Muzyka Etrusków i starożytnego Rzymu

You are currently viewing Muzyka Etrusków i starożytnego Rzymu

Starożytny Rzym był państwem rozległym i wielonarodowym, skupionym na wojsku, komunikacji i aprowizacji. Kultura nie stanowiła ważnego elementu tego państwa. Imperium Rzymskie wywodzi się od Etrusków, którzy pojawili się na półwyspie apenińskim 1000 lat p.n.e. i ich kultura w połączeniu z potęgą kultury greckiej (Grecja została podbita w 146 r. p.n.e.) stanowi kulturalny dorobek Rzymu. 

O muzykalności Etrusków piszą zarówno greccy jak i rzymscy autorzy. Muzyka towarzyszyła wszelkim ceremoniom, ale i wszelkim działaniom codziennym. Instrumentem szczególnie ulubionym był aulos, a w Rzymie wyjątkowo ceniono etruskich aulistów, chociaż grę na tym instrumencie uważano za objaw zniewieścienia i nadmiernej zmysłowości. Etruskowie słynęli z brązownictwa, więc im zawdzięczamy pierwsze dobrze brzmiące instrumenty nazywane dętymi blaszanymi.

Rzym przejął po Grekach całą spuściznę, a z tradycji Etrusków dołożył aulosy i sygnałowe instrumenty dęte. Jednak w odróżnieniu od Greków muzyka nie miała dla nich znaczenia duchowego i wychowawczego, lecz przede wszystkim reprezentacyjne i rozrywkowe. Słaba była wiara w magiczne znaczenie muzyki. Rzymianie nie próbowali też dorównać swoim poprzednikom w biegłości i kunszcie wykonawczym. W starożytnym Rzymie rozkwitała zwłaszcza pompatyczna muzyka wojskowa, mająca na celu podnoszenie bojowego ducha i opiewanie chwały Cezarów. Niektórzy badacze twierdzą, że niżsi poziomem kultury Rzymianie nie byli w stanie z całości bogactwa tej kultury skorzystać. 

W roku 753 p.n.e. została założona osada, która stała się zaczątkiem Rzymu. Od tego roku Rzymianie liczyli też czas (łac. ab urbe condita, czyli od założenia miasta). Najstarsze informacje o muzyce mamy z III w. p.n.e.

Rzymianie znali pięć rodzajów muzyki:

  1. Ludowy śpiew związany z pracą (rybacy, pasterze, chłopi)
  2. Muzyka wojskowa (np. buciny do straszenia zwierząt przeciwnika)
  3. Muzyka religijna (głównie śpiewy żałobne i treny na wzór greckich)
  4. Muzyka wokalna, wokalno-instrumentalna i instrumentalna niewolników wzorowana na muzyce kraju ich pochodzenia
  5. Muzyka artystyczna, wzbogacająca przedstawienia teatralne (od IV w. p.n.e.), co doprowadziło do powstania typowych form operowych jak arie, duety itp .

Rzymianie nie cenili muzyki. Dlatego jej uprawianie pozostawiano niewolnikom i ludziom niższego stanu. Byli to zresztą głównie Grecy, Etruskowie i przedstawiciele Orientu. Muzyka towarzyszyła poezji i formom dramatycznym. Nie przepadano za tragedią. Raczej wystawiane były komedie. Do komedii, które z upodobaniem wystawiano w Rzymie muzykę tworzyli już nie poeci, a muzycy. Wiele przedstawień odbywało się na świeżym powietrzu. W Rzymie muzyka oddzieliła się od poezji. Powstawała specjalna muzyka towarzysząca bankietom. Rozpowszechnił się też taniec, ale nie miał znaczenia kultowego. Uprawiano pantomimę, odtwarzano sceny mitologiczne i tańczono greckie tańce wojenne.

Muzyki używano także w cyrku, gdzie wprowadzono prymitywne organy. Nie mniej zachowały się w Pompejach malowidła na których przedstawione zostały sceny przypominające wystrój waz greckich czy etruskich malowideł ściennych, z zespołem grającym na instrumentach strunowych. Muzyka towarzyszyła igrzyskom i obrzędom. Na cześć rozpoczęcia nowego wieku przed Oktawianem Augustem (17 r. p.n.e) występował chór dziecięcy wykonując utwór Horacego Carmen Seculare.

Bardzo rozwinęła się muzyka wojskowa. Wprowadzono stosowane do dziś sygnały wojskowe wykonywane na instrumentach dętych blaszanych. Zwroty melodyczna oznaczały atak, wycofanie się, zwycięstwo. Były powszechnie znane, nawet wrogom, a więc często stosowano je w celu wprowadzenie przeciwnika w błąd. Osobny rodzaj muzyki towarzyszył wojskowym paradom i świętom.

Zmiany nastąpiły w ostatnich czterech wiekach Imperium. Wtedy muzyka zaczęła przenikać do wyższych sfer. Jednym z najbardziej zainteresowanych muzyką cesarzy rzymskich był Neron. Grą i śpiewem jednego z wirtuozów zachwycił się tak bardzo, że postanowił sam doskonalić swoje umiejętności i pogłębiać zdolności muzyczne. Podobno wręcz nakładał na siebie różne kary i ograniczenia, aby takie mistrzostwo osiągnąć. Uczestniczył w przedstawieniach teatralnych jako aktor, gdzie prezentował swoje domniemane talenty wokalne. Wzorował się na sztuce greckiej. Wykonywał utwory z akompaniamentem kitary. Był też zapalonym dudziarzem i organistą. 

Nasza wiedza na temat muzyki Rzymu pochodzi przede wszystkim z zabytków literatury (Tytus Plauciusz, Marek Tyliusz Cyceron, Wergiliusz, Horacy, Publiusz Owidiusz) oraz prac historyków (Tytus Liwiusz, Publiusz Korneliusz Tacyt, Gajusz Pliniusz Starszy), którzy opisywali życie codzienne, w tym podejście do sztuki i muzyki. Seneka pisuje satyry w których skarży się na liczebność i hałaśliwość ogromnych zespołów. Zabytki muzyczne nie zachowały się. Wiadomo, że głównie grano na instrumentach dętych, a muzyków nazywano Etruskami. Nie wiemy, czy Rzymianie stosowali zapis muzyczny. Podejrzewa się, że przejęli notację grecką. Muzyka podkreślała sławę i bogactwo, czemu służyło wykorzystanie dużych zespołów wokalnych i instrumentalnych. Wtedy też wykrystalizował się podział na twórców i słuchaczy. Wcześniej muzykę współtworzono.

Nie wiadomo też nic o muzyce ludowej. Była wykonywana na ulicach miast w których się znaleźli i rejonach zamieszkałych przez daną nację czy plemię. Rzymianie nie cenili osiągnięć muzycznych ludów podbitych określanych jako barbarzyńskie. U Tacyta znajdujemy jedynie opisy pieśni bojowych Germanów określanych jako barbitus. W 600 r. n.e czytamy o protestach śpiewaków przeciwko zezwierzęconemu śpiewowi Franków, którzy utrudniali śpiew w kościele. Na pewno kulturę Europy od klasycznych kultur starożytnych dzieliła przepaść. Europa była niepiśmienna, a więc nie pozostawiła żadnych śladów swojej muzycznej działalności. 

W średniowieczu troszczono się jedynie o muzykę kościelną i jej notację. Niewątpliwie właśnie kościół był spadkobiercą muzyki starożytnej, a więc nieznana jest nam świecka muzyka pogańskiej Europy. Wiemy tylko, że była inna. Opierając się na zachowanych zabytkach muzyki ludowej można zauważyć, że są to melodie oparte na tercjach, czasem kilku kolejnych, które w parach tworzą czyste kwinty. Co ciekawe także w kościelnym chorale gregoriańskim można zauważyć wpływy konstrukcji tercjowej, co wskazuje na korzenie kulturalne ich autorów.

Z radością oglądamy filmy pokazujące świat w zamierzchłych wiekach. Trudno powiedzieć, że są one historyczne. Najczęściej starają się wykorzystywać to, co o danym okresie wiemy, a resztę niestety trzeba samemu wymyślić. Oby tylko wiarygodnie. Pamiętam swój problem w czasie gdy opracowywałam muzycznie making of do Quo vadis. (reż. J.Kawalerowicza). Robiono te filmy cyklicznie w trakcie całej produkcji, a my przekopywałyśmy fonotekę, próbując znaleźć kolejne archaizujące fanfary, czy muzykę ilustracyjną bez konotacji do żadnego stylu. Niestety o muzyce w starożytności, a raczej o jej brzmieniu wiemy najmniej, ze wszystkich dziedzin sztuki, bo nawet jeżeli byśmy umieli przeczytać zapis, to pozostają instrumenty, których dziś już nie ma, a także skale, które pozostają zagadką oraz technika wykonawcza, której odtworzyć nie sposób.

Niezwykle odważni są w tych sprawach Amerykanie. Często kręcony przez nich film mimo osadzenia w realiach jest kompletną fikcją, a nawet historię zakłamuje. Dotyczy to zresztą największych superprodukcji: Cezar i Kleopatra (reż. G. Pascal, 1945), Juliusz Cezar (1953), Kleopatra  (1963) oba w reż. J.L. Mankiewicza, Spartakus (reż. S. Kubrick, 1960), Gladiator (reż. R. Scott, 2000), a sytuacja nie zmienia się od lat.

Ja najbardziej przywiązana jestem do poczciwego Ben Hura (reż. B. Wyler, 1959). Powstał w MGM zachęconego do kolejnych historii biblijnych po sukcesie Quo vadis (1951) i Dziesięciorga przykazań (1956). Przygotowano 300 planów filmowych w Cinecicie i Hollywood. To chyba cenna wiadomość dla producentów pewnego historycznego serialu, którzy postanowili ponad 100 odcinków nakręcić w kilku dekoracjach. Część dekoracji przerobiono lub adoptowana z istniejących, ale było przecież z czego, bo właśnie zakończono dwa filmy o podobnej tematyce. Judę zagrał Charlton Heston. Wielokrotnie wcześniej i potem wcielał się w wielkie postaci historyczne, chociaż moje pokolenia pamięta go głównie z roli w Planecie małp (1970). Powstało 40 niezależnych scenariuszy i nad tym jednym wybranym dalej pracował cały sztab ludzi. Film zdobył 11 Oskarów. Jest remake-m filmów niemych z 1907 i 1925 r., a wszystkie oparto na XIX w, powieści Lewisa Wallace’a. Powieść może nie jest słaba, ale na pewno nie wybitna, natomiast zawsze cieszyła się popularnością. Film natomiast, ciągle jest uważany za arcydzieło, a dodatkowo wysoko oceniany za wartości moralne, religijne i artystyczne. Ja wracam do niego zawsze z zapałem i przyjemnością.

Muzykę do filmu napisał węgierski emigrant Miklós Rózsa. Kompozytor niezwykle uzdolniony i wszechstronny. W roku 1945 w filmach Urzeczona i Stracony weekend użył thermenovoxa, nowego instrumentu z grupy elektrofonów. I rzeczywiście muzyka w obu filmach (drugi opowiada o alkoholiku) jest wprost niesamowita. Zanim Rózsa przyjechał do USA studiował w Niemczech, pracował we Francji, Wlk. Brytanii i Włoszech. Najbardziej znany jest z muzyki filmowej (otrzymał 3 Oskary), ale także jego osiągnięcia w muzyce koncertowej są niemałe. Współpracował z Jaschą Heifetz’em, czy Gregorem Piatigorskim. Przede wszystkim jest to ogromna wiedza i umiejętności warsztatowe. Pochodził z muzycznej rodziny. Matka była uczennicą F. Liszta. Do filmu, po pierwszych sukcesach autorskiej muzyki w Paryżu wciągnął go Arthur Honegger. Kiedy był już sławny i pracował dla MGM, co roku dostawał 3 miesiące urlopu, na swoją twórczość autorską, aby nie musiał z niej rezygnować.

Jego muzyka do Ben Hura jest, zgodnie z ówczesną Hollywoodzką modą, monumentalna i postromantyczna. Ogromny aparat wykonawczy ze szczególnie mocną sekcją instrumentów dętych blaszanych. Film rozpoczyna 3 minutowa uwertura. Jej konstrukcja przypomina uwerturę operową z prezentacją kolejnych tematów. Całość ilustracji muzycznej, utrzymana jest w systemie dur/moll, ale z licznymi zwrotami archaizującymi, odwołaniami do pentatoniki, skali żydowskiej, ale też z solowymi partiami wykonywanymi przez klarnet, skrzypce. Podobno kompozytor studiował dostępne materiały o muzyce z czasów rzymskich, a nawet zrekonstruowano potrzebne instrumenty. W pamięci pozostaje triumfalna fanfara, która towarzyszy uroczystościom i wyścigom rydwanów. Bogatą blachę (6 trąbek, 6 waltorni, 4 puzony 2 tuby) wspomaga ogromny kwintet, duża grupa instrumentów dętych drewnianych i rozbudowana perkusja, której partię realizuje 6 perkusistów. Trwająca ok. 10 minut suita z muzyką z filmu jest często wykonywana w warunkach koncertowych. I zawsze wzbudza entuzjazm.

Powstał jeszcze jeden remake Ben Hura, w 2016 r. z Jackiem Hustonem jako Judą, w reż. Timura Biekmambiełowa z muzyką Marko Beltrami. Chyba przeszedł bez echa, a muzyki nawet nikt rozpoznać nie zdoła.