Kiedy w koło jest Wesoła. Orkiestry wojskowe

You are currently viewing Kiedy w koło jest Wesoła. Orkiestry wojskowe

Orkiestra Wojskowa Garnizonu Warszawskiego (obecnie Orkiestra Reprezentacyjna Wojsk Lądowych) rezyduje w Wesołej pod Warszawą. To jedna z dwóch najwyżej cenionych orkiestr w polskim wojsku. Druga to Orkiestra Reprezentacyjna Wojska Polskiego. Na spółkę obsługują wszelkie uroczystości państwowe i wizyty ważnych gości. Jedna orkiestra czeka na lotnisku, druga pod Belwederem czy Pałacem Namiestnikowskim. Jeżeli trzeba to ta pierwsza, jak gdyby nigdy nic pojawia się w tym czasie pod Grobem Nieznanego Żołnierza, czy innym miejscem składania wieńców. W końcu limuzyny polityków bywają szybsze, a muzyczna oprawa uroczystości także się należy. 


Obie orkiestry nie tylko świetnie grają, ale umieją również grać maszerując, czyli są to orkiestry marszowe. Orkiestra z Wesołej miała zaszczyt, na zaproszenie Królowej Elżbiety, grać przez miesiąc w Londynie w czasie codziennych zmiany warty, zastępując urlopowaną Orkiestrę Królewską. Wielokrotnie triumfowała na międzynarodowych festiwalach, a w Danii zaskoczyła słuchaczy zmieniając się w trakcie koncertu z laureatów z dętej orkiestry wojskowej, w big band z typowym dla niego repertuarem. Jej sława sięga nawet do Japonii, gdzie brała udział w tygodniu uroczystych parad ulicznych, tym razem w polskich strojach ułańskich. Jak opowiadali rozbawieni dowódcy, głównym problemem stały się ich piękne białe mundury, które po jednym przemarszu, zapylonymi ulicami nadawały się do pralni. Na szczęście mieli ze sobą jeszcze komplet czerwono – niebieski, który wytrzymywał dwa przemarsze. Aby to ogarnąć przydała się słynna wojskowa logistyka.

Ja znam wszystkie komplety posiadanych w Wesołej mundurów oraz związanych z nimi akcesoriów i ozdób. To przede wszystkim werble i tarabany (słuchaj miła pono nasi biją w tarabany – Hymn Polski zwrotka czwarta), czyli bębny kapeli janczarskiej, używane w dawnym wojsku polskim do wydawania rozkazów w trakcie bitwy, a także sznury, ozdobne fartuchy, proporczyki do trąbek sygnałowych i buławy. Korzystamy z tego w filmach, a często jest to inspiracja dla naszych scenografów i kostiumologów, jeżeli wyposażamy inne zespoły i armie. Tak się stało w filmie Chopin. Pragnienie miłości, gdzie scenę egzekucji uświetniły ozdobione po naszemu, carskie tarabany, a przede wszystkim w komedii Misja specjalna (reż. J. Rzeszewski, 1987), gdzie orkiestra Hitlerjugend uświetnia demonstrację prezentu, jaki dla Hitlera przygotował Himmler. 

Orkiestra Reprezentacyjna Wojska Polskiego


Jaki skład ma orkiestra dęta? Różny, w różnych krajach. W wojsku szkockim i irlandzkim od 1500 r. są to kapele dudziarzy (byli traktowani, jak żołnierz pojmany w bitwie) i doboszy, a od czasów Napoleona we Francji – oddziały pikulinistów. Przede wszystkim miano wroga przestraszyć i ogłuszyć, a swojemu wojsku nadać tempo ataku i także trochę go otumanić. Temu służyły tarabany i piszczałki Janczarów, a także polska Husaria. Obecny kształt orkiestr zaczął się kształtować na przełomie XVIII i XIX w., kiedy instrumenty dęte blaszane skokowo powiększyły swoje możliwości. Wcześniej pozostawały w tyle zarówno za instrumentami strunowymi, jak i dętymi określanymi, jako drewniane (te co mają stroiki). 


Współcześnie orkiestry dęte dzielimy na:

  • marszowe (14 osób)
  • fanfarowe (18 – 22)
  • harmonie (27 – 34)
  • koncertowe (38 – 50)
  • symfoniczne (powyżej 50 osób) 

Oczywiście brzmiąca triumfalnie i monumentalnie orkiestra musi liczyć ok. 50 osób. Jej skład instrumentalny określony jest w zarysie, bo część instrumentów dętych blaszanych można stosować wymiennie. W orkiestrach koncertowych pojawiają się też kontrabasy, skład perkusyjny, gitary czy fortepian. Jeżeli nasza orkiestra filmowa ma być reprezentacyjna, to oczywiście nagrywamy taki 50 osobowy skład. 


Potrzebne jest do tego studio o dużej kubaturze, bo nagrywany obiekt jest głośny, a jeszcze lepiej zorganizować nagranie w plenerze, bo nie na darmo w Średniowieczu takie instrumenty nazywano zewnętrznymi. W pomieszczeniach mogły grać tylko instrumenty ciche. Orkiestra w Wesołej ma wymarzone miejsce na takie nagrania. To plac przed ich siedzibą. Jeżeli postawimy zespół na tle budynku, to ściana utworzy naturalne odbicie. Możemy zbudować całe prowizoryczne studio, rozstawić mikrofony, konsoletę i wszystko podłączyć do prądu. W ten sposób, najczęściej wspomagana przez firmę DUX wykonałam już kilkanaście nagrań do różnych filmów (Misja specjalnaSceny nocne, reż. M. Nowicki, 1989, Długi weekend, reż. R. Gliński, 2004).


Raz jeden zrealizowaliśmy nagranie w innym miejscu. Do serialu Dom, mieliśmy nagrać maszerującą orkiestrę do ceremonii przysięgi pod koniec lat 60. Wybrana piosenka, oczywiście Przyjedź mamo na przysięgę (1968), którą śpiewa się koncertowo, a jak się okazało także gra, w innym tempie niż w trakcie marszu. Mieliśmy z tym tempem kłopot, a ponieważ film był monofoniczny zabraliśmy naszą orkiestrę do miejscowej strzelnicy. Kiedy nie strzelają, to po prostu średniej wielkości plac, ze wszystkich stron otoczony kilkumetrowym wałem ziemnym. Orkiestra grała, maszerując po obwodzie placu, a my staliśmy na środku z mikrofonem i przenośnym magnetofonem równo się z orkiestrą obracając.


Czasem jestem pytana, czy w nagraniach nie przeszkadzają śpiewające ptaki. Po pierwszych dźwiękach orkiestry od razu milkną i boja się odezwać długo po zakończeniu utworu, a więc pora roku nie przeszkadza w nagraniach, chyba że jest to zima i siarczysty mróz, bo wtedy ustnika przymarzają grającym do warg.

Jeżeli występ jest skromny (orkiestra żegnająca Polaków wyjeżdżających z Syberii w Syberiadzie Polskiej, reż. J. Zaorski, 2013, orkiestra na lodowisku w Moskwie w latach 30. w Wichrach Kołymy, reż. M. Gorris, 2008, orkiestra na dworcu w Paniach Dulskich, reż. F. Bajon, 2015) to wystarczy skład kilkunastoosobowy. Równie skromna może być reprezentacja każdej orkiestry na zdjęciach. Z reguły to 16 – 21 osób. W większym składzie w pierwszym rzędzie maszerują cztery werble, albo w ostatnim porządna reprezentacja perkusji: duży bęben, werbel, talerze i dzwonki orkiestrowe, czyli zawodowa wersja dziecięcych cymbałek, najczęściej ozdobne, w kształcie liry (Czarny wąwóz, reż. J. Majewski, 1989). 


Najczęściej jest to tylko 16 osób (4 x 4 rzędy) z kapelmistrzem lub nie. Pozwala to wybrać z orkiestry osoby o fizjonomiach najlepiej pasujących do sytuacji (wojsko napoleońskie, carskie, ułani). Na nagraniu towarzyszy mi wtedy II reżyser i charakteryzatorka, która dopasowuje zarosty, czyli wąsy, baczki peruki. Dobieramy też widowiskowy skład instrumentów. Na szczęście na wszystkich dętych blaszanych gra się podobnie, a więc każdy muzyk jest w stanie prawdopodobnie wyglądać. Szczególnie, że warunkiem pracy w orkiestrze są kategoryczne wymiary i wzrost, a więc nie ma problemu z doborem kostiumów, bo wszyscy są jak spod sztancy. Dopiero ostatnio, kiedy kolejny kostiumograf dziwił się, jak to mi się udaje, że moi muzycy tak świetnie pasują do standardowych kostiumów? Przyznałam się, że to nie jest magiczna sztuka, a zwykły regulamin. Jeżeli na zdjęciach są muzycy wojskowi, to nie ma szans na jakikolwiek problem z kostiumami.


Długi weekend to film dla orkiestry z Wesołej szczególny. Główny bohater, którego gra Krzysztof Globisz, to jakby ich kapelmistrz, który bierze udział w teleturnieju typu „Randka w ciemno”. A więc wreszcie orkiestra mogła nagrać sobie playback i zagrać sama siebie. Na początku filmu ćwiczymy repertuar do świąt majowych. W finale trwają przygotowania do 11 listopada. Oczywiście największy problem stanowiły kostiumy dla naszych wojskowych. Krzysztof Globisz i Andrzej Mastalerz nijak nie mogli wpasować się w wojskową rozmiarówkę, ale daliśmy radę. Ku zdziwieniu kierownika produkcji, na mój widok okazało się, że możliwości w ściągnięciu odpowiednik sortów mundurowych z innych jednostek są nieograniczone. – Panie Pawle, Pani Małgosia to do nas już ponad 20 lat przyjeżdża. Jej tu się wszystko należy bez szemrania. Ona jest koleżanka naszego dawnego kapelmistrza, a teraz to on Naczelny Inspektor Orkiestr Wojskowych i cały pułkownik, to tym bardziej.

W czasie zdjęć na terenie jednostki, pomoc, życzliwość i znajomości przydały się ponownie. Jeden z magnetofonów zdjęciowych (ten od playbacku) przywieziony w ciepłym samochodzie i wystawiony na wilgoć i bliską zera temperaturę odmówił współpracy. Przywiezienie drugiego magnetofonu z Mokotowa (Trasy Siekierkowskiej jeszcze wtedy nie wynaleziono) oznaczało ogromną stratę czasu. Zresztą takie warunki pogodowe powodują, że odczuwalna temperatura jest znacznie niższa od rzeczywistej, a więc wszyscy szybko marzliśmy. Poza tym w zimie dzień jest krótki, a więc bardzo spieszyliśmy się, aby zdążyć przed zmierzchem. Na szczęście ja miałam ze sobą także kopię CD, bo liczyłam, że w lokalu orkiestry poćwiczymy z Panem Globiszem dyrygowanie. W zaistniałej sytuacji z budynku orkiestry na plac manewrowy pociągnęliśmy zasilanie i playback odtwarzaliśmy z orkiestrowego odtwarzacza CD. Chyba rzeczywiście mam w wojsku fory.


Dla wszystkich super dniem zdjęciowym okazała się zabawa w klubie. Na tę okazję big band nagrał i wykonał na zdjęciach El choclo (Kiss of fire), czyli ogniste tango. Z gitarą (z playbacku) pieśni solidarnościowego barda wykonywała Katarzyna Tatarak. Śpiewano też piosenki karaoke (po japońsku: kara – orkiestra, oke – pusta) i tu problem z dopasowaniem się do podkładu odtwarzanego z play backu miał uroczy Piotr Grabowski. Niewiele myśląc razem z Markiem Brodzkim (II reżyser) poprosiliśmy o zamontowanie dodatkowego mikrofonu poza kadrem i po kilku dźwiękach podjęliśmy we dwójkę melodię rewolucyjnej pieśni Na barykady ludu roboczy. Nasz śpiew słychać było na głośnikach nagłośnienia. Nie tylko pomogliśmy aktorowi, ale spowodowaliśmy chóralne wykonanie niewątpliwego przeboju przez pełen statystów i aktorów klub. Reżyser w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że uda nam się tak rozbawić salę.


Oczywiście finał naszego filmu to happy end. Kapelmistrz znajdują swoją miłość w nieśmiałej bibliotekarce (Joanna Żółtowska), a orkiestra może im zagrać Marsz weselny F. Mendelsohna – Bartholdy’ego i z tej okazji korzysta.