Lądowanie w Wenecji

You are currently viewing Lądowanie w Wenecji

Wakacje, a więc Wenecja (wł. Venezia, łac. Venetia, wen. Venéxia/Venéssia) – miasto na północy Włoch, nad Adriatykiem, stolica regionu i prowincji. Skupisko uciekinierów przed plemieniem Hunów i emigrantów różnego autoramentu, którzy docierali tu w pierwszych wiekach naszej ery. Włosi, Grecy, Słowianie, stąd specyficzny dialekt wenecki (wenecjański), wypadkowa języków wszystkich nacji które się tu pojawiały. To także odmienność obyczajów i unikatowa sztuka. Miasto wielokulturowe i wieloreligijne. Bliskość Konstantynopola, Arabów i Turków dodawała elementów wschodnich, orientalnych. Uzupełniały ja dalekie handlowe wyprawy (do Indii i Chin). Żywa była pamięć starożytności, jej wspaniałej kultury, sztuki i radości życia. 

Bliskość współczesnego im Rzymu wymuszała posłuszeństwo wobec papieży. Ale w Wenecji panowała wolność religijna i wolność obyczajów, co nie bardzo się zwierzchnikom kościoła katolickiego podobało. Tu próbował ukryć się, niestety bezskutecznie, Giordano Bruno. Szczyt konfliktu przypadł na pontyfikat Juliusza II, który nałożył na niesforną Wenecję ekskomunikę. Trudno z naszego punktu widzenia oceniać średniowiecznych i renesansowych papieży, ale ich życiorysy są co najmniej zadziwiające. Juliusz II mecenas i miłośnik sztuki według naszych dzisiejszych standardów miał poza tym same wady, a nawet kilkoro dzieci. 

Miasto na bagnistych wyspach Adriatyku, zostało założone w 452 r. Nie była to jeszcze Wenecja, bo nazwa i sama organizacja pojawiły się później. Budynki dla większej stabilności stawiano na drewnianych palach. Bardzo było to i nadal jest karkołomne przedsięwzięcie. Wokół znajduje się Laguna Wenecka (wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO), mnóstwo niewielkich rozrzuconych po wybrzeżu wysepek. Całość trwa w niezmienionej formie od wieków, bo struktura urbanistyczna nie mogła się nigdy spokojnie rozwijać, ograniczona przyrodą. Taki specyficzny miejski skansen.

Teraz większość mieszkańców (270 tys.), żyje już na lądzie stałym w Mestre, Favero Veneto, Margherze, czy Zelarino, które przypominają zwykłe włoskie miasteczka w tym regionie. Mestre jest najbardziej popularne, bo tu można się przesiąść z pociągu na autobus podążający na lotnisko (Marco Polo). Historyczne centrum zamieszkuje niecałe 60 tys. ludzi. Tu mieszczą się głównie hotele, restauracje, kawiarnie i zabytki. Żyć normalnie właściwie już nie sposób. Miasto zostało zmumifikowane, a liczni turyści z całego świata, zadeptują je systematycznie i regularnie, każdego dnia od nowa. Najczęściej przyjeżdżają raniutko i próbują do wieczora zobaczyć jak najwięcej, a potem odjechać w miejsce, gdzie nocleg będzie tańszy. Wystarczy to co zostawili w barach, kawiarniach czy restauracjach. Nawet najbardziej się starając będzie to dwa razy tyle co w innych miastach.

Ja też jestem turystką i tradycyjnie przyjechałam sobie trochę podeptać, tylko nie po głównych szlakach, ale raczej po nieodkrytych jeszcze przez turystów, ale także i przeze mnie, kątach. Może tym razem vaporetto nr 12, albo motorówka nr 19 i przejażdżka po północnym osiedlu weneckich lagun? Murano, Burano, Torcello. No, bo przecież nie na przereklamowaną plażę Lido (vaporetto nr 1, lub 2 – pośpieszny). Chociaż Lido też kusi, a jej popularność i przekonanie o ogromnej atrakcyjności wyraża się w nazwach nadawanych hotelom na całym świecie, a nawet wspaniałemu kabaretowi we francuskiej stolicy na Avenue des Champs Élysées. Tę atrakcję znam, bo akustykiem był tam syn jednego z pracujących ze mną francuskich kompozytorów i udało się jakoś wejść. Pomijam ceny biletów, ale jeszcze do sforsowania jest co wieczór stojąca przed lokalem kolejka. 

Lido di Venezia to niewielka (20 tys. mieszkańców), bardzo ekskluzywna wysepka nieopodal miasta. Sama nazwa oznacza deltę, mierzeję, a nawet rafę. Rzeczywiście oddziela miasto od Adriatyku. Jest na tyle duża, że można tu dowieźć samochód promem i po samej wyspie sobie pojeździć. To tutaj od 1932 r. odbywa się najstarszy międzynarodowy festiwal filmowy Esposizione Internazionale d’Arte Cinematografica nazywany Festiwalem w Wenecji. Dziś jest częścią Biennale i właśnie w tym roku pod koniec lipca, Maja Kleczewska odebrała Srebrnego Lwa za swoje teatralne dokonania na otwarciu 45 Biennale Teatralnego. Radość i duma ogromna.

Tu spędzali czas George Byron, Tomas Mann i bohater jego książki Śmierć w Wenecji. Dlatego na Lido kręcono plenery do filmu Luchino Viscontiego. Mann dokładnie wszystko obejrzał, a potem opisał. Tylko bohater filmu jest starszy i zrezygnowany, ale też film nie jest tylko przeniesieniem jednego dzieła pisarza, ale mieszanin wątków i tematów zawartych w całej jego twórczości. Myślę, że kiedy turyści wyjadą, na pustych plażach ciągle snuje się duch starego kompozytora, a wiatr nuci Adagietto z drugiej części V symfonii Gustawa Mahlera. Wyczytałam ostatnio, że historia ta jest wyuzdana i nieprzyzwoita. Te argumenty zaważyły, że w jednym kłodzkich teatrów odwołano, całkiem już przygotowana premierę. 

Na razie jest lato, za kilka dni kolejny festiwal. Gwiazdy wprowadzają się do  prestiżowego Grand Hotel Excelsior. Jest też pełno modnych restauracji, kawiarni i klubów. Wszystko nie na moją kieszeń, nawet chłodna woda mineralna. Ale spotkam się z gośćmi festiwalu, jak będę wyjeżdżać. W zeszłym roku na lotnisku Marco Polo zaczęło brakować już nawet miejsc stojących. Cóż poradzić, to najlepszy czas na włoskie podróże. Minęła fala upałów, a jeszcze nie nadszedł złowieszczy Bora, wiatr, który nawiedza tę część Włoch na początku jesieni.

Poruszanie się po mieście i konglomeracie towarzyszących mu wysepek jest to sprawność wyjątkowa. Dla mieszkańca śródlądzia rzecz niewyobrażalna i kompletna bezradność. Dzieje się tak we wszystkich miejscach i skupiskach ludności rozrzuconych na małych przestrzeniach przedzielonych wodą. Znam ten sposób życia z południowej Szwecji. Samochód tak, ale na stałym lądzie. Dojazd do domu to już motorówka. Tam wyspy są tak małe, że często zajmuje je jedna rodzina albo samotna osoba. Nawet rowerem pojeździć się nie da. Za to bogato wyposażona jest przystań. Łodzie wiosłowe, czasem kilka motorowych różnej wielkości. Motorówkami posługuje się policja, listonosz, nawet sklepy tak dostarczają zakupy mieszkańcom. W Wenecji jest podobnie, tylko wysepki są większe, a Wenecjanie żyją bardziej stadnie.

Niezwykłą, unikatową atrakcją Wenecji są gondolierzy. Rzeczywiście w mieście i okolicy nie ma ulic, a tylko kanały i morze. Dawniej gondole były podstawą transportu, a w XV w. było ich w mieście ponad 10 tys. Próbujemy to sobie jakoś z Agnieszką wyobrazić. W czasach współczesnych gondole służą głównie turystom i jest ich tylko 400, a i tak ruch w kanałach jest niewyobrażalny, szczególnie, że są też motorówki i współczesny transport masowy, czyli vaporetta. Zarejestrowani gondolierzy, mają mnóstwo obowiązków, muszą dbać o swoje łodzie, ozdabiać je i nosić nieskazitelny tradycyjny strój z obowiązkowym kapeluszem. Powinni też śpiewać mityczne pieśni gondolierów, barkarole, serenady miłosne, ale jakoś żadnej nie słyszałam. No chyba, że jest to aria Zejdź do gondoli z popularnej operetki Johanna Straussa Noc w Wenecji/Eine Nacht in Venedig

Tak naprawdę gondola to nic nadzwyczajnego, ot przerobiona, stara, typowa dla regionu łódź rybacka. Jej charakterystyczna cecha to asymetria, dzięki której doświadczony gondolier sprawnie kieruje nią używając tylko jednego wiosła. Kanały są często wąskie i nie ma gdzie się rozwinąć z prawdziwym wioślarstwem. Aby stojący na rufie gondolier nie wpadał, z powodu swojego ciężaru, na dziobie łódź ma il ferro czyli równoważący go balast.

Oczywiście podstawową wycieczką jest przejazd po Canale Grande. To on jest pamiątką linii granicznej dzielącej miasto na dwie, historyczne już części. Przyjemniej jest też płynąć, bo na wodzie jest chłodniej, a i widoki są inne niż z miejsc do których można dojść. Płynę tędy już któryś raz i ciągle wydaje mi się, że natykam się na nieznany mi wcześniej budynek. Kiedyś przy kanale mieszkała arystokracja i pałaców jest podobno 150. Dziś mieszczą się w nich hotele, muzea, placówki naukowe i rezydencje bogatych cudzoziemców, często wynajmowane na czas pobytu, ekskluzywne apartamenty. Przygnębiające wrażenie sprawiają wyludnione partery budynków. Wilgoć jest tak wielka, że życie w nich może zaczynać się dopiero od I pietra. Ciekawe też ile czasu jeszcze będą dzielnie trwać, zanim przegniłe konstrukcje pochłonie morze. Koszta walki z laguną przekraczają możliwości miasta, stąd próby sięgania po pieniądze międzynarodowe, ale też wprowadzenia opłat za wejście na ten niewielki skrawek. Bilety zasiliły by kasę restauratorów, a przy okazji można by lekko wędrujący przez Wenecję tłum ograniczyć.