Zimowy powiew wiosny. Wizyta w Ankonie

You are currently viewing Zimowy powiew wiosny. Wizyta w Ankonie

Jedną z atrakcji mojej pracy zawodowej jest możliwość zwiedzania świata. Nie są to wielkie eskapady, a tym bardziej długotrwałe czy bardzo częste. Jest ich akurat tyle, żeby każdy wyjazd był oczekiwany i planowany z radością. A i tak przez lata uzbierało się tych podróży bardzo dużo. Można by obdzielić kilka innych żyć, a nie tylko moje.

Tym razem los obdarzył mnie kilkudniowym, wiosennym klimatem w samym środku zimy. Kierunek – środkowe Włochy. Miejscowość – Ankona (Ancona). Miasto w regionie Marche, rozłożone na nadmorskich wzgórzach (najwyższe Monte Conero 572 m n.p.m.), opadających wprost do Adriatyku, jak amfiteatr. Więcej – stolica tego regionu. Prowincja Marche graniczy z ulubionymi przez Polaków Toskanią i Umbrią, ale mimo, że piękna, nie jest tak turystycznie popularna, nad czym bardzo boleją mieszkańcy. Bo przecież, zarówno w południowej jak i północnej części miasta znajdują się wspaniałe plaże.

Ankona, stolica regiony Marche

Miasto jest stare, ale we Włoszech to raczej standard. Pamięta jeszcze czasy greckie. Grecka jest też jego nazwa. Ankón oznacza łokieć, co nawiązuje do cypla (przylądka Conero) chroniącego osadę przed żywiołem morskim. Dzięki takiemu położeniu, miasto jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie można podziwiać zarówno wschód jak i zachód słońca nad morzem. Wystarczy pokonać jedynie, niewielką szerokość przylądka. Miasto leży na łydce włoskiego buta, a przy niewielkim powiększeniu, cały cypel wygląda jak jakaś narośl. Mogło by się nawet od tej łydki jakoś nazywać, nawet po grecku, ale wybrano bardziej lokalną atrakcję.

Ancona, swoją nazwę zawdzięcza prawdopodobnie Dorianom (od nich pochodzą doryckie zwieńczenia kolumn), którzy przybyli tu z Syrakuz. Grecy założyli polis w IV w. p.n.e. Potem władali nim Rzymianie, Ostrogoci, a od VI – VIII w. Bizancjum.
Za czasów Rzymu wiodła stąd prosta droga (via Flaminia) do Wiecznego miasta i dalej do Rawenny, którą nazywano Ariminum. Port już wtedy miał swoją sławę i stąd dostarczano zamorskie produkty dla możnych imperium. W średniowieczu Ankona była potęgą morską i ekonomiczną. Rywalizowała z Wenecją o palmę pierwszeństwa na Adriatyku i przez 500 lat miała status Republiki Morskiej. Także dziś jest to liczący się port na Morzu Śródziemnym. Ankona z Wenecją chyba się pogodziły, bo łączy je linia kolejowa biegnąca wzdłuż brzegu morza, którą podróż jest wspaniałą atrakcją.

W V w. n.e. ustanowiono tu biskupstwo, od VIII w. miasto było uzależnione od papiestwa, a od 1552 r. zostało włączone do Państwa Kościelnego. W 1860 r. stało się częścią Królestwa Włoch. Z Ankony wywodził się Fryderyk II Hohenstauf znany jako Fryderyk I Król Sycylii, Książę Szwabii, a przede wszystkim święty Cesarz Rzymski i król Jerozolimy. Z tych okolic pochodził także Papież Pius IX, którego cywilnego imienia i nazwiska nie sposób zapamiętać (Giovanni Maria Mastai Ferretti).

Grand Hotel Palace

Nasi gospodarze zakwaterowali nas w Grand Hotel Palace, nad samym morzem i z przepięknym widokiem na zatokę. Ankona jest portem wojennym i handlowym. Jest tu także stocznia. Całość jest w nocy bajecznie oświetlona. Mogą tu wpływać ogromne statki transportowe. Regularne linie promowe łączą Ankonę z Chorwacją, Grecją, Turcją i nie tylko. W czasie naszego pobytu dwukrotnie zawinął do portu prom z Dubrownika i parkował mi właściwie pod oknem. Stosunkowo niedaleko jest do Florencji (180 km), Rzymu (300 km), Bolonii (220 km). Na cyplu stoi latarnia morska.

Grand Hotel Palace. Ancona

Górzyste położenie nie oznacza niestety (dla miasta) terenów narciarskich, a więc sezon turystyczny gwarantuje dopiero lato. Podobno nie ma nieprzebranych tłumów, ale kto raz był w Ankonie, wraca. Teraz jest raczej pustawo, a większość hoteli i pensjonatów, jest po prostu zamknięta. Miasto otaczają również starawe miejscowości, a tuż po zjeździe z kawałka współczesnej autostrady, od razu zaczynają się wąskie dróżki i uliczki, oraz nieodzowne górki i dołki. W jednym z miasteczek narożne domy mają rogi ścięte. Inaczej nie da się w żadną uliczkę zakręcić. Nasz kierowca jest mistrzem, ale i tak udało mu się stracić na jednym ze skrętów lusterko.

Jeszcze w Warszawie sprawdziłam, że koło hotelu mieści się wspaniała katedra romańska. Oczywiście chciałam się tam wybrać pieszo, ale okazało się, że 300 m oznacza wspinaczkę, a nie spacer. Na szczęście, nasi gospodarze, Paolo i Andrea, przewidzieli nasz problem i nas tam po prostu zawieźli. Wzgórze nazywa się Monte Guasco. Roztacza się z niego piękny widok na okolicę. Duomo di San Ciriaco jest romańsko – bizantyjska. Ma elementy starożytne i wczesno chrześcijańskie. Część można zobaczyć w przeszklonych fragmentach posadzki.

W starożytności była tu świątynia Wenus Euplei, patronki żeglarzy. Potem, w czasach wczesno chrześcijańskich, patronem katedry był św. Wawrzyniec. Tę budowlę zniszczyli Saraceni. Odbudowano ją w IX w., a później nadano kształt greckiego krzyża i ta ostateczna bryła powstawała od XI do XIII w. Obecnie katedra jest restaurowana, ale (a może dzięki temu) udało nam się zobaczyć jej wnętrze. Przede wszystkim piękne drewniane stropy. Jest też wizytówką miasta i najbardziej rozpoznawalnym turystycznie obiektem.

Ogromną zaletą Ankony jest skupienie jej najważniejszych zabytków na małej przestrzeni. Równie blisko od hotelu, na szczęcie prawie po płaskim, znajduje się kościół Santa Maria della Piazza (XI – XIII w.). Także nie jest to jednolita architektura. Styl romański miesza się z pozostałościami wcześniejszej budowli. Zachowały się m.in. mozaiki z V i VI w., a w budowlę wkomponowano także fragmenty murów dawnego greckiego polis.

Santa Maria della Piazza 
Santa Maria della Piazza

Teatro delle Muse

Kilka kroków dalej, przy Piazza Della Republicca mieści się Teatro delle Muse, czyli opera. Budynek jest neoklasyczny, pochodzi z 1827 r. Jest to największy teatr w regionie i 13 co do wielkości w całych Włoszech. Mieści 1 150 osób. Do wizyty w Della Muse zachęcał mnie polski bas – Rafał Siwek. Nie wiedział, że okolica kryje skarby jeszcze większe, ale o nich jeszcze zdążę napisać.
Budynek został uszkodzony w czasie II wojny światowej na skutek bombardowania, a potem dodatkowo przy rozbiórce sąsiadującej z nim hali, coś się jeszcze na niego zwaliło. Opera była nieczynna blisko 60 lat. Pracę wznowiła dopiero w 2002 r. Przy placu znajduje się jeszcze kościół, a mała uliczka prowadzi do portu. Tu w narożnym budynku, mieści się polecana przez obsługę naszego hotelu kawiarnia Amarcord, znowu z przepięknym widokiem. Udało się tam wypić pożegnalną kawę z pistacjowymi ciasteczkami.

Teatro Delle Muso
Teatro Delle Muse

Miasto leży na terenach zagrożonych trzęsieniami ziemi. Przeżyło przynajmniej kilka większych i mniejszych kataklizmów. Ostatnio zostało częściowo zniszczone w 1972 r., ale teraz już śladów zniszczeń nie widać. Zresztą wszędzie jest pod dostatkiem dużo starszych ruin i one przyciągają wzrok. Jak chociażby widoczny z mojego okna mini łuk triumfalny, a może zresztą zwykła ozdobna brama. Prawdziwy łuk Trajana stoi w porcie całkiem nieopodal. Ma 14 metrów wysokości i sprawia całkiem majestatyczne wrażenie. Pochodzi z 115 r. n.e., a zbudowano go na cześć cesarza, który niezwykle przyczynił się do rozbudowy portu, a co za tym idzie i rozwoju miasta.

O tym jak bardzo miasto jest stare świadczy szerokość uliczek na starówce. Kompletnie nie są znormalizowane z szerokością współczesnych samochodów. Za to starówka jest bardzo zwartym kompleksem. Pełno jest tu restauracji i kawiarni, a centralny punkt stanowi Piazza del Plebiscito, przy którym znajdują się wszystkie najważniejsze budynki i zabytki.

W Ankonie mieszka ok. 100 tys. ludności, czyli ma wielkość Radomia. Wydaje się jednak bardziej kameralna i mniejsza, ze względu na górzysty teren i duże fragmenty niskiej zabudowy. Krzysztof Zanussi twierdzi nawet, że to włoski Ciechanów. Jest cicho i spokojnie, chociaż w lecie pewnie to się zmienia. W mieście mieszczą się trzy uczelnie wyższe, w tym uniwersytet (Università Politecnica Della Marche) i świetny wydział medyczny do którego zjeżdżają studenci nawet z daleka. Przyjeżdżają też obcokrajowcy w ramach programu Erazmus.

Studentką Erazmusa mogła być Kasia, bohaterka filmu Krzysztofa Zanussiego Obce ciało (2014). Akcja początkowego fragmentu filmu toczy się w Ankonie i tu były kręcone zdjęcia. Podróżując po mieście i okolicy w naszych sprawach mogliśmy nawet obejrzeć znane nam z ekranu przepiękne miejsca. Dom matki Angela, widoki morza, drogę, plażę, kościół. Po tamtej współpracy pozostał zaprzyjaźniony producent – Paolo i stąd kolejna wycieczka, tym razem na nagranie muzyki do filmu Liczba doskonała, także w reżyserii Krzysztofa Zanussiego.

Ankona ma lotnisko imienia Rafaela Santi, w miejscowości o wdzięcznej nazwie Falconara Marittima. O tej porze roku, samolotów przylatuje tu całkiem niewiele (osobowych trzy do pięciu dziennie i kilka na cargo). W lecie ruch się podwaja, ale połowa lotów, to rejsy wewnętrzne. Lotnisko jest raczej niewielkie i lądują na nim małe statki powietrzne. Modlin bije go rozmachem na głowę. Jest za to blisko miasta (18 km), vis a vis jest dworzec kolejowy. Jeżdżą także do miasta autobusy. My na szczęście mieliśmy na cały pobyt wynajęty busik, a więc mogliśmy wszędzie dojechać.

Z Polski trudno tu dolecieć bezpośrednio. Planując podróż rozpatrywaliśmy różne warianty, przede wszystkim dojazd lądem z Rzymu bądź Bolonii. Bardzo wydłużyło by to naszą podróż i pewnie była by bardziej męcząca. Na szczęście, kiedy czytałam wiadomości o mieście, nagle pojawiła się reklama, z której wynikało, że znowu lata do Ankony Lufthanza z Monachium i taką drogę my wybraliśmy. Jest też wygodna przesiadka na samolot Lufthanzy z i do Warszawy. Oczywiście sprawdziliśmy pozostałe cztery kursy, ale nazwy przewoźników nie wzbudziły ani zapału, ani zaufania.


A wiosenne klimaty? Już na lotnisku ciepłe buty wymieniałyśmy na pantofle, a ciepłe kurtki na żakiety. Było 11 stopni na plusie i tak przez pierwsze dwa dni. Ciepłe były także wieczory. Potem pogoda się popsuła. Trochę padało i temperatura spadła do 8 stopni, ale nadal ani rano, ani wieczorem nie było chłodno. W dniu wyjazdu znowu od rana świeciło słońce, tak że w oczekiwaniu na odprawę można się było poopalać, na ławce, przed lotniskiem. Już następny poranek, tym razem w Warszawie, przypomniał, że mamy zimę. Dachy okolicznych budynków były całkiem białe.