Jak się bawić to się bawić

You are currently viewing Jak się bawić to się bawić

Alkoholizm jest chorobą tylko w niewielu przypadkach wyleczalną. To uzależnienie, a więc osoba, która pozbyła się nałogu nadal jest alkoholikiem, tylko trzeźwym. Nawet długa przerwa w piciu nie gwarantuje, że do swoich przyzwyczajeń nie wróci. Myśląc o alkoholikach, wyobrażamy sobie degenerata. Osobę brudną i obdartą. Lumpa śpiącego na ławce w parku, przystanku czy peronie. Ale naprawdę jest to tylko jeden z możliwych wariantów.

Duży procent alkoholików, żyje w ukryciu i nawet najbliższe otoczenie nie zdaje sobie sprawy z ich problemu. Pracują, pełnią odpowiedzialne funkcje, są postrzegani jako osoby dobrze zorganizowane, zdecydowane, świetnie radzące sobie ze stresem… aż do momentu w którym przypadłość wymknie się spod kontroli. Ten sposób nałogowego picia ma wiele odcieni. Upijają się samotnie, wieczorami, albo zaczynają rano i cały dzień są na rauszu. Wieczorem są pijani, ale to już po godzinach. Z czasem są pijani co raz wcześniej. Tak pije wielu artystów, często wybitnych. Środowisko potrafi im wiele wybaczać, dlatego ostateczny upadek, jest za zwyczaj spektakularny.

Inni wybierają kilkudniówki co jakiś czas. Ten system zdokumentowałam pracując w północnej Szwecji. Był to elegancki hotel o profilu sportowym. Gimnastyka, basen, wycieczki w góry, tenis, siatkówka, sauna, a w zimie narty. Wieczorem dancing lub dyskoteka. Tak spędzała czas większość naszych gości, ale były wyjątki. Panowie w eleganckich garniturach, z niewspółmiernie dużą, ja na czasu pobytu, markową walizką. Znikali w pokoju wywieszając nie przeszkadzać, a drugi raz byli widziani równie eleganccy jak przed wyjazdem. Wcześniej dostarczano im do pokoju, pożywny lunch.

Co się działo z nimi przez te kilka dni? W pokoju zawsze znajdowaliśmy baterię butelek po wódce. Musieli zbierać alkohol kupując go małymi partiami i za gotówkę, stąd walizka. Inaczej zwrócili by uwagę odpowiednich służb, które w Skandynawii wymuszały podjęcie terapii. Każdego tygodnia odwiedzał nas przynajmniej jeden taki pan.

Nałogi, a szczególnie alkoholizm są wdzięcznym tematem dla filmów

Problem jest zrozumiały pod każdą szerokością geograficzną, w każdej kulturze i klasie społecznej. Światowym hitem jest Stracony weekend (reż. Billy Wilder, 1945), będący adaptacją powieści Charlesa R. Jacksona. Zarówno film (scenarzysta, reżyser), jak i Raya Millanda, grającego główną rolę, nagrodzono Oskarem. Moim odkryciem jest muzyka Miklósa Rózsy, która także była nominowana. Kompozytor to węgierski emigrant o żydowskich korzeniach, który zrobił w USA karierę. Jest autorem muzyki do kilkunastu hitów pierwszej wielkości (Ben Hur, Parszywa dwunastka, Pani Bovery, Sodoma i Gomora), zdobywcą Oskarów i Złotych globów oraz wielu nominacji. Przez teoretyków (Reszta jest hałasem, A. Ross) opisywany jako sprawny rzemieślnik. Na uwagę zasługuje jednak łączenie tradycyjnej instrumentacji z nowościami technicznymi, instrumentami elektronicznymi i wszelkimi innowacjami w które obfitowała pierwsza połowa XX w. W Straconym weekendzie jest to teremin.

Stracony weekend

Niezmiennie robi na mnie wrażenie Pętla (reż. Wojciech Jerzy Hass, 1957), która dla wielu (nawet światowych filmologów) od Straconego weekendu jest filmem lepszym. To debiut reżysera. Główną rolę gra Gustaw Holoubek (tez debiut). Film powstał na podstawie opowiadania Marka Hłaski, a pierwowzorem bohatera miał być Władysław Broniewski. Jest bardzo ascetyczny, wystylizowany. Akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia. Kończy się samobójstwem głównego bohatera. Akcja toczy się wolno, urozmaicają ją ekspresjonistyczne dekoracje (Andrzej Cybulski, Roman Wołyniec) oraz oryginalne oświetlenie i szczególna praca kamery (Mieczysław Jahoda).

Istotnym elementem filmowej tkanki jest dźwięk. Nie jest to świat realny, ale słyszany przez bohatera i podobnie jak on chory. Ta warstwa, mimo wielu mankamentów technicznych (początki nagrań na taśmie magnetycznej), decyduje o nieprzemijającej sile opracowania dźwięku. Muzykę napisał Tadeusz Baird. Nie jest ona towarzysząca obrazowi ani ilustracyjna, ale stanowi rodzaj kontrapunktu, byt, którego trudno nie zauważyć. Zgrzyt i dyskomfort, który silnie wpływa na podświadomość i samopoczucie widza, a przez to odczuwanie atmosfery filmu i stanów psychicznych bohatera.

W ostatnich latach największe wrażenie zrobił na mnie Żółty szalik (reż. Janusz Morgenstern, 2000) nakręcony na podstawie scenariusza Jerzego Pilcha. Wspaniale ukazany jest dramat jednostki, ale także dramat całego jego otoczenia. Kameralność opowieści jest w tym przypadku ogromnym atutem, a film wydaje się mocniejszy w odbiorze, niż nakręcone także według scenariusza Pilcha Pod mocnym aniołem (reż. Wojciech Smarzowski, 2014). Znakomitym wsparciem jest też (jak zawsze) muzyka Michała Lorenca.

Alkoholizm kobiet w filmach

W filmach najczęściej pokazywane są alkoholowe perypetie panów. Mniejsza jest społeczna świadomość, że jest też wiele kobiet alkoholiczek. Kobiety piją inaczej niż mężczyźni. Lepiej się kamuflują, ale od alkoholu uzależniają szybciej i trudniej wychodzą z nałogu. To kobiety zdegenerowane, ale też wykształcone, ładne, pełniące eksponowane stanowiska. To także kobiety, które rezygnują z pracy, aby wychowywać dzieci i tan słuszny wybór okazuje się dla nich nie do udźwignięcia. Natomiast filmów o kobietach alkoholiczkach brak.

Na tej pustyni ciekawy jest film Luisa Mandoki (1994) Kiedy mężczyzna kocha kobietę. Jest to amerykańskie kino obyczajowe i może nie wgryza się w sam problem alkoholowy zbyt mocno, ale pokazuje, że alkoholiczką może być kobieta, piękna (Mag Ryan), wykształcona, zawodowo aktywna i żyjąca na wysokiej stopie. Dom jest zadbany, kochający, a jednak długo udaje się jej ukryć problem przed najbliższymi (mąż jest pilotem na liniach pasażerskich, a więc często nie ma go w domu). Kiedy to się wydaje, najważniejszy okazuje się nie alkoholizm, a wstyd. Na szczęście jest happy and. Mąż przejmuje stery w domu, a dla walczącej z nałogiem żony, okazuje się prawdziwą ostoją, co umożliwia jej powrót do trzeźwego życia. Napisom towarzyszy powszechnie znana piosenka i wszyscy płaczą ze szczęścia.

Dużo dogłębniej pokazują problemy alkoholowe kobiet, polskie filmy, chociaż jest ich tylko kilka. Ich znakiem szczególnym, jest to, że są wyreżyserowane przez kobiety. Pierwszy to Tylko strach (reż. Barbara Sass, 1993). Przejmujące stadium walki z samotnością, odrzuceniem, rozpaczą, stresem. Film może nie byłby tak mocny, gdyby nie rola Anny Dymnej (Złote Lwy), która wciela się w główna bohaterkę, wziętą dziennikarkę Katarzynę, ale też nie pijącą do kilku lat alkoholiczkę. Problemy osobiste doprowadzają ją do ponownego wejścia w nałóg, ale tym razem Katarzyna pociąga za sobą także swoją podopieczną Bożenę (Dorota Segda), której miała pomóc. Dziewczyna jest młodą matką dwójki dzieci, którą do picia doprowadza frustracja domowymi obowiązkami. Próba samobójcza Bożeny, staje się momentem zwrotnym, ale nie wiadomo, czy uda się obu paniom wrócić na drogę trzeźwości.

Praca przy tym filmie była niesamowitym wyzwaniem. Towarzyszyły jej wyjątkowe emocje, szczególnie, że Basia Sass sama miała za sobą doświadczenia zarówno nałogu jak i szczęśliwie zakończonej walki z nim, w czym wspierał ją mąż, znany operator Wiesław Zdort. Część z ekipy, która pracowała z nią przez wiele lat, także pamiętała tamte wydarzenia, co przekładało się na nasz wyjątkowy stosunek do filmu, który powstawał. Wybór do głównej roli aktorki, która widzom kojarzyła się z dobrem, delikatnością, pięknem, jeszcze bardziej wzmacniał przesłanie i uzmysławiał, że alkoholizm może dotknąć każdego, nawet Barbarę Radziwiłównę. Partnerująca jej Dorota Segda pogłębiała to wrażenie, bo zdawała się być dziewczynką, nastolatką. To, że tak młoda osoba może stać się ofiarą nałogu wydawało się wprost nierealne.

Wcześniej w filmie Krzyk (1982), tej samej reżyserki, pojawiła się postać matki alkoholiczki. Tym razem była to osoba zapijaczona i zdegenerowana. W Krzyku brawurowo zagrała tę rolę Iga Cembrzyńska. Była tak świetnie ucharakteryzowana, że jej własny mąż (Andrzej Kondratiuk), kiedy spotkał ją na korytarzu w Wytwórni, z troską dopytywał się, czy coś się jej stało. No cóż panie się w filmie mocno pobiły.


Drugi film o kobietach alkoholiczkach nakręcono niedawno (2018), a jego autorką jest Kinga Dębska. Scenariusz do filmu Zabawa, zabawa powstał we współpracy z dziennikarką Miką Dunin (nagroda PISF za scenariusz), która zawodowo zajmuje się problemem alkoholizmu wśród kobiet, prowadzi blog tematyczny, pisze artykuły i książki. Ma też swoje doświadczenie życia w nałogu. Jej autobiograficzna Alkoholiczka, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Film nie jest adaptacją, ale korzysta z jej treści, co znakomicie uprawdopodabnia pokazywane wątki i sytuacje.

Jak zawsze w filmach Kingi, dużo pojawia się muzyki wewnątrz kadrowej. Jest to znakomita metoda przekazania dodatkowych informacji, a przede wszystkim emocji, które nie absorbując widza do niego przenikają. Nie dysponowaliśmy dużym budżetem, ale pomogła nam niezwykle wytwórnia Kayax. Film składa się z trzech niezależnie prowadzonych wątków, a nasze bohaterki to kobiety 60-, 40- i 20- letnia. Każda historia opowiadana jest niezależnie. Każda z bohaterek jest na innym etapie swojego życia. I tylko jednej z nich udaje się podjąć skuteczne leczenie. Tę inność podkreślamy na różne (kobiece) sposoby. Np. każda z pań ma swoją barwę i kostiumy w wybranej kolorystyce (czerwień, szafir, zieleń). Chcieliśmy podkreślić to także w muzyce, która każdej z nich towarzyszy.

Dorota Kolak (Teresa, 60+), to profesor medycyny u szczytu sławy. Poznajemy ją na koncercie, na którym otrzymuje prestiżową nagrodę. Koncert uświetnia występ Kayah i Krzysztofa Kiljańskiego z piosenką Prócz ciebie nic. Później kiedy wsiada do taksówki, zdecydowałam się na koloryt miejscowy i słyszymy A wszystko te czarne oczy w wykonaniu Krzysztofa Krawczyka. Kolejne miejsce to mordownia, w której Teresa pije w samotności. Muzyka jest nieznacząca, rytmiczna, bardzo od naszej bohaterki daleka. W sklepie nocnym zaopatruje się w kolejne butelki, które wypije w hotelowym pokoju. Dostęp do alkoholu jest jej podstawową potrzebą. Wozi ze sobą zestaw do odtruwania. Rodzina już nie istnieje. Nie ma dla niej ratunku.

Agata Kulesza (Dorota, 40+), jest prokuratorem. Jest cały czas na rauszu, ale też regularnie się upija i zasłaniając się immunitetem jeździ po pijanemu. Nie zauważa problemu. Kluczową muzycznie sceną jest bal prokuratury, na który wybrałam muzykę południowoamerykańską pochodzącą z fonotek. W akcji wiele się dzieje, a więc nie zabiegaliśmy o hity. Wystarczył sam charakter i zmienność kolejnych utworów, podkreślająca upływ czasu. Drugim miejscem jest samochód. Ten, który po pijanemu rozbija i samochód męża, który próbuje bezskutecznie udzielić jej pomocy. Słuchamy audycji słownych, ale także piosenki Mimo wszystko w wykonaniu Katarzyny Nosowskiej i podobnie nastrojowej muzyki z fonotek. Ostatecznie mąż zabiera kilkuletniego syna i odchodzi, nie widząc szans na poprawę sytuacji.

Ostatnią bohaterkę (Magda, 20+) kojarzymy z barkami i dyskotekami nad Wisłą. Słuchamy dwóch wersji Varsovi w wykonaniu Moniki Brodki i Lawiny w wykonaniu Piony. Bohaterka upija się do nieprzytomności, dochodzi do gwałtu i niechcianej ciąży. Postać grana przez Marysię Dębską jest pozornie kobietą sukcesu. Świetnie się uczy, ma dobrą pracę. Warszawa jest dla niej ucieczką z małomiasteczkowego domu rodzinnego, ale nie potrafi wytrzymać ciągłych oczekiwań i stresu. Przy niedzielnym obiedzie, słuchamy charakterystycznych sygnałów Familiady (pochodzą z fonoteki i producent nie ma na nie wyłączności), chociaż nasz teleturniej jest inny. To nic nie znaczące tło do miałkiej wydawało by się rozmowy i ciągłego użerania się. Jednak kiedy ciąża staje się faktem to ten dysfunkcyjny dom (ojciec także miewa problemy z alkoholem) okazuje wsparcie, a bohaterka podejmuje leczenie.

I to jest nasz happy and, a może tylko nadzieja, że tak właśnie będzie.