W trakcie pisania scenariusza, do filmu Chopin. Pragnienie miłości, udało się autorom (Jerzy Antczak, Jadwiga Barańska) pozyskać do współpracy firmę Sony. W filmie muzycznym, dotyczącym osoby tak ważnej w światowym repertuarze pianistycznym jak Chopin, wydawała się to rzecz fundamentalna (Jurek mówi kluczowa). Odbyły się serdeczne rozmowy, a ich efektem była pokaźna kolekcja płyt (ze 30), z najlepszymi wykonaniami utworów Chopina, jakie w swoim repertuarze ma Sony. Kogo tam nie było: Emanuel Ax z Yo Yo Ma i Pamelą Frank, Murray Perahia z Zubinem Mehtą, Yukiko Yokoyama, Hiroko Nakamura, Garrick Ohlsson, Midori Ito nie pamiętam z kim i wielu innych, których nazwisk też już nie wspomnę.
Korzystając z otrzymanych nagrań autorzy dopracowali znakomicie scenariusz, posiłkując się np. czasem trwania konkretnych utworów lub ich fragmentów. Z taką lekturą, już z muzyczną instrukcją, mogłyśmy zaznajomić się Marta Broczkowska i ja. I właśnie ta imponująca lista obecności wzbudziła moje zaniepokojenie. Zaczęłam dopytywać się o dokładny przebieg rozmów, jakieś pisemne deklaracje, a wreszcie doprowadziłam do spotkania na szczycie, aby mieć pewność, czy rzeczywiście wolno nam bez ograniczeń korzystać ze wszystkich otrzymanych nagrań oraz czy Sony jako udział w produkcji muzykę ze swoich zbiorów nam funduje, a jak nie, to jakich opłat powinniśmy się spodziewać. Bo może powtarzane i odmieniane przez przypadki damy wam, to tylko figura retoryczna?
Niestety miałam słuszne powody do niepokoju. Spotkania zadziałało na wszystkich jak kubeł zimnej wody. Płyty są, żeby można sobie było coś wybrać. Jak będzie decyzja, że coś chcemy, wtedy dopiero będzie pytanie do artystów: – czy można? -I za ile?
Sony nie zamierza nam nic fundować, ale chętnie wyda po zakończeniu filmu płytę z nagraniami z ich kolekcji i tymi które do filmu zrobimy. Dobrze, że dzieje się to na pół roku przed zdjęciami, bo są szanse urealnienia kosztorysu, a w ogóle sprawdzenia jak wygląda kwestia muzyki w naszym filmie. Siadamy obie z Martą, do ponownego czytania scenariusza, tym razem każda z kompletem wybranych przez scenarzystów nagrań i pojawiają się kolejne problemy, a raczej rozstrzygnięcia. Nie jest jeszcze zatrudniony operator dźwięku (Nikodem Wołk-Łaniewski), ale my obie jesteśmy absolwentkami reżyserii dźwięku z długim filmowym doświadczeniem:
- Część scen jest tak napisana, że utwór trzeba nagrać na nowo, przerywając, powtarzając itp. (komponowanie preludium deszczowego – Des dur op.28.nr 15 – na Majorce, parodia Rapsodii węgierskiej cis moll nr 2 Franciszka Liszta, Walc a moll KK IV B nr II przez chwilę grany jedną ręką);
- Nagrania pochodzą z okresu ok. 30 lat, różnych sesji nagraniowych, realizowanych na różnych instrumentach, w różnych salach, na różnym sprzęcie, przez różnych reżyserów dźwięku w różnej stylistyce (Midori Ito gra nokturn cis moll op. 27 nr 1 na koncercie z publicznością. Nagranie jest dość dalekie, za to słychać pokasływania, trzeszczenie krzeseł itp. W filmie słyszymy Vadima Brodzkiego i Wojtka Gogolewskiego; Garrick Ohlsson gra walca a moll KK IV B nr II, na fortepianie z niesprawnym pedałem, a nagranie jest średniej jakości, dość dalekie, stare, analogowe. Nie nadaje się ani do sceny z George Sand, ani jako muzyka ilustracyjna);
- W scenach koncertów, grane są jeden po drugim dwa lub więcej różnych utworów, a wtedy fortepian i jego ujęcie fonograficzne nie powinno się zmieniać;
- Nagrania powinny być stosunkowo bliskie (pokazujemy zbliżenia rąk) i bez charakterystycznego pogłosu (grze towarzyszą dialogi i powinno to być jedno pomieszczenie i podobne plany akustyczne);
- Utwory koncertowe, są wykorzystywane jako muzyka ilustracyjne, a więc muszą dać się, do tego przystosować (np. sprawnie zamienić na 5.1).
W ten sposób lista naszych potrzeb od Sony, niezwykle się kurczy. Za chwilę dowiadujemy się że Murray Perahia z Zubinem Mehtą, serdecznie nas pozdrawiają i życzą sukcesu, ale nie mają w zwyczaju udostępniać nagrań do synchronizacji, czyli do utworów audiowizualnych. Nie mamy więc wspaniałych wykonań koncertów fortepianowych, na które liczyliśmy. Sony proponuje koncerty z Hiroko Nakamurą, ale jej wykonanie jest szkolne. Poprawne, ale nie porywające. Ja ją słyszałam kilka razy na koncertach. Gra jak robot. Perfekcyjnie, ale zawsze tak samo.
Moim dziecięcym odkryciem, jak bardzo wykonania potrafią się od siebie różnić, był Konkurs Chopinowski w którym zresztą startowała, a który wygrał Garick Ohlson. Od tamtej pory analiza stylu wykonawczego to moja nieustająca pasja. Wiele utworów w mojej płytotece mam w kilku wykonaniach. Był to zresztą porywający przedmiot, prowadzony na studiach zarówno przez prof. Antoniego Karużasa, jak i przez mojego mistrza prof. Janusza Urbańskiego. Ostatecznie mamy do dyspozycji:
- Wszystkie etiudy w wykonaniu Yukiko Yokoyamy i jest to cenne, bo nieznany wtedy pianista gra wspaniale. Nagranie jest nowe, dość ascetycznie, a więc nadaje się do naszych akustycznych modyfikacji i pozwala pokazywać blisko ręce (przyda się to w Etiudzie rewolucyjnej). Yokoyama wyparł w mojej płytotece wszystkich dotychczasowych faworytów i ulubionych artystów, specjalistów od Etiud Chopina, które są specyficzne. Poza tym żeby nagrać etiudy, to trzeba je solidnie przez jakiś czas poćwiczyć, a więc znalezienie wykonawcy, który zagra je w naszych terminach, mogło by być trudne;
- Poloneza C dur op. 3, Sonatę g moll op. 65 i Trio g moll op.3 w wykonaniu tria Pamela Frank, Yo Yo Ma i Emanuel Ax. Także są to utwory trudne do ładnego zagrania i nagrania, bo wymagają zgranego zespołu kameralistów, a nie trzech muzyków, nawet najlepszych, ale z łapanki. Zresztą są to świetne nazwiska do czołówki filmu.
Pojawia się problem, znalezienia pianisty, który jest w stanie zagrać wybrany do filmu repertuar i zrobi to na światowym poziomie. Najlepiej też jakby miał znane na świecie nazwisko. Tylko, że w takiej sprawie powinniśmy rozmawiać przynajmniej rok wcześniej, ale wtedy istniał zestaw mitycznych nagrań od Sony. Jak zawsze w takim przypadku, do reżysera zgłaszają się różne osoby lub ich menagerowie, oferując swoje usługi. Grają na fortepianie, improwizują, są bardzo mili i przekonywujący. Niektórym udaje się oczarować Jadzię Barańską, ale nie przechodzą dalszych testów, a więc sprawdzania realnego dorobku i istniejących nagrań.
Ja mam kilka pomysłów, są trudne do zrealizowania (może nawet w większości niemożliwe), ale tylko one dają nam szansę naprawdę świetnych nagrań, a więc i liczącego się filmu. Walczę. Zaczynam od mojego kolegi z podstawówki – Janusza Olejniczaka i dogadujemy się w parę minut. On oczywiście jest zajęty, ale możemy wstrzelić się w taki moment na zakończenie sezonu w czerwcu, zanim wyjedzie na wakacje. Przede wszystkim chce zagrać do filmu o Chopinie, pracować z Jerzym Antczakiem i ze mną (to jest moc naszej klasy). Repertuar oczywiście cały zna. Resztę (Rapsodia węgierska, O gwiazdeczko itp. zagra a’vista). Kiedy dzwonię zapraszając na spotkanie państwa Antczaków oraz współpracujących z nami Jerzego Maksymiuka i Henryka Kuźniaka, wszyscy wprost nie dowierzają: – Jak tyś to zrobiła? – Każdy ma takich kolegów na jakich zasługuje.
Kiedy dojdzie do nagrań kapeli wiejskiej z fortepianem, okaże się że zasłużyłam nie na jednego kolegę, ale na całą klasę wartą filmowych starań (Marek Wroński, Krzysztof Bąkowski, Wojciech Malina Kowalewski, Paweł Rok). Podobno byłam najmłodsza, tak przynajmniej oznajmili życzliwi koledzy ze szkoły reżyserowi. Bardzo lubię tę scenę w filmie. Najpierw melodię gra na skrzypcach służący Jan (Marian Opania). Później zarys Mazurka D dur op.33 nr 2 powtarza Fryderyk (Piotr Adamczyk). Jan dołącza i obaj przypominają sobie polską wiejską kapelę. Twarz Jana zamienia się w jego młodszą wersję (Marek Wroński). Widzimy też wieśniaka grającego na bębnie (Wojtek Kowalewski), a całość kończy już gotowym prawie mazurkiem Fryderyk. Oczywiście nagrywamy kilka wariantów, bo trudno przewidzieć, ile czasu zajmie który segment naszej sceny. Marek dubluje także Jana w scenie muzykowania z Fryderykiem. Wtedy Jurek Antczak zauważył, jak ubrani identycznie i ucharakteryzowani są do siebie podobni i stąd późniejsza przemiana.
Janusz jest w naszej sytuacji optymalnym artystą, bo poza genialnym wykonywaniem Chopina, potrafi jeszcze świetnie grać muzykę rozrywkową, jazz i improwizować. Mało osób wie, ale to jego słyszymy w czołówce serialu Polskie drogi. Oczywiście kategorycznie odmawia ćwiczenia etiud, szczególnie pod koniec sezonu koncertowego. I ja go rozumiem. Jak dobrze, że mamy Yokoyamę. Słucha ze mną tych etiud i zostaje fanem młodego pianisty.
Na nagrania wynajmujemy 4 sesje studia s 1 im. Witolda Lutosławskiego, z jedynym słusznym fortepianem i najsłuszniejszym stroicielem. Reżyserka jeszcze wtedy jest daleko i wysoko, a więc ja cały czas spędzam siedząc na schodkach koło fortepianu, co też ma swoje konsekwencje. Janusz nagrywa akompaniament do kołysanki O gwiazdeczko, do którego będą w filmie śpiewać różne osoby. Państwu Antczakom trudno się zorientować w tym co robimy, kiedy nie ma melodii. Jerzy Maksymiuk proponuje, że później dogramy klarnet, czy obój, ale reakcja potrzebna jest tu i teraz. Gram z Januszem, wykorzystując dla melodii najwyższe klawisze fortepianu, co brzmi jak dziecięce cymbałki. I takie nagranie ostatecznie słyszymy w filmie.
Nagrania playbacków to praca mało efektywna, chociaż mocno wyczerpująca. Mamy wyliczone różne sytuacje filmowe, ale i tak zanim coś się nagra, ćwiczymy dla pewności całe scenki. Chodzę więc cierpliwie z listem zamiast George Sand. Sprawdzamy wersje podejmowania listu lewą i prawą dłonią. Janusz ćwiczy rozwijanie karteczki, czytanie i odkładanie. Dla pewności powstają dwie czy trzy wersje, dające dłuższy lub krótszy czas na dojście od fotela do instrumentu (nie wiemy jak to będzie wyglądało w dekoracjach) i różny czas manipulowania bilecikiem, który musi także zobaczyć widz i przeczytać historyczną treść (On vous adore).
Walc minutowy (Des dur op.64 nr 2) Janusz gra na cztery ręce ze swoim synem Pawłem, wtedy jeszcze uczniem szkoły muzycznej (za kilka lat będzie moim studentem). Znowu ćwiczymy warianty, bo w filmie chory już bardzo Fryderyk, gra walca z Solange i wspominają psa, który kręcił się w kółko próbując złapać pchły ze swojego ogona.
Resztę decyzji muzycznych zostawiamy na po zdjęciach, ale pojawia się kolejna szansa. Jeżeli w muzyce ilustracyjnej będzie orkiestra, to przecież Janusz może nam zagrać potrzebne fragmenty koncertów fortepianowych, no i wtedy żaden Perahia nie jest nam potrzebny. Druga część koncertu f moll w jego wykonaniu to perła w koronie wszystkich kreacji pianistycznych tego koncertu.