Na pytanie o film świąteczny najkrótsza odpowiedź brzmi Kevin sam w domu (Home Alone, reż. C. Columbus, 1990). Gdyby ktoś zapomniał, od lat oglądamy go co roku w Święta. Ale, to niejedyne dokonanie świąteczne filmowców. Filmów których akcja toczy się w czasie świąt, lub jakoś ze świętami powiązanych, jest całe mnóstwo. Przede wszystkim zanim nakręcono „Kevina” były już święta i filmy o świętach lub ze świętami w tle.
Moją osobistą listę otwiera Gospoda świąteczna (Holiday Inn, reż. M. Sandrich, 1942). Głównych bohaterów kreują Fred Aster i Bing Crosby, który razem z Virginią Dale śpiewa piosenkę świąteczną wszech czasów White Christmas. Muzykę do filmu pisał Irving Berlin (Israel Beilin), no i piosenkę też napisał. Piosenek napisał zresztą tak z 500, ale tylko dwie zasłużyły na Oskara: White Christmas i Cheek to Cheek. Film jest mi bliski, bo tańczą oraz grają jazz, a szczególnie swing. Oczywiście piosenkę obrzydzają nam sklepy i media, co roku intensywnie, ale i tak jakoś się sierota broni. Może to siła Oskara?
To wspaniałe życie (It’s A Wonderful Life, reż. F. Capra, 1946) jeden z najpiękniejszych filmów z Jamesem Stewartem. Jego wspólnik, tuż przed świętami gubi górę pieniędzy i stają na skraju bankructwa. W ramach świątecznej promocji ratuje ich anioł stróż. Stewartowi partneruje Lionel Barrymore, który zasłużył sobie na wdzięczność operatorów filmowego dźwięku. Reżyserując film, w początkach filmu dźwiękowego, tak się zdenerwował statyką narzucaną przez rozstawione mikrofony, że wymyślił zawód mikrofoniarza, robiąc z kija od szczotki tyczkę. W napisach jako kompozytor figuruje Dimitri Tiomkin. Film miał 5 nominacji do Oskara. Niczego nie zdobył i poniósł finansowa klęskę. Ale póki nie wynaleziono „Kevina” królował w Święta co roku w telewizji, aż znalazł się w setce najlepszych filmów amerykańskich. Mówi się też, że jest to jedyny film, który warto co roku obejrzeć na nowo.
Białe Boże Narodzenie (White Christmas, reż. M. Curtiz, 1954), film muzyczny i komedia romantyczna w jednym. Jeszcze z ciekawostką: w roli głównej Rosemary Clooney osobista cioteczka Georga, jako partnerka Binga Crosbiego. Tym znów dużo jazzu. Miał w filmie wystąpić Fred Aster, żeby powtórzyć sukces Świątecznej gospody, ale odmówił. Film okazał się i tak wielkim wieloletnim sukcesem, a boski Fred pewnie żałował, że zlekceważył TAKĄ propozycję. W filmie króluje całkiem nowa wersja przeboju świątecznego wszech czasów. Muzykę ilustracyjną i kilkanaście innych piosenek napisał Irving Berlin. Nominację do Oskara dostała piosenka Count Your Blessings, ale Oskara już nie. Film jest kolorowy (Technicolor). Korzystano z dwóch taśm 35mm, naświetlanych jednocześnie za pomocą różnych filtrów kolorystycznych. Pierwszy nakręcony w systemie VistaVision. J. Bishop przewrócił kamerę na bok, przesunął oba negatywy względem siebie. Klatka miała aż 8 perforacji, a więc powierzchnię dwa razy większą od standardowej. Oznaczało to w sumie zużycie cztery razy więcej negatywu, ale jakość obrazu była lepsza. Do kamer VistaVision wrócono w latach 70. XX w. były przydatne do wielkich widowisk z efektami wizualnymi, których nie można było robić na obiektywach anamorficznych. Tak nakręcono Star Wars (G. Lucas, 1977) i Close Encounters of the Third Kind (Bliskie spotkania trzeciego stopnia, reż. S. Spielberg, 1977). Naszemu filmowi towarzyszył trzykanałowy dźwięk, ale dzisiaj pokazuje się wersję mono, bo osiągnięciami stereofonii trójkanałowej z lat 50. nie bardzo należy się chwalić. Film doczekał się adaptacji musicalowej, która wznawiana jest regularnie na całym świecie. A cioteczka Clooney’a? Była niezwykle piękną kobietą, niezłą aktorką i piosenkarką. Jej firmowy przebój to Mambo Italiano i moje pokolenie powinno go pamiętać z głębokiego dzieciństwa. Podobno najtwardsi faceci mdleli na jej widok, a kiedy jeszcze śpiewała…
Boże Narodzenie (Joyeux Noël, Merry Christmas, reż. C. Carion, 2006) to nominacja do Oskara, dla najlepszego filmu zagranicznego! Opowieść o świętach w 1914 r., na linii frontu gdzie wojowały wojska brytyjskie, francuskie oraz niemieckie i zawieszeniu na ten czas broni, które ogłosili samorzutnie żołnierze, bez wiedzy swoich dowódców. Co najlepsze, to nie fantazja scenarzystów. Ta historia wydarzyła się naprawdę. Film jest niezwykle wzruszający i przywraca wiarę w ludzi.
Opowieść wigilijna (A Christmas Carol), lub jak kto woli Kolęda prozą C. Dickensa, to gotowy scenariusz filmowy. Filmowcy wracają do niej regularnie, lub na jej podstawie, tworzą kolejne scenariusze. Jest opowieść wigilijna Myszki Miki, Flingstonów, Muppetów, Czarnej żmii. Do opowiadania nawiązują specjalne odcinki Autostrady do nieba i Doctora Who. Ale pierwszy był T. Edison i jego niemy film z 1908 r. W 2008 r. film pod takim tytułem nakręcił R. Zemeckis. Opowieści gwiazdkowych pisarz popełnił więcej. Druga w rankingu popularności to Świerszcz za kominem. Miałam przyjemność pracować, przy jej telewizyjnej adaptacji w reż. Wojciecha Adamczyka (1995). Wcześniej (1973) taki teatr telewizji wyreżyserował Konstanty Ciciszwili. Nasza realizacja była bardzo skromna, ale za to jak zawsze u Wojtka grali wspaniali aktorzy (P. Fronczewski, M. Wójcik, H. Bista, J. Michałowski, E. Olszówka), a jej nastrój melancholijno-świąteczny był niepowtarzalny.
W pewien sposób, wigilijną opowieścią jest Hania (reż. Janusz Kamiński, 2007). Młode małżeństwo bierze na święta chłopca z domu dziecka. Związek jest w kryzysie, ale splot wydarzeń, także tragicznych, powoduje, że z tych świąt wychodzą dojrzalsi emocjonalnie, a w ich życiu ważne staną się nowe wartości. Ten film także był bardzo skromny, a praca przy nim spokojna, stonowana i bardzo przyjemna. Oczywiście w tę naszą skromność trudno uwierzyć mając wśród realizatorów nie tylko znakomitego operatora obrazu, ale także Jana A.P. Kaczmarka, kompozytora i Leszka Możdżera pianistę.
W tym roku wszelkie rankingi filmów o Świętach wygrywa Cicha Noc (reż. P. Domalewskiego). Jest filmem wyjątkowym, bo cała akcja mieści się w ciągu doby i tylko tego jednego dnia – Wigilii dotyczy. W ilustracji muzycznej dominują kolędy i piosenki świąteczne. Jest ich bardzo wiele, różnorodnych i w przeróżnych wykonaniach. Było to wyzwanie nie lada, bo ta przedziwna mieszanka z jednej strony pokazuje nastrój świąt, z drugiej jego powierzchowność i tandetę. Ale polskich filmów z motywem świątecznym można doliczyć się ponad trzydziestu, a ja doliczyłam się dziesięciu przy których powstawaniu brałam udział.
W 1988 r. Jan Kidawa Błoński nakręcił Męskie sprawy, opowieść o powstaniu Wielkopolskim, jedynym jakie udało się Polakom wygrać. W sumie nawet nie powstanie jest tematem głównym, a to co działo się trochę wcześniej, aż do samego wybuchu i to nie w Poznaniu, a niewielkim miasteczku nieopodal. W Wigilię ginie jeden z chłopców, którzy próbują zdobyć broń i przystąpić do walki, czemu przeciwni są starsi. To daje impuls do rozpoczęcia ataku na niemieckie koszary. Świąteczna oprawa nie jest pomysłem scenariuszowym, ale faktem, znanym z historii, natomiast filmowi i scenie śmierci chłopca, rozbrzmiewająca w tle kolęda, dodaje szczególnej oprawy. Muzykę do filmu napisał Zbigniew Raj. Powstała też wtedy piosenka Taki kraj, którą wykonuje Ludmiła Warzecha. Tekst napisał Jan Pietrzak, ale w swoim poprzednim wcieleniu.
Święta pojawiają się już w jednym z pierwszych filmów przy których pracowałam. Sprawa Gorgonowej (reż. J. Majewski, 1977) rozpoczyna się wieczorem pierwszego dnia świąt. Inżynier Zaręba z dwójką dzieci przyjeżdża do swej byłej kochanki i matki trzeciego, małego dziecka, Rity Gorgonowej. Atmosfera jest napięta. Kobieta wychowywała dzieci inżyniera, ale teraz dorastające towarzystwo nie jest zadowolone z zaistniałej sytuacji i w kryzys jaki przeżywa związek ojca jest im na rękę. Nie mniej jest choinka, uroczysta kolacja, a Lusia (córka inżyniera) gra na pianinie kolędę. Słychać moje granie i w ten sposób udało mi się debiutować w filmie jako pianistka. Potem było już tylko lepiej. Mało kto grał na dwa fortepiany z Leszkiem Możdżerem (Ono, reż. M.Szumowska, 2004), a na cztery ręce z Januszem Olejniczakiem (Chopin. Pragnienie miłości reż. J. Antczak, 2001) czy Tomkiem Bajerskim (Kwartet, reż. T.Zygadło, 1989), a przecież jeszcze mam karierę solową i orkiestrową i to nieustająco w toku.
Święta pojawiają się regularnie w serialach. Pamiętam takie sceny z serialu Dom (reż. J. Łomicki), gdzie były i święta i sylwester. Sylwester pamiętam dokładniej, bo korzystając z bogatego zasobu płyt moich rodziców, mogłam zaskoczyć kompozytora Waldka Kazaneckiego jego własnym nagraniem z zespołem tanecznym z 1960 r. Chciał ode mnie tę płytę kupić, ale mam ją nadal. To prawdziwy Biały kruk. W 40 latku 20 lat później (reż. J. Gruza), też był odcinek świąteczny i w telewizji nadawano kolędy w wykonaniu Chóru S. Stuligrosza. Ostatnio święta były w X serii Rancza (reż. W. Adamczyk). Finałowy odcinek zaczynał się w zaśnieżoną Wigilię. Muzyka ilustracyjna Krzesimira Dębskiego nawiązuje więc do kolęd. Oczywiście dzieją się cuda i to różne. Dla Kusego jest to seria niespodziewanych i cudownych wizyt, a dla wszystkich? No właśnie nie wiadomo, kogo wybrano na prezydenta, bo Wilkowyjach jest awaria prądu.
Elementy świąteczne są też w Paniach Dulskich (reż. F. Bajon, 2015), gdzie rodzina przy Wigilii karnie śpiewa kolędę i w Excentrykach (reż. J. Majewski), gdzie tylko stoi choinka i jest trochę uroczyściej, bo najważniejszy dla nas jest występ Sylwestrowy.
Pamiętam jeszcze jedno śmieszno-straszne wydarzenie, chociaż tytułu filmu, a może raczej reportażu, nie mogę sobie przypomnieć. Na pewno autorem wydarzenia był młody reżyser Paweł Sala. Miał nakręcić dla Polsatu reportaż o dolnośląskim zwyczaju chodzenia nie tylko z gwiazdą i standardowym zestawem kolędników, ale także z aniołami, które dziwnym trafem paradowały w białych powłóczystych szatach (raczej prześcieradłach) i na szczudłach. Zdjęcia nakręcono, ale kiedy postanowiono je obejrzeć zaczęły się schody. Poprzednią swoją pracę kamera Betacam SP, wykonywała na Szpic Bergenie, albo w innym egzotycznym i mroźnym miejscu. Po powrocie sprawdzono elektronikę i jako sprawną wysłano na Dolny Śląsk. Jednak coś musiało biedulce zaszkodzić, bo białe powierzchnie nagle uzupełniła samorzutnie o powidoki i różne okazjonalne przebarwienia. Trudno nazwać to dziełem, bo utwory może tworzyć tylko człowiek, ale niewątpliwie wniosła pewien niebanalny wkład.
Z reportażu, po odpowiednim montażu obrazu, zrobiła się artystyczna impresja, a my ruszyliśmy do ozdabiania, artystycznego obrazu, dźwiękiem. Pojawiła się muzyka ezoteryczna, a nawet konkretna, oryginalne efekty, czyli sound design i wiersze śląskie o tematyce świątecznej. Na własne oczy widziałam małą książeczkę z napisem XIX w. wiersze poetów śląskich. Z niej wybrano kilka, a wszystko pięknie przeczytała Stanisława Celińska. Film kolaudowano i pokazano w telewizji, a wtedy pojawił się autor tłumaczenia. Okazało się, że owszem wiersze są śląskie i z XIX w., ale w oryginale są po niemiecku. Natomiast autor zgodził się, aby książkę wydano bez jego nazwiska, bo tak będzie lepiej i nawet nie ochronił swojej twórczości w ZAiKS. Za to kiedy usłyszał swoje tłumaczenia w telewizji, natychmiast postanowił zostać majętnym człowiekiem i wystąpił o ogromne zadośćuczynienie oraz odszkodowanie. Plan się nie powiódł. Oczywiście otrzymał podwójną stawkę, ale w stosunku do tej, którą płaci się w takich przypadkach. Prawnik producenta (mecenas A. Karpowicz) bez trudu dowiódł, że tłumacz zrobił wszystko co w jego mocy, aby nikt o jego autorstwie nie wiedział. Pytany o zgodę na wykorzystanie wierszy w filmie, ani słowem o istnieniu tłumacza nie wspomniał też wydawca. W ten sposób nie można twierdzić, że producent chciał naruszyć prawa tłumacza. Zrobił co powinien, a ponieważ jednak autor tłumaczenia się znalazł płaci więcej niż normalnie, ale przecież nie ma powodu, aby płacił dodatkowe kary.