Szkła błękity i smutek

You are currently viewing Szkła błękity i smutek

Od kiedy kobaltowe szkło zagościło w naszym domu? Pierwszym eksponatem był granatowy kryształ – prezent ślubny. Dobytek nasz był niewielki, a kryształ stanowił ważny element dekoracyjny stołu, np. jako naczynie na owoce lub drobne ciasteczka. Na cukierki czy czekoladki był zbyt pojemny.


Barwnik, który nadaje przedmiotom taki unikatowy kolor to smalta, albo błękit królewski. Znany były już w starożytnym Egipcie. Służył jako pigment do farb, póki nie wyparła go syntetyczna ultramaryna. Barwiono nim szkło i emalie, a wreszcie porcelanę. Smalta to krzemian kobaltowo-potasowy. Nie utlenia się, nie reaguje z innymi substancjami barwiącymi ani ze składnikami podłoża. Jest odporna na kwasy i zasady. Może być też tlenkiem kobaltu, a wtedy używana jest go jako filtr w pracy fotografów czy filmowców, ale także w badaniach laboratoryjnych. Szkło zabarwione na kolor granatowo-niebieski nazywamy też kobaltowym. Zwyczajowo smaltą nazywany był także pewien rodzaj szkła barwnego produkowanego w Wenecji, a raczej w manufakturach Murano. Tam jednak produkuje się nie tylko szkła granatowe, ale szkła we wszystkich odcieniach i kolorach, jakie można sobie wymyślić, a wtedy barwniki są różne. Dlatego nasze kobaltowe szkła tak mi się teraz skojarzyły.


Wydarzeniem całkowicie zmieniającym nasz pomysł na urządzenie nowego mieszkania, które spowodowało, że błękit królewski zagościł w nim na dobre, był zakup dywanu (1990/91 r.). Rodzice ofiarowali nam na ten cel 2,5 tys. zł. Sumę wtedy znaczną, ale łatwiej było o pieniądze, niż o dywan. Kiedyś wracając ok. 18.00 do domu w sklepie przy Placu Zbawiciela trafiłam na coś, co wydawało się spełniać nasze wymagania. Dywan miał wymiary 2 x 2,5 m., był w kolorze starego złota z elementami bordo, miał stosunkowo niewielką domieszkę tworzyw sztucznych, a poza tym mieścił się w posiadanym budżecie. Był nam niezbędny, bo parkiet, który odziedziczyliśmy po poprzednikach był nieładny i głośny. 


Miałam ze sobą 1000 zł (wtedy się pieniądze nosiło, nie było kart kredytowych), więc zostawiłam je za pokwitowaniem i obietnicą, że dywan jest zarezerwowany do jutra rana. Jutro wypadało w sobotę, więc oboje z mężem udaliśmy się samochodem do sklepu, oczywiście z kopertą zawierającą pieniądze od rodziców (i całe szczęście). Ku naszemu zdziwieniu na wystawie leżał już inny dywan. Błękitny z elementami granatu i starego złota, ale o takich samych wymiarach. A na nim napis Kowary, wełna 100%, cena 4 tys. zł. Staliśmy jak wryci i każde z nas kombinowało jakby tu rzeczywistość dopasować do dywanu. Był piękny i nigdy więcej, co mogę stwierdzić po latach, w żadnym domu, ani sklepie, takiego dywanu nie widziałam. W tym momencie jego obecność w sklepie także była niezwykła, natomiast cena wprawdzie właściwa, ale mocno poza naszym planem.


Pani ekspedientka widziała jak bijemy się z myślami. Powitała nas – i co? Dziś go przywieźli, same jesteśmy w szoku. Państwo weszliście pierwsi. Decyzja była szybka. W pokoju nie ma nic, co nas kolorystycznie zobowiązuje. Na materacu można jeszcze pospać. Wystarczy zmienić koncepcję. Koperta + zaliczka + zawartość portfeli starczy, a dalej będziemy się martwić. Oczywiście granatowy kryształ natychmiast znalazł się w witrynie starego kredensu (poza tym było tylko pianino i mały kwadratowy stolik), a zszokowani moją opowieścią rodzice odwiedzili nas nazajutrz. Mama przywiozła dwa granatowe wazony ze swojego dobytku, mały i duży, żeby było na początek. Najbliższa wizyta u teściowej zaowocowała pięknym przedwojennym dzbankiem z granatowego szkła. A to był sygnał dla kolejnych znajomych, żeby nas obdarowywać przedmiotami w tym właśnie kolorze.


W sklepie z tkaninami kupiłam ścinki w dwóch odcieniach niebieskości oraz lekkiej cytryny. Z nich uszyłam serwetki, a nawet porządny obrus (stół się sprytnie dawało powiększyć). Kiedy wybierałam swój gościnny serwis, Ćmielów robił ten wzór w granacie i bordo. W zaistniałej sytuacji wybrałam kobalt. Na koniec w hurtowni, gdzie kupowaliśmy szary aksamit w belach, do wygłuszenia studia, sprzedano nam zamiast całej beli, kilka metrów granatu ekstra i były zasłony oraz obicia do czterech stołków tapicerskich i dwóch krzeseł. Kiedy opuszczaliśmy po 10 latach nasze mieszkanie, zabieraliśmy już całą kolekcję granatowego szkła i wiele drobiazgów, które pasowały do naszego dywanu.


W nowym domu kolorystyka jest już inna, ale oczywiście musiał zostać kącik granatowy i wybór padł na sypialnię. Dywan okazał się niezniszczalny. Dobraliśmy do niego granatowe dywaniki, które leżą po dwóch stronach łóżka. Sypialnia jest oryginalnym pokojem na poddaszu. W najwyższym miejscu ma 4,7 m, za to w najniższym ok. 0,7 m, a powierzchnia podłogi to blisko 30 m2. Jest w niej dużo powietrza i śpi się wspaniale. Można było ją urządzić niestandardowo. Nasze zbiory stoją na wykuszu nad oknem i zajmują blisko 3 m. Vis a vis wisi kilim z tak charakterystycznymi dla Młodej Polski pawiami na granatowym tle. Podłoga jest zrobiona z gresu w kolorze gołębim, za to cały sufit –  z wąskiej boazerii barwionej na zgasły granat wpadający przy pewnym oświetleniu w popielaty. Popielate z delikatnym pobłyskującym granatowo dyskretnym wzorem są też zasłony. 


Z Pragi Czeskiej przytargałam żyrandol, rodzaj latarni z szybkami w granatowym kolorze i czterema białymi kulami, które tak naprawdę stanowią oświetlenie. Czyste art deco. Był mocno przeceniony, właściwie w cenie byle jakiej lampy z supermarketu. Długo nie można go było sprzedać, antykwariusz zwracał mi uwagę, że konstrukcja ma ok. 1,5 m wysokości, a nam właśnie dlatego wypełnia wspaniale pustą przestrzeń poddasza. Całość uzupełniają białe kinkiety i nocne lampki z białymi i granatowymi abażurami. Meble są ciemnobrązowe, ale dwa krzesła to granatowy ratan. 


Ostatnio wzbogaciłam się o komódkę z drzwiczkami ze szklanych nieprzezroczystych szybek, oczywiście dominuje granatowy i biały. Można powiedzieć, że mimo tak wielu elementów, które w sypialni znalazły się od razu po przeprowadzce, całość urządzaliśmy kilka lat, a może ciągle urządzamy? Teraz już granatowych drobiazgów przybywa niewiele, ale mam jeszcze biało granatową łazienkę, a w niej piękny słój na waciki, miseczkę na drobiazgi, puzderko i czarodziejską niebiesko-zieloną szklaną kulę od zaprzyjaźnionych słowackich filmowców, kinkiety z granatowo zielonkawym szlaczkiem mojego pomysłu, podobnym do dekoru na białej glazurze, białe meble i granatowo zielonkawą podłogę.


Niebieski należy do kolorów zimnych, ale zmieszany z szarością i elementami zieleni (turkus) już nie. Podobnie czysta biel, a takiej w przyrodzie nie ma. Wszystko zależy od oświetlenia i innych barwnych elementów. To, że widzimy kolory przedmiotów, to wynik odbicia, jakie tworzy się, gdy pada na nie światło. Dla nietoperza, kolory to różny charakter odbicia, jaki wraca do niego, gdy wyśle dźwiękowy sygnał. Tak też można opisywać świat.


Atmosfera ziemska przepuszcza przede wszystkim tę cześć promieniowania słonecznego, którą określamy jako widzialną, a więc prawdopodobnie dlatego w procesie ewolucji nasze oko zostało uczulone właśnie na fale o takim zakresie. Określamy je jako światło białe, chociaż w przyrodzie obserwujemy zmienność odcieni docierającego do nas światła, która przede wszystkim wyraża się w barwach promieni słonecznych, a więc koloru nieboskłonu. Zależy to od drogi jaką w danym przypadku przebywa światło (inną w dzień, inną o wschodzie i zachodzie), wilgotności, zapylenia. Stąd zmienność barw nieboskłonu, a także zjawisko tęczy. Zależnie od odległości od poziomu morza różna jest przezroczystość powietrza. W górach mniej jest zanieczyszczeń, mniejsze ciśnienie, a powietrze rzadsze. Z reguły doliny spowija niebieskawa mgła. Także kosmonauci obserwują niebieskawą poświatę, odbitych promieni światła, okalającą Ziemię. 


Co znaczy słowo: niebieski. Obecnie kolor, ale kiedyś było to coś co przynależało do nieba. O obrotach ciał niebieskich, pisał (no może pisała, skoro była kobietą) Mikołaj Kopernik. Niebieskie jest niebo i czysta woda. To także otwarta przestrzeń. W starożytności to kolor bóstw, a w Egipcie utożsamieniem bóstwa jest intensywnie niebieski kamień lapis lazuli. Ale przecież jest jeszcze szafir, topaz, akwamaryn, czy turkus. Podobno można mieć oczy w takim kolorze. Tak przynajmniej twierdził bohater filmu Uczennica (reż L. Niedbalska, 1984), którego kreował Tomek Stockinger. Kiedyś, gdy spotkaliśmy się po kilku latach niewidzenia, przywitał mnie hasłem z tamtego filmu: Pani ma oczy w kolorze lapis lazuli. Bardzo to było miłe  i chyba romantyczne. Od nazwy kamienia pochodzi słowo lazur. Lazurowe jest wybrzeże, ale jest też przedwojenny polski Hymn do Bałtyku: Wolności słońce pieści lazur, a naszym morzem jesteś ty.


Niebieski w chrześcijaństwie swoją boskość przekazał Niepokalanej Maryi. Rzeczywiście był trudny do uzyskania, a ceny barwnika zbliżone do złota. Dlatego wybrańcy mają w żyłach błękitną krew. Z czym się jeszcze kojarzyć może błękit? Z tradycją, przyjaźnią, kreatywnością, inspiracją. Jego chłód to także czystość, woda, świeżość, spokój i pokój, a więc wolność. Stąd szczęśliwi marzymy o niebieskich migdałach, a człowiek wolny ponad wszystko to niebieski ptak. Niebieskie jest indygo i w tym kolorze wyrażał się protest młodzieży pod koniec lat 60., kiedy zamiast garniturów, zaczęto ubierać się w dżinsowe spodnie.  Na niebieskim, spokojnym tle, malowane są informacyjne znaki drogowe. W Iranie niebieski jest kolorem żałoby, ale przecież i po angielsku blue to smutek, a blues to najsmutniejsza z pieśni, jaką można zaśpiewać.