Są tematy, które latami nikogo nie interesują, a potem nagle wystarczy, żeby pojawiła się jakaś jedna wzmianka i od razu rusza cała lawina różnych dzieł na taki temat. Takim gorącym tematem jest chyba teraz rodzina Beksińskich i jej pokręcone losy. Na festiwalu debiutów w Koszalinie Młodzi i film, takich filmów było aż trzy (Ostatnia rodzina, Beksińscy. Album videofoniczny, Pars pro toto), bardzo różne, obejmujące inne okresy życia rodziny i inne jego aspekty. A podobno to jeszcze nie koniec. Po książce Magdaleny Grzebałkowskiej także mają pojawić się kolejne opracowania.
Rzeczywiście tak ekscentryczni i nietuzinkowi ludzie mogą dostarczyć tematu dla kilku książek i filmów, a ponieważ w historii tej pojawia się śmiertelna choroba, samobójstwo, a wreszcie bezsensowna zbrodnia, zainteresowanie tak mroczną historią musi być ogromne. Jednocześnie, chociaż może przede wszystkim jest to opowiadanie o dwóch niezwykłych i twórczych osobowościach, powszechnie dziś znanym plastyku Zdzisławie i nieco mniej, szczególnie do swojej samobójczej śmierci, Tomku tłumaczu, dziennikarzu, znawcy i koneserze ciekawych trendów muzycznych. Także mój pobyt na Festiwalu w Koszalinie miał bezpośredni związek z Beksińskimi.
Do Koszalina przyjechałam na prośbę dyrektora artystycznego festiwalu Janusza Kijowskiego i realizatorów filmu Ostatnia rodzina reżysera Jana P. Matuszewskiego i autora opracowania muzycznego Pawła Juzwuka. Jest to film fabularny, nakręcony na podstawie scenariusza Roberta Bolesto i obejmuje okres życia rodziny od wyprowadzki Tomka do własnego mieszkania w 1977 r., do tragicznej śmierci ostatniego członka rodziny – Zdzisława. Uczestniczyłam w projekcji, chociaż film już wcześniej widziałam, ale uznałam, że powinnam go sobie odświeżyć. Po projekcji filmu dyskutowaliśmy o niebagatelnej roli, jaką w życiu Beksińskich odgrywała muzyka, a w związku z tym jej specyficznym i bardzo przemyślanym doborem, który wspomaga narrację filmu i oddaje niepowtarzalną atmosferę, jaką w domu i w rodzinie tworzyła taka jej wszechobecność. Obaj bohaterowie słuchali muzyki. Każdy innej, ale zawsze mrocznej depresyjnej, samobójczej.
Dla mnie najważniejszym elementem tej układanki jest postać młodego reżysera Janka Matuszewskiego, który swój film buduje w sposób przemyślny w najdrobniejszych szczegółach i świadomie operuje całym arsenałem dostępnym filmowemu artyście dla wyrażenia swojej sztuki. Znajduje w nim miejsce dla muzyki, tak często niesłusznie pomijanej, choć przez swoją abstrakcyjność i oddziaływanie na emocje, właśnie muzyka jest najlepszym nośnikiem i posłańcem, niepostrzeżenie przekazującym widzowi ukryte przez utworów treści. Działa na podświadomość, wytwarza przekonanie i kreuje wartość dodaną powstającą na styku różnych, wpływających na siebie filmowych warstw.
Film został zauważony przez liczne gremia i festiwale, a Złote Lwy 2016 zdobyte w zeszłym roku na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni i Orzeł 2017 za największe odkrycie roku tylko tę listę uświetniają. Także jury w Koszalinie nagrodziło film za reżyserię dojrzałą i bezwzględna wizję dezintegracji świata rodziny Beksińskich. Jak w wielu innych miejscach film pokochała także publiczność. W filmie nagrodzono właściwie wszystko, bez żadnych nominacji pozostał montaż (Przemek Chruścielewski), dźwięk (ekipa studia Dream Sound) i opracowanie muzyczne (Paweł Juzwuk). I to jest dla mnie właśnie zastanawiające. Pawła Juzwuka nie ma nawet na liście ekipy jaką znalazłam na stronie filmpolski.pl. A przecież muzyka w tym filmie pełni wybitnie ważną rolę. Jest nie tylko efektem, ale zastępuje też muzykę ilustracyjną. Jest precyzyjnie dobrana pod względem czasu i prawdopodobieństwa występowania w kadrze (przeprowadzono szczegółową dokumentację na podstawie nie tylko pozostawionych płytotek, ale też listów Zdzisława i jego zmówień oraz audycji i imprez prowadzonych przez Tomka), ale także zgodnie z charakterem scen i potrzebnego w nich nastroju, pozostającego w zgodzie z grą aktorską i tocząca się akcją. Tę pracę (każdy w swoim zakresie) wykonywali właśnie na spółkę z reżyserem Przemek i Paweł, a ostateczny kształt filmu wiele zawdzięcza właśnie im. Paweł ponadto namówił do współpracy i współudziału Universal co pozwoliło ten wspaniały zestaw utworów i nagrań sfinansować.
Oczywiście dyskusja miała znacznie szerszy charakter. Wiele osób liczyło, że dowiedzą się więcej o szczegółach śmierci każdego z Panów, że ktoś wyjaśnił ostatecznie motywy jakimi kierował się morderca. Wiele kontrowersji wzbudzała postać Tomka kreowana przez Dawida Ogrodnika. Ja także uważam ją za chwilami przerysowaną, na granicy karykatury. Denerwuje mnie, ale rozumiem argumenty reżysera, że w ten sposób pewne cechy Tomka (jego ewidentne problemy psychiczne) można uwypuklić, nadać mu w tym trójkącie głównych postaci rangę i właściwe miejsce. Na sali były osoby, które znały Tomasza Beksińskiego, a przede wszystkim montażysta obrazu do filmu dokumentalnego o Beksińskich: Dominik Jagodziński, który miał za sobą miesiące oglądania materiałów, nakręconych przez samych bohaterów i z ich udziałem. Wszystkie twierdziły, że film niedokładnie odtwarza sposób bycia czy zachowania Tomka. Jak zawsze w historii najnowszej jest to problem gorący. Fabularna fikcja miesza się w odbiorze z dokumentalnym pierwowzorem.
W tym kontekście, niezwykle ciekawym wydarzeniem była projekcja filmu dokumentalnego Beksińscy album videofoniczny w reż. Marcina Borchardta (2017, wyróżnienie na Krakowskim Festiwalu Filmowym za poruszającą opowieść o skomplikowanych rodzinnych relacjach odtworzoną w skromnej formie rodzinnego albumu. Reżyser nie był obecny, a naszym przewodnikiem i głównym interlokutorem w dyskusji po obejrzanym filmie był montażysta obrazu. Film opiera się na książce Magdaleny Grzebałkowskiej Beksińscy. Portret podwójny i jako początek opowiadanej historii wyznacza dzień, w którym Zdzisław kupuje pierwszą kamerę. Od tego momentu Beksińscy dokumentują swoje życie w sposób, jakiego twórcy Big brothera mogli by się od nich uczyć. Otwartość i intymność rejestracji bywa szokująca. Film powstał z wyboru tych nakręconych video rejestracji, uzupełnionych o nagrania audio, w których rodzina dokumentowała swoje życie (od momentu zakupu pierwszego magnetofonu) oraz materiały PKF i TVP dotyczące Beksińskich lub sytuacji do których się odnoszą. Wykorzystano też pisane przez Beksińskiego listy i pamiętniki, które w filmie czyta lektor. Pominięto zbiory muzyczne i ich znaczenie dla Beksińskich. Muzyka pojawia się incydentalnie jako element rejestracji wideo nakręconych przy okazji radiowej pracy Tomka (audycja Romantycy muzyki rockowej). Pokazują nieco inną rodzinę i jej pogmatwane wewnętrzne stosunki, niż ta którą po śmierci Zdzisława, a wcześniej Tomka, próbowali kreować łowiący sensację dziennikarze. Wykorzystane materiały znajdują się w Sanoku w Muzeum Historycznym, któremu testamentem przekazał wszystko Zdzisław. Są prawie kompletne!!! Wiadomo, że na pewno po śmierci Tomka ojciec zniszczył nagrany przez niego testament, a możliwe, że także część dotyczących go materiałów.
No właśnie. Prawie robi wielką różnicę. Jak mawiał niedościgniony Johan Huizinga, autor Jesieni średniowiecza, kultowej pozycji książkowej mojego pokolenia (tę książkę próbuje wypożyczyć bohater Love story i od tego zaczyna się cała historia), zawsze mamy jakąś część wiadomości i nigdy nie wiemy czy jest ona duża czy mała, a nawet czy to co posiadamy jest próbą reprezentatywną, czy mówi o regule, czy może o wyjątkach. Zawsze zadaję sobie pytanie: co będzie o nas wiadomo, jeżeli potomni znajdą tylko kilka roczników gazety „Fakt”, albo egzemplarze „Sukcesu” czy „Na żywo”? Aby rzeczywistość była krzywa wystarczy oglądać tylko obecna TVP i czytać „W sieci”, a w przerwach słuchać Radia Maryja. Zawsze na każde zagadnienie są różne poglądy i spojrzenia.
To dało się odczuć w dyskusji, jaka rozgorzała po projekcji filmu. Obiektywna rzeczywistość. Kino oko. A jednak to nie wszystkie materiały z domu Beksińskich. Samych taśm video jest 300 godzin, a my mamy niespełna godzinny film, czyli jednak wybór twórczy autorów. Podobno większość nagrań nie była interesująca, całe godziny zajmowało filmowanie widoku z okna mieszkania, czy jadącego samochodu. Pozostaje pytanie: skoro ktoś poświęca tyle czasu na taką rejestrację, a następnie ją pieczołowicie kataloguje i przechowuje, to może to jednak są to materiały istotne i najważniejsze? Podobnie wyglądały nagrania audio. A listy Beksińskiego, którymi zadręczał znajomych bo domagał się aktywnych i częstych odpowiedzi? Jego liczne zapiski, próby literackie, pamiętniki? Pisał także Tomek. Nie wiemy co nie zostało zarchiwizowane i co zostało świadomie zniszczone. Naprawdę nie wiemy też, czy te materiały zapisywane przez rodzinę, były przeznaczone dla naszych oczu? Autorzy świadomie rezygnowali z nagrań zbyt intymnych, a przede wszystkim demaskujących inne, żyjące i związane w różnych okresach, z rodziną osoby (np. dziewczyny Tomka). Czyli kluczem jest po raz kolejny słowo wybór.
Wiele osób zwracało uwagę na różnice między dokumentacją a filmem fabularnym, często aby podkreślić to jako niedomogi fabuły. Dla mnie jest to argument za fabułą, jej prawem do kreacji i uzyskiwania oczekiwanych wrażeń i przekonań widza fabularnymi, niekoniecznie zgodnymi z zapisem dokumentalnym metodami. Bo przecież nie chodziło o to, żeby aktorzy zdublowali role, zachowania dialogi pokazane w dokumentacji. Fabuła to coś więcej i porównując te dwa filmy mogę powiedzieć, że doceniam wysiłek dokumentalny i bardzo mi się sposób zaprezentowania materiału, w zakresie jaki sobie film dokumentalny wyznaczył, podoba. Tym bardziej cenię sobie jednak to co przedstawili twórcy filmu fabularnego oraz niezwykle satysfakcjonują mnie środki, jakimi reżyser i jego współpracownicy opowiadają swoją historię.
Rzeczywiście Tomek Beksiński na materiałach video jest spokojniejszy i pogodny, bardziej naturalny, ale nie wiemy, czy taki był zawsze. Może ojciec nie kręcił lub zniszczył te taśmy, na których jego zachowanie jest odbiegające od normy, denerwujące, zwiastujące jego psychiczne problemy. Nie ma w dokumentach zapisu, który pokazuje, że coś zdemolował, ale jest w filmie dokumentalnym nakręcony przez Tomka teledysk, w którym są wyraźne elementy niszczenia, burzenia, unicestwiania. To temat który przewija się w innych teledyskach i źródłach pośrednich. Czuł taką potrzebę, to go nakręcało.
W rejestracjach rodzinnych, wszyscy wygłupiają się i błaznują, a więc Tomek bywał taki pobudzony i nadaktywny, jak go pokazuje David Ogrodnik i znakomitym zapisem jest np. scena w przedpokoju po przyjściu Piotra Dmochowskiego. W tle za nim widzimy błaznującego Tomka. Zdzisław nie nakręcił lub nie zachował materiału rejestrującego śmierć Zosi, ale mógł to zrobić, bo przecież kręcił i zachował materiały z umierającą i zmarłą matką. Takie paralele można by wyszukiwać w nieskończoność. W moim przekonaniu fabularna opowieść znacznie lepiej dociera do widza, jest aktywniejsza, dynamiczniejsza. Przez intensyfikację środków, a więc i doznań lepiej zapada w pamięć i chyba daje pełniejsze i bardziej kompletne wyobrażenie, chociaż przecież nie daje zrozumienia, bo dysfunkcyjność i dezintegracja świata Beksińskich nie poddaje się żadnym tłumaczeniom.