Mówimy wieloma językami. Niektóre są podobne, mają podobną filozofię gramatyki i składania myśli. Inne są odległe zarówno w brzmieniu słów jak i zasadzie ich łączenia. Każdy język pełen jest idiomów i odniesień do swoich korzeni – przysłów, bajek, legend czy historii. Każdy człowiek używa specyficznego języka, który przekazuje informacje o jego pochodzeniu, wykształceniu, środowisku w jakim się obraca. Dlatego od wieków istnieją tłumacze, ludzie budujący mosty między tymi językami.
Dobry tłumacz to nie tylko znawca języka
To osoba znająca kulturę, historię i obyczaje narodu, którego językiem włada. To nasz przewodnik po niuansach. Szczególna jest rola tłumaczy utworów literackich. Od nich zależy utrzymanie i przekazanie specyficznego stylu narracji autora i atmosfery utworu, indywidualności języka poszczególnych postaci. Jeszcze trudniejsza jest rola tłumaczy poezji. Dodatkowo obowiązuje ich bowiem zachowanie rymu i melodii wiersza. Często z tłumaczenie bardziej nakierowane jest na oddanie nastroju i sensu niż precyzyjne odwzorowanie słów. Znajomość języków obcych przeciętnego człowieka nie pozwala mu rozsmakowywać się w oryginałach światowej literatury. Dlatego ktoś ją odczytuje w naszym imieniu i spolszcza.
Tłumaczenia dotyczą także dzieł, w których tekst jest jednym z elementów całości. W teatrze przyjęło się tłumaczyć sztuki, tak jak literaturę piękną i poezję, zakładając, że poza tekstem wartością są kreacje aktorskie, reżyseria, scenografia, kostiumy. Każde wystawienie jest inne. Tekst w teatrze jest żywy, każdy spektakl jest jego nowym odczytaniem. Musi być dobrze przez aktora podany i w 100% zrozumiały dla widza. W muzyce poważnej zwykło się wykonywać utwory w oryginale. Pieśni Schuberta czy Mahlera są skomponowane zgodnie z barwą i frazowaniem języka niemieckiego. Przedmiotem sztuki poza materiałem muzycznym jest także wykonanie.
Najtrudniejszym wyzwaniem dla osób próbujących przybliżyć twórczość światową swoim współziomkom jest film
W odróżnieniu od innych sztuk, posiada stalą i ostateczną formę. Nie można zmienić reżyserii, scenografii czy obsady. Jedyna dopuszczalna ingerencja dotyczy dialogów. Znane są różne formy prezentowania filmu obcojęzycznego widzom: w wersji oryginalnej, oryginalnej z napisami lub z lektorem, w wersji dubbingowanej. Każda z nich ma swoje wady i zalety, każda swoich zwolenników i przeciwników za równo ze względów artystycznych jak i finansowych.
Wersja oryginalna nie podlega dyskusji jest skończoną wypowiedzią twórców, ale granicą jej oddziaływania jest niezrozumiałość. Wersja z napisami wymaga specyficznego tłumaczenia podporządkowanego reżimowi ilości znaków, które mieszczą się w kadrze, umieszczania napisów pod kwestiami wypowiadanymi przez aktorów i prędkości czytania widza. Uważana jest za mało agresywną ingerencję w dzieło, ale choć widz może delektować się nienaruszoną ścieżką dźwiękową, czytając mniej uważnie będzie film oglądać.
Wersja z lektorem podobnie jak poprzednia wymaga specyficznego tłumaczenia. Obie wersje trochę się od siebie różnią. Jest to rozwiązanie najprostsze i najszybsze w wykonaniu. W wielu krajach kompletnie nieznane. Z upodobaniem stosują go polskie telewizje. Lektor dogrywany jest do oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Dźwięk filmu ulega ściszeniu i całkowitej deformacji. Z oryginału słyszalne są tylko głośne efekty i fragmenty bez dialogów, a dzięki temu muzyka. Za to bez zniekształceń prezentowany jest obraz.
Dubbing – to najdroższa, najbardziej pracochłonna wersja filmu. Pracuje przy niej dialogista, osoba dostosowująca przetłumaczone dialogi tak, aby zachowana była ilości sylab, układu samogłosek, a także wyeksponowane niuanse języka. Zatrudniony jest też reżyser dubbingu, który dobiera obsadę i nadzoruje wykonanie dialogów. Jego zadaniem jest znalezienie aktorów o głosach i temperamentach podobnych do kreowanych postaci. Czasem jest to użyczenie głosu bohaterowi, a czasem nowa kreacja. Przy dubbingu pracują też operatorzy i montażyści dźwięku, których zadaniem jest nagranie i zmontowanie dialogów oraz zgranie ich z IT.
Zawsze naturalniej brzmi dubbing, w którym opracowano plany i przestrzenie dźwiękowe, tak jak w filmie fabularnym. W końcu dubbing to odmiana postsynchronów. Na szczególną uwagę zasługuje dobór odpowiednich głosów i kreacje aktorskie, które powstają (Jerzy Stuhr, jako Shrek). Dobry dubbing może uwypuklić walory filmu, pomóc w jego odbiorze, zły zniszczyć cały efekt dźwiękowy podobnie jak wersja lektorska. W ostatnich latach wiele filmów zrobiono nieumiejętnie, a przecież są ludzie, którzy profesjonalnie zajmują się dubbingiem. Są miejsca wybrane przez specjalistów Disneya czy Foxa z którymi na stałe współpracują.
Różne rozwiązania stosowane są przy obsadach międzynarodowych. Aktorzy grają w ojczystych językach (Julia Jentsch i Peter Gantzler w 33 scenach z życia, reż. Małgorzata Szumowska, 2007), albo ustala się wspólny język w którym mówią. Spotkałam się też z równoczesnym przygotowaniem filmu do zgrania w językach wszystkich koproducentów (Uciekinier, reż. Alain Bonnot, 1991, angielski, niemiecki, francuski, polski). Aktorzy mówią sami lub są dubbingowani. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy odkryłam że Zawód reporter (reż. Michelangelo Antonioni, 1975) ma równoprawną wersję angielską i włoską. W wielu krajach powstanie wersji językowej jest warunkiem, aby film mógł być uznany za krajowy i reprezentować kraj w festiwalach. Przy takich kryteriach Pianista (reż. Roman Polański, 2002) nie byłby filmem polskim.
Które opracowanie jest dla widzów najlepsze, najwygodniejsze, najmniej zakłóca odbiór oryginału?
Na te pytania odpowiada w pewnym zakresie autor pracy magisterskiej: Wpływ opracowania audiowizualnego na odbiór dzieła filmowego. Nasz magistrant przeprowadził sondaż (98 uczestników) korzystając z narzędzi internetowych (platforma Survio.com). Swoją ankietę skierował do osób obu płci w wieku od 18-30 lat.
Badani uznali, że najbardziej komfortowy odbiór zapewniają im napisy. Także jest to najmniejsza ingerencja w treść filmu. Taka odpowiedź może zdenerwować operatorów, którym napisy psują plastykę kadru. Dodatkowo, przeprowadzony test eye-traccking, pokazał, że w przypadku oglądania filmu z napisami, uwaga dzielona jest pomiędzy twarz mówiącego i napisy, a w pozostałych przypadkach cała uwaga koncentruje się na twarzy. Niewątpliwie napisy w pewnym zakresie tę uwagę rozpraszają. Mogłabym dodać, że jeżeli film jest wyświetlany w znanym mi języku, to chętnie słucham oryginału, a napisami się tylko lekko podpieram.
Najmniej wysiłku, według badanych, wymaga odbiór filmu z lektorem. Jednocześnie, lektor najbardziej rozprasza i odbiera postaciom tożsamość, bo w dużym stopniu pozbawia je indywidualnego głosu. Popularność tej formy wzmacniają opracowania dla osób z dysfunkcjami wzroku, bo wtedy w trakcie można prasować, reperować, majsterkować, a jednocześnie mieć przekonanie, że film się widziało. Jest to optymalna wersja dla odbiorcy, którego interesuje tylko informacyjna strona filmu, a więc nie powinna mieć miejsca w kinie artystycznym. Niestety w Polsce takich odbiorców jest wielu. Takie oglądanie nie satysfakcjonuje operatorów dźwięku, a w przypadku audiodeskrypcji, także operatorzy obrazu nie mają powodów do radości.
Za opracowanie najbardziej odległe od oryginału badani uznali dubbing, ale znaleźli także pozytywy. Dubbing stwarza iluzję, że słyszymy głos aktora, który kreuje postać, pod warunkiem, że jest dobrze dobrany. Również ścieżka dźwiękowa, jest najbliższa oryginałowi, jeżeli porządnie przygotowano IT. Niechęć badanych do dubbingu wzmacnia brak doświadczeń. Tylko najstarsi widzowie pamiętają teatry szekspirowskie z plejadą brytyjskich gwiazd, czy serial Ja, Klaudiusz (reż. Herbert Wise, 1976), z Derekiem Jacobi o głosie Stanisława Brejdyganta. Ten dubbing był tak znakomity, że go zrekonstruowano i pokazano (2014) w TVP historia! Prawdą jest, że część współczesnych dubbingów bywa realizowana bardzo niechlujnie. Natomiast w wielu filmach dubbingowane są postaci grane przez zagranicznych aktorów i nikt tego nie zauważa, bo wtapiają się w całość ścieżki dźwiękowej.
Rozwój technologiczny pozwala umieszczać na nośnikach i emitować utwory audiowizualne zaopatrzone w różne opracowania, nawet w kilku wersjach językowych. Dzięki temu możemy wybierać według własnego uznania. Najważniejsze, że można wybrać wersję oryginalną i jeśli język oryginału jest nam znany, nie musimy się męczyć odbierając jednocześnie dwa znacząco się różniące dialogi.
Czy różne opracowania audiowizualne mają wpływ na odbiór filmów dokumentalnych i czy jest on istotny?
Pracując przy serialu Z kroniki Auschwitz (reż. Michał Bukojemski, 2004) przeprowadziliśmy kilka eksperymentów. Filmy zostały nakręcone do wspomnień więźniów. Wybrano wypowiedzi różnych osób, z których ułożono narrację, początkowo przeczytaną przez reżysera. Na tej bazie powstały szkielety filmów, odbył się montaż obrazu i kręcono potrzebne ujęcia współczesne.
W trakcie wypowiedzi, ukazują się zdjęcia więźniów, w podpisie widzimy ich nazwiska i numery obozowe. Wydawało się, że celowe będzie przeczytanie teksu na role, przez osoby młode, jak te, które widzimy na zdjęciach. Plan się nie powiódł. Pojedyncze wypowiedzi były wstrząsające, ale ciągłe zmiany głosu rwały logiczną opowieść. Identyfikacja okazała się wystarczająca przy pomocy obrazu, a dla wielu widzów nieistotna. Czytanie tekstu powierzyliśmy Adamowi Ferencemu i Stanisławie Celińskiej i w ten sposób odzyskaliśmy równowagę wszystkich elementów.
Eksperymentem jest wielojęzyczność filmu. Ma siedem wersji językowych. Każdą czyta uznany aktor lub lektor z danego kręgu językowego. Porównując wersje można zobaczyć jak bardzo odbiór filmu się różni. Dotyczy to brzmienia (tembru) głosów i danego języka, co wymusza inną proporcję pomiędzy głosem, a resztą ścieżki dźwiękowej. Kilku lektorów nagrano w studiach miejscowych i różny jest sposób w jaki to zrobiono. Śmieliśmy się, że Brytyjczyk (Kenneth Branagh) czyta przy kominku, a Rosjanin (Leonid Mozgawoj) przemawia do mas.
Zmienia się też usytuowanie wzajemne tekstu i obrazu. Zależnie od składni języka i jego rozwlekłości, oraz tempa czytania, ich tekst zajmuje różny czas. Wzorcowym językiem był polski i odczytanie tekstu przez naszych lektorów. Pozostałe nagrania są krótsze. Większą rolę odgrywa warstwa dźwiękowa. Warto zwrócić uwagę na sposób usytuowania wzajemnego tekstu i obrazu, a także muzyki czy znaczących efektów. Nigdy kilka zdarzeń nie pojawia się jednocześnie. Zawsze coś musi być pierwsze, a coś po chwili. Dajemy widzowi szansę obejrzenia obrazu, czy przeczytania fragmentu treści, a dopiero potem podajemy tekst lektorski. Nie jest to udźwiękowienie realistyczne, a raczej wspomagające emocjonalnie.
Klasykiem był dla mnie brytyjski dokument Pieśń Cejlonu (reż. Basil Wright, 1934) z muzyką, a właściwie opracowaniem dźwiękowym i znakomitym komentarzem analitycznym Waltera Leigha, co przytacza w książce Na ścieżce dźwiękowej Alicja Helman:
każdy dźwięk w filmie musi mieć określone znaczenie, a wszystkie inne są zbyteczne. Dlatego efekt każdego dźwięku musi być przygotowany i przemyślany.