To monumentalne dzieło Jerzego Hoffmana. Dokumentalne, edukacyjne, syntetycznie przedstawiające w czterech godzinnych filmach skomplikowane losy naszych wschodnich sąsiadów. Inspiracją do powstania filmu była książka Leonida Kuczmy, byłego prezydenta Ukrainy: Ukraina to nie Rosja. Film powstawał przez kilka lat i chociaż w 2007 r. wydawało się, że jest utworem gotowym, do dziś nie doczekał się swojej premiery. Niewykluczone, że ze względu na ogromne zmiany jakie zaszły w ostatnich latach na Ukrainie, wymaga, jak to już raz się zdarzyło, jeszcze jednej redakcji i dodania tego, co zdarzyło się ostatnimi czasy.
Film Ukraina. Narodziny narodu przez swój rozmach i ogromny ładunek informacji jakie przekazuje oraz różnorodność technik, jakie zastosowano (przekaz atrakcyjny dla widza, a jednocześnie łatwy i zapadający w pamięć), można uznać za kwintesencję tego, co powinno znaleźć się w rzetelnym dziele historycznym. Zastosowano materiały dokumentalne i wywiady nakręcone współcześnie. Użyto dokumentalnych zapisów z lat minionych, o których film opowiada. Wykorzystano współczesną technikę grafiki komputerowej, aby nakreślić ruchy wojsk, pokazać mapy itp.
Gros filmu to czasy w których nie znano ani ruchomej, ani nieruchomej fotografii. Są więc współczesne zdjęcia miejsc, obiektów, zabytków. Sfotografowano prace plastyczne, portrety opisywanych bohaterów i księgi, czy zapisy pochodzące z minionych epok. Wykorzystano też fragmenty filmów fabularnych, które opowiadają o omawianych czasach i wydarzeniach historycznych.
Gospodarzem filmu jest reżyser, który opowiada widzowi całą tę historię. Widzimy go co jakiś czas w kadrze, często na tle obrazów przedstawiających sceny historyczne. Kiedy znika, zastępuje go zawodowy lektor (Paweł Straszewski), aby przekaz był nośniejszy. Głos reżysera jako off stawał się nudny i monotonny, a wszelkie dodatkowe dźwięki (muzyka, efekty) całkiem nad nim dominowały. Jerzy Hoffman sam to od razu wychwycił, a do mnie przyszedł z pytaniem: i co my z tym zrobimy? Poradziłam wprowadzenie dynamicznie podającego tekst lektora. To bardzo ciekawe doświadczenie.
Reżyser obawiał się, że dla widza taka zmiana będzie szokiem. Początkowo próbował znaleźć lektora o głosie podobnym do swojego, ale przekonałam go, że wtedy wymiana nie będzie potrzebna, bo nic takim głosem nie osiągniemy. Przygotowaliśmy casting kilku bardzo różnych głosów, ale na tekście naszego filmu i zmontowany z obrazem. Sam Hoffman wybrał Pawła, bo uznał, że słucha się go najlepiej, a ja dostałam ogromne pole do popisu muzycznego.
Nad udźwiękowieniem filmu pracowała duża ekipa. Ja odpowiadałam za muzykę (która praktycznie brzmi przez cały czas trwania filmu) jej dobór i montaż. W moim studio nagrywaliśmy lektorów do wersji polskiej i angielskiej. Ekipa operatora dźwięku, Piotra Knopa, przygotowywała efekty dźwiękowe, aby nawet nieruchome obrazy ożywić i uprawdopodobnić dźwiękiem, szczególnie że wykorzystywano fragmenty filmów fabularnych, a w nich odtworzono praktycznie całą szatę dźwiękową od podstaw. W TOYA Studios zrobiono, pod dowództwem Piotra, wielokanałowe zgranie.
Przygotowanie blisko 4 godzin muzyki to zadanie karkołomne. Szczególnie w filmie dokumentalnym, gdy omawiane tematy zmieniają się szybko, a więc muzyka poddawana jest równie szybkim zmianom. Musi wspomagać obraz, porządkować tematycznie, ale nie może nużyć częstymi powtórzeniami. Ma też wspomagać treść filmu pomagając widzowi w orientacji historycznej, kulturowej, czy geograficznej.
Jako trzon muzyczny całego opracowania została przyjęta muzyka Krzesimira Dębskiego. Powstało blisko 40 min. muzyki specjalnie dedykowanej filmowi. Muzyka ta wspomaga wątki, które przeplatają się przez cały film. Muzyka jest autorska, ale zawiera elementy wiążące się z folklorem ukraińskim, a więc mocno zrośnięta jest z kulturą i terenem geograficznym jakiego dotyczy film.
Ponadto dostałam do dyspozycji kompozycje Krzesimira, które powstały do filmu Jerzego Hoffmana Ogniem i mieczem (1999). Wspólnie uznaliśmy, że mają ogromny walor historyczny i geograficzny. Swoją melodyką, podobnie jak muzyka napisana do filmu Ukraina nawiązują do folkloru ukraińskiego, poza tym z racji tematyki filmu, mają w sobie elementy tureckie, tatarskie i kozackie oraz stanowią znakomitą ilustrację do toczonych bitew. Dodatkowy walor to wykorzystanie archiwaliów z filmów nakręconych przez Jerzego Hoffmana wg. Trylogii Henryka Sienkiewicza. Dla wielu widzów oba te elementy działają porządkująco i wyjaśniająco. Należy jednak pamiętać, że kojarzą się też tylko z określonym okresem historycznym.
Poprosiłam także o muzykę Krzesimira Dębskiego do filmu Stara Baśń (reż. również J. Hoffman, 2003). Uznałam, że polska melodyka, w połączeniu z archaicznością wielu motywów, będzie bardzo przydatna dla przedstawienia czasów dawnych. Bardzo niewiele wiemy o muzyce czasów dawniejszych niż renesans, czy średniowiecze. I w tym przypadku jest to tylko muzyka kościelna, a później dworska. Wykonujemy utwory na innych niż wtedy znano instrumentach. Używamy innego stroju, a więc to, co odczytujemy z posiadanych zapisów ma inne brzmienie niż oryginalne.
Wtedy, jak i znacznie wcześniej, istniała też muzyka popularna, którą posługiwał się prosty lud. Folklor, czy muzyka obrzędów pogańskich, nie mamy jednak żadnych zapisów takich działań i zdani jesteśmy wyłącznie na własną wyobraźnie. Kształtują ją filmy fabularne i dokumenty takie jak omawiany. Można mieć też pewność, że nawet,gdybyśmy mieli dostęp do jakiejś formy materiałów źródłowych, to słuchanie oryginalnej muzyki z tego okresu byłoby dla przeciętnego widza równie trudne, jak słuchanie muzyki średniowiecznej. Dlatego z reguły jest to muzyka typowa dla ilustracji filmowych, jedynie z elementami sugerującymi archaiczne konotacje.
Jako materiał uzupełniający muzykę komponowaną otrzymała od ukraińskiego koproducenta Uwerturę do opery Taras Bulba Mykoły Łysenki oraz kilka płyt z liturgią cerkwi ukraińskiej, muzyką ludową, wojskową i historią starych pieśni o charakterze rustykalnym. Pozostałe materiały miałam pozyskiwać z własnej fonoteki zgodnie z potrzebami. Była to muzyka klasyczna z różnych epok, ale przede wszystkim muzyka bardziej industrialna i kojarząca się z XX w.
Nasze wyobrażenie o powstającym filmie skłaniało nas do refleksji, że głównym nurtem opowieści będą czasy dawniejsze. Stąd duży udział tematów filmowych i historycznych. Ostatecznie układ filmu, znacznie mocniej niż planowano, ciążył ku współczesności. Tym ważniejsze stało się więc pozyskanie dodatkowej muzyki, która lepiej zilustruje XX w. i przekaże treści związane ze Związkiem Sowieckim, jako element inny i obcy historii Ukrainy. Z myślą o czasach współczesnych poprosiłam o kolejny utwór Krzesimira Dębskiego – Koncert na fortepian i orkiestrę.
Czasom dawnym poświęcona jest pierwsza część filmu. Część druga rozpoczyna się w okresie rozbiorów Polski, a kończy traktatem brzeskim. Część trzecia, to czasy od rewolucji październikowej do końca II wojny światowej, a czwarta od powstania republiki ukraińskiej do współczesności. Jednak w każdej części znajdujemy odniesienia do czasów obecnych, lub przypomnienia z przeszłości, a taki układ filmu wymusza ogromna dyscyplinę opracowania muzycznego, ułatwiającą widzowi orientację w czasie i terenach których opowiadanie aktualnie dotyczy. Procentowo w filmie tylko połowa muzyki jest autorstwa Krzesimira Dębskiego. Dużą ilość dodatkowej muzyki wymusiły też częste zmiany prezentowanych zagadnień, a więc musieliśmy unikać wrażenie ciągłego wracania do tego samego materiału muzycznego.
Praca nad opracowaniem muzycznym i montażem filmu zajęła mi dwa miesiące. To szmat czasu, ale z rozrzewnieniem wspominam, że stosując klasyczny montaż i jedyną technologię dostępną do końca lat 80. pracowała bym dwa razy dłużej. Bo dłużej trwał proces wyznaczania, kopiowania, segregowania i montownia materiałów. Czas potrzebny na opracowanie muzyczne tak trudnego filmu skrócił się nieznacznie, lub wcale. Tak jak kiedyś film oglądam wielokrotnie, notuję, słucham muzyki, a to czynności, których skrócić nie sposób. Jednocześnie takich filmów jak Ukraina. Narodziny narodu jest obecnie niewiele, a więc każde opracowanie tak znakomitego i obszernego filmu to święto i ogromny stres. Czy podołam? Choć przecież pracuję od tylu lat. A może z wiekiem ta odpowiedzialność wydaje się większa, bo przecież ma być co raz lepiej i nie może być gorzej niż w poprzednich pracach, a te szczególnie udane wszyscy pamiętają, i to co robię aktualnie, naturalnie porównują do tych błysków talentu.