Moje ceramiczne zauroczenia

You are currently viewing Moje ceramiczne zauroczenia

Ceramika (gr. keramos – ziemia, glina) oznacza naczynia robione z gliny i wypiekane na ogniu. W Atenach, do dziś istnieje dzielnica Kerameikos, która przypomina, jak wielkie znaczenie wyroby ceramiczne miały w starożytnej Grecji. Ale ceramika jest starsza. Na pewno towarzyszy człowiekowi od 15 tys. lat. Wcześniejsze wykopaliska są skromne.  Nie ma w nich takich pozostałości, ale są podejrzenia, że ceramikę ludzkość zna przynajmniej dwa razy dłużej, czyli od 30 tys. lat.

Czego potrzeba, aby powstała ceramika? Gliny oraz ognia. Pewnie odkrycia dokonano przypadkowo. Podobno do ogniska wpadł oblepiony gliną koszyk. Koszyk się spalił, a glina się po prostu… upiekła.  Dlatego błędne jest, używane w języku polskim sformułowanie, według którego glinę się wypala. Ona się nie pali, a piecze. W wyniku tego twardnieje i zaczyna mieć nowe właściwości, których przedtem nie miała. Bez pomocy koszyka ta prehistoryczna glina, stała się naczyniem. A my do dziś używamy różnych glinianych naczyń w swoich domowych gospodarstwach, często nieświadomi, jak długa jest historia naszych talerzy, kubeczków, doniczek, wazonów, dachówek, sedesów czy umywalek.


Ceramiczne resztki znajdujemy w wykopaliskach z okresu Starego Państwa w Egipcie (3 tys. lat p.n.e). Pierwsze poważniejsze znaleziska przywiózł stamtąd Napoleon. Pisali o Egipcie polscy pozytywiści (Bolesław Prus, Faraon), ale nasza wiedza to dopiero XX w. i wyprawy prof. Kazimierza Michałowskiego (pierwsza w 1936).  Wielokrotnie medytowałam w galerii Faras w Muzeum Narodowym w Warszawie. Z zapałem czytałam też jego książki popularno naukowe (Jak Grecy tworzyli sztukę, 1970), jeszcze w szkole średniej, bo już wtedy starożytna historia i historia sztuki bardzo mnie interesowały.

Ceramikę z okresu dynastii Shang (1766 – 1122 p.n.e.), znalazł w Chinach Szwed G.J. Anderson. Oglądałam te zdobycze w muzeum w Sztokholmie. To jednak głównie naczynia z brązu, zdobione wzorami geometrycznymi, rzeźba kamienna i pojedyncze wyroby z nefrytu. Rozwój ceramiki to dynastia Han  (206 p.n.e. – 220 n.e.) Z tego okresu pochodzą naczynia z wypalanej w wysokiej temperaturze i glazurowanej gliny. Zdobienia przedstawiają sceny z życia codziennego. Są też figurki ludzi i koni, a nawet projekty (modele) domów. Chiny to kolebka porcelany, ceramiki klasy mistrzowskiej. A dzisiaj? Cieniuteńka jak listek filiżanka ozdobiona chińskimi smokami, pawiami, bocianami i masywniejszy spodeczek. Jeden z nielicznych przypadków, gdy MADE IN CHINA wzbudza szacunek i respekt, a nie jest synonimem tandety i obciachu. Mój szaro/błękitny paw serwuje wspaniałą herbatę, szczególnie, że mam jeszcze resztki przywiezionych z Chin, przez kompozytora Briana Looka, herbacianych wiórków i cudowny proszek z suszonych śliwek od mojej szwedzkiej podróżniczki Basi.

I jeszcze sztuka prekolumbijska. Człowiek pojawił się tam 20, a może 30 tys. lat temu. Niektóre plemiona Indian, zaczęły wytwarzać specyficzną i ciekawą ceramikę, na terenach Ekwadoru i Panamy ok. 2500  p.n.e. Najstarsze znaleziska to odkryte w grobach gliniane figurki kobiece. Przedstawiają postacie o szerokich biodrach, łączy to je z kultami płodności lub urodzaju. Są też naczynia uformowane ręcznie (nie znali tzw. toczka). Mają trójnożne podstawy, zdobią je nacinane, proste wzory geometryczne. Ten teren nazywany jest też Mezoameryką, a nazwał go tak w 1952 r. Kirchhoff.

Oczywiście, nam najbliżej na Bliski Wschód (szkliwiona, kolorowa cegła z Persji, układana w mozaikę z okresu 404 – 358 p.n.e) do starożytnej Grecji (wazy i naczynia), Hiszpanii (ceramika hiszpańsko-mauretańska), Włoch (majolika), Holandii (fajans), czy Miśni (kolebka europejskiej porcelany). Robili tam kiedyś nawet porcelanowe nocniki, a więc w pewnych kręgach na nocnik mówiono majsen.

Popularność ceramiki jest dość oczywista. Glina to materiał, występujący na całej Ziemi, a więc łatwy do pozyskania. Powstaje jako produkt wietrzenia skał magmowych (granit, porfir, gnejs), głębinowych lub wybuchowych oraz minerałów złożonych z glinokrzemianów potasu (ortoklaz, sanidyn, mikroklin), sodu i wapnia (plagioklaz), czyli skaleni.  Deszcze spłukują glinę i ta niesiona wodami rzek osadza się na nizinach. Czysta glina nie istnieje, bo razem z nią wypłukiwane są różne domieszki, zależnie od miejsca z jakiego pochodzi, a więc od tego co jeszcze zwietrzało i co udało się przenieść razem z gliną do docelowych miejsc. Dlatego też, każde gliniane złoże jest inne, ale zawsze po dodaniu wody jest to materiał plastyczny, podobny do ciasta. Glina bywa tłusta lub chuda, ciągliwa i nieciągliwa. Aby miała dobrą konsystencję dodaje się do niej surowce nieelastyczne np. piasek, kwarc, łupki. Szczególnie wymagają tego gliny najtłustsze i najszlachetniejsze, np. kaolin, które bez dodatków kurczą się i pękają. Potem trzeba taką mieszankę wyszlamować, przecedzić przez sito, wywietrzyć lub zamrozić, zakisić i wreszcie pozbawić nadmiaru wilgoci. Taka masa daje się formować i modelować w różne formy i przedmioty ceramiczne. 

Można uformować ją ręcznie i tak robiono bardzo dawno temu, ale i teraz, jeżeli tworzy się rzecz unikatową i powstaje ceramika artystyczna, czy figurki. Można użyć koła garncarskiego nazywanego toczkiem. To wspaniały wynalazek i ogromne osiągnięcie techniczne, szczególnie, że wymyślono je między V a III tys. p.n.e. Opinie uczonych mędrców są bardzo podzielone i nawet nie do końca wiadomo, czy ojczyzną toczka jest Egipt czy może jakaś prakultura, rozwijająca się pomiędzy Tygrysem, a Eufratem.  Urządzenie najpierw miało napęd ręczny, potem nożny (jak maszyna do szycia), a wreszcie coś na kształt skrzyni biegów, czyli regulację prędkości obracania się. Takie koła garncarskie można zobaczyć i dziś i to nie tylko w Gamla Linköping, gdzie je oglądałam. Teraz muzeum na świeżym powietrzu jest zamknięte, ale od czerwca znowu będzie bawić młodych i starych. Odwiedzam je co roku i zawsze znajdę jakiś nowy warsztat, sklep, lub chociaż pięknie kwitnące ogrody i schludne wiejskie chatki. Mam gdzieś folder, ale mają super stronę.


Stosuje się też odlewy, czyli formy, które zalewa się płynną gliną, albo tak jak przy produkcji cegieł – formy, w których glinę ubija się i prasuje. To są takie przemysłowe metody, czyli służą do masowej produkcji i dotyczą raczej najprymitywniejszych wyrobów ceramicznych. Pamiętam takie formy sprzed ponad 50 lat. Robiliśmy (ja patrzyłam) w nich cementowe cegły, z których powstawał dom mojej babci. One tylko zastygały, natomiast gliniane półprodukty wypieka się w piecu ceramicznym.  

Takie piece znał już człowiek pierwotny. Wykorzystywał skalne pieczary i wypełniał je rozżarzonymi na ogniu kamieniami.  Z VI w. p.n.e. pochodzą znakomite piece ceramiczne, znalezione na Krecie, a właściwie w całym basenie Morza Śródziemnego.  Zachowały się nawet dokładne plany ich budowy, narysowane na glinianych tabliczkach, które znaleziono w Koryncie. Palono w nich drewnem, trawą, nawozem. Piece oczywiście ulegały stałemu udoskonalaniu. W XVIII w. n.e. zaczęto w nich palić węglem, a obecnie każdy ze znanych sposobów jest dobry. W stanie wojennym, nasi sąsiedzi, swoje artystyczne ambicje musieli zamienić na działalność bardziej dochodową. W ich elektrycznym piecu, zamiast kolejnych dzieł plastycznych wypalało się wtedy doniczki i wazony. A ja byłam beneficjentką tej działalności. Nie do końca udane produkty, lądowały na moich parapetach i służyły nam długie lata. Wypieki musiały być dobrego gatunku. 

Upieczone, gliniane przedmioty stają się twarde i w małym stopniu (lub wcale) przepuszczają wodę. Wszystko zależy od warunków w jakich odbywało się to pieczenie: przyjętej procedury obróbki, zastosowanych komponentów i temperatury oraz czasu. Wiele szacunku budzi kunszt starożytnych garncarzy, którzy w często bardzo prymitywnych warunkach, osiągali tak wspaniałe i różnorodne rezultaty. 

Im wyższa temperatura tym doskonalszy wypiek, czyli bardziej odporny na wodę, albo kompletnie na nią obojętny (porcelana, klinkier, kamionka). Wypieka się je w temperaturze ok. 1000°C (albo niższej, ale wtedy proces jest dużo dłuższy). Tak pewnie było w przypadku starożytnych pieców, bo uzyskiwanie temperatur, które dziś określamy jako minimalne, a niezbędnie potrzebne, wydaje się nierealne, ale nie możemy już tego zmierzyć. W starożytności ludzie żyli wolniej, nie spieszyli się tak, a więc na pewno nie był to problem, a artystyczny efekt był lepszy. 

Niższa temperatura (750 – 950°C) wystarcza dla wyrobów garncarskich, majolik i fajansów. Wypiek jest porowaty, a więc bardziej przesiąkliwy. Jego jakość i odporność na wodę poprawia szkliwienie, albo glazurowanie, czyli pokrycie produktu cienką warstwą masy znacznie lepiej rozdrobnionej, a więc gładkiej. Wtedy wypieka się go jeszcze raz. Daje to dodatkową korzyść. Można naczynie zabarwić na wybrany, a możliwy do uzyskania w danym momencie historii kolor. Garncarskie wyroby poprawiają swoją szczelność także wtedy, gdy użytkowanie np. wazonu, rozpoczniemy od zakiszenia w nim mleka. Tak zalecają jeszcze dziś sprzedawcy glinianych naczyń, na ludowych jarmarkach. Nie potrzebują takich działań wyroby z gliny świetnie rozdrobnionej w całości i dobrze wypieczonej. Szkliwi się porcelanę, ale tylko ze względów dekoracyjnych. Gładka biała porcelana nie wymaga ponownego pieczenia.

Zewsząd otaczają nas produkty ceramiczne. Możliwości jest bardzo wiele. Ceramika to: porcelana, porcelit, fajans, majolika, kamionka, wyroby garncarskie, sanitarne, szamotowe, cegła, glazura, terrakota, klinkier, gres i wiele innych. Przywykliśmy do nich. Są i po prostu nam się należą. Niektórych nie zauważamy, ale są takie (przede wszystkim porcelana), które cenimy, a nawet zapierają nam dech.