście jakim jej użyłam spełnia swoją ilustracyjną i informacyjna rolę.