O Hunach i innych takich raz jeszcze

You are currently viewing O Hunach i innych takich raz jeszcze

Wspomnienia spacerów po pięknych wyspach Laguny weneckiej skłoniły mnie do kolejnej refleksji na temat Hunów. Może dobrze, że wybierali się do Konstantynopola i lekko straszyli mieszkających nad Adriatykiem tubylców. Konstantynopol, mocno nie ucierpiał, za to gdyby nie Hunowie, nikt by tych ludzi nie zmusił, żeby ze stałego i pewnego lądu przenieśli się na lagunowe wysepki, które przez morze traktowane są z lekka gorzej. A tak mamy festiwal filmowy, biennale, kurort dla bogaczy, rezerwat ptaków, szkło barwione, żyrandole i koronki, a przede wszystkim samą przepiękną, chociaż zatłoczoną Wenecję dla wszystkich, a wiec także Canaletta, Marco Polo, Casanovę, Monteverdiego, operę, konserwatoria, pierwszą drukarnię nutową…. Aż trudno wymyślić co byśmy mogli stracić, gdyby nie najazdy Hunów i innych takich. Każdy jest tak pożyteczny jak potrafi, albo na swój sposób.

Hunowie pojawili się w Europie na początku V w. i na terenie Węgier powstało państwo obejmujące różne ludy Europy pod ich przewodnictwem. Oczywiście nasza wiedza zarówno o nich jak i tym co się działo w całej Europie, jest bardziej niż ażurowa. Historycy przeszukują źródła, ale więcej jest w tym dedukcji i przypuszczeń niż faktów. Podobno pierwsze wyprawy Hunów pod wodzą Uldina na cesarstwo wschodnie odparto. Hunowie po swojemu sprawdzili siły i stwierdzili, że muszą być przeciwnikiem groźniejszym, żeby potraktowano ich poważnie. I tak się stało. Już w 430 r. zawarto układ z ich królem Ruasem i płacono za spokój. Ale cały czas zdarzały się konflikty, szczególnie o zbiegów z ich ziem, a także uciekających z niewoli Rzymian, bo wszystkim ludzi do pracy brakowało. Stąd wyprawy Hunów także aż nad Adriatyk. Sami ścigali należnych im uciekinierów, czasem sobie coś złupili i jeszcze znaleźli przy okazji dodatkowych robotników.

Kiedy władzę objęli Bleda i Attyla, podpisany układ już był dla Rzymian znacznie mniej korzystny, co pokazuje, że koczownicy stali się potęgą, a cesarstwo wschodnie szło na ustępstwa. Hunom i tak było mało, więc w 441 r. zerwali układ, pod pretekstem nieregularnych wpłat i niedokładnego zwracania uciekinierów. Spustoszyli kilka prowincji, jak to Hunowie, i dotarli nad Bosfor, ot tak, żeby popatrzeć na Konstantynopol i wszystkich trochę przestraszyć. To pewnie wtedy odwiedzili tak dokładnie wybrzeże Adriatyku sąsiadujące z dzisiejszą Wenecją, dwa razy, bo przecież tamtędy także wracali. Rzymianie pospiesznie zawarli pokój z Persją i wycofali swoja flotę z walki, jaką cesarstwo zachodnie prowadziło z Wandalami. Na szczęście Konstantynopol miał porządne mury, które wybudował Antemiusz rządzący de facto za małego Teodozjusza (panował 408 – 450), a w znakomitym stanie utrzymywał jego następca Cyrus. Nie mniej daniny na rzecz Hunów odtąd były jeszcze większe, a nawet nad miarę uciążliwe dla ludności, co nie było objawem wielkiej siły imperium, a nawet wręcz przeciwnie. Hunowie w wolnych chwilach pustoszyli Ilirię i Trację, co dodawało całej sytuacji powagi.

W 445 r., Attyla pozbył się Bledy. Nie wiemy jak, ale jak mawiano w Wiedźminie wyeliminowano go ostatecznie. Bleda był narażony wielu osobom (podobno jednej z licznych bratanic, której sponiewierał matkę) i od Attyli miał chyba mniej wdzięku. Ponowna wyprawa pod Konstantynopol odbyła się w 447 r. i to wkrótce po wielkim głodzie i silnym trzęsieniu ziemi. Na szczęście mury odbudował następny przytomny zarządca – Konstantyn, a więc znowu spustoszono wybrzeże Adriatyku, a Konstantynopol pozostał niezdobyty. O tym pisze w swojej kronice z VI w. Marcelinus wymieniając kilka największych zagrożeń i klęsk, jakie spotkały jego miasto w V w. A więc trzęsienie ziemi i najazd Hunów.

W pewnym momencie Hunowie nieustająco domagali się kolejnych darów, które Rzymianie, ze strachu, składali. Pojawiło się bowiem również zagrożenie ze strony Persów, Etiopów i Sacenów. Grasowali też Wandalowie, którzy dotychczas raczej zagrażali cesarstwu zachodniemu. Ale sama nazwa zobowiązuje. W końcu wiemy co może zrobić taki wandal. A Wandal z Hunem? To jak mieszkanie po urodzinach lub imieninach dziesięciolatka. Tak nam się przynajmniej wydaje, bo podobno Wizygoci byli jeszcze gorsi, a nikt ich tak jak Hunów i Wandalów nie wyróżnił.

Jako posłańcy na dworze Attylli przebywali m.in. historyk Priskos i jeden z bohaterów książki Parnickiego Śmierć Aecjusza – Maksymilian. Obaj pojawiają się też w Mieczu Attylli, tylko Bleda traci tam życie z rąk bratanicy, co w związku z naszą bardzo niepełną wiedzą jest możliwe. Attyla wysyłał posłów do cesarstwa wschodniego (przypominając o należnych prezentach), a Rzymianie, chyba z głupoty, próbowali tych ostatnich przekupić i skłonić do zabójstwa Attylli, co się oczywiście wydało. Na wylewne pozdrowienia, nieznającego spisku Maksymiliana, Attylla miał odpowiedzieć – Niech Rzymian spotka to samo, czego i mi życzą. Od Priskosa wiadomo, że barbarzyńcy sprowadzali uczonych mężów, byli wykształceni, oczytani, znali języki, w tym łacinę, Attylla np. czytał mapy, wiedział też w wielu sprawach więcej niż Rzymianie. Miał dobry wywiad. Jego wojsko było świetnie wyszkolone i uzbrojone, zdyscyplinowane, bezwzględne i bitne.

Na przełomie 449/450 Attylla, w stosunku do cesarstwa wschodniego, złagodniał, ale tylko dlatego, że planował już wyprawy na zachód. Wysłał jeszcze posłów do Marcjana (panował 450 – 457) po kolejne dary, ale wrócili z niczym i nie było żadnego odwetu. Za to cesarstwo wschodnie nie wspomogło cesarstwa zachodniego, kiedy tam wyprawił się Attyla, dopóki nie uznano ich nowego cesarza (zażądał tego Aecjusz) i o pomoc nie poproszono. Wtedy naprawdę uratowali Rzym przed zgubą. Na zachodzie panował wtedy Walentynian III (425 – 455), ale rządzili jego matka Gallia Placydia i wodzowie Aecjusz, Bonifacjusz i Feliks. Aecjusz wiele lat spędził w królestwie Hunów, jako zakładnik z dobrego rodu. Znał ich język, zwyczaje, uzbrojenie i sposób walki. A walcząc w Galii, miał w swoich wojskach formacje Hunów. Aecjusz najpierw pozbył się Feliksa, a kiedy jego karierze zagroził Bonifacjusz, wyruszył na niego wraz z Hunami. Został pokonany i wtedy schronił się w ich królestwie. Bonifacjusz wygrał, ale zmarł od ran, a więc Aecjusz z hordami swoich przyjaciół w 433 r. zagroził Rzymowi. Dostał to, czego sobie życzył i nawet zmusił do ustępstw Wandalów, którzy się chyba Hunów przestraszyli. Natomiast Rzymianie znów próbowali zwalczyć dżumę cholerą.

No, na dobre im to nie wyszło. Attyla w 449 r. był już gotów do wojny z cesarstwem zachodnim i potrzebował zaledwie pretekstu. Była nim rzekoma propozycja małżeństwa od siostry cesarza, Honorii Augusty, którą cesarz dotychczas trzymał w klasztorze, a teraz natychmiast wydał za mąż za jednego z senatorów. Attylla wysłał dwa poselstwa z żądaniem wydania cesarzówny i połowy ziem cesarstwa zachodniego jako jej posagu. Kiedy tak się nie stało, Hunowie ruszyli w 451 r. od północy na Galię, nie bacząc na przyjaźń z Aecjuszem. Aecjusz rzeczywiście się zdziwił. Zaskoczony ruszył na ratunek, po drodze dogadując się z królem Ostrogotów i z kolei zaskoczył Hunów zbierających łupy i jeńców w Orleanie. Tak doszło do bitwy na polach Katalaunijskich, opisywanej w Mieczu Attylli, do której to bitwy wielokrotnie nawiązuje też Aecjusz u Parnickiego. Precyzyjnie wiadomo, że było to gdzieś nad Marną.

Attylla bitwę raczej przegrał. Nawet kazał sobie przygotować stos z siodeł, żeby w razie śmierci w boju go spalono, nie oddając ciała przeciwnikowi. Wojsko Hunów było zbyt zdziesiątkowane, zmęczone i wycieńczone już od dłuższego czasu trwającą wyprawą, aby podjąć bój kolejnego dnia. Natomiast Rzymianie nie przypuścili decydującego szturmu. Dlaczego? Może takie były zwyczaje, że fajniej jest gonić króliczka, niż go dopaść. Często zastanawiamy się, dlaczego po Bitwie pod Grunwaldem Władysław Jagiełło nie pogrążył ostatecznie Krzyżaków, a to mógł być ten sam system. Są też teorie, że Aecjusz bał się, że jak rozniesie Hunów w pył, to najsilniejsi staną się Wizygoci, a ich się bał. Został uznany za zwycięzcę i otrzymał kolejne godności. Sukces wydawał się pełen, ale finał jest znany. W 452 r. Attylla wdarł się do Italii przez Alpy, a ludność znad Padu schroniła się znów na wysepkach i to dało już ostateczny początek Wenecji. Była to już kolejna fala uciekinierów, a więc rzeczywiście, jak podają w przewodnikach po tej okolicy, pochodzenie ludności było różnorodne. Może stąd tylu wspaniałych artystów i nietuzinkowych postaci?

Attyla musiał się znowu wycofać, bo zbliżało się więcej rzymskiego wojska, a ponadto jego żołnierze byli zmęczeni i chorowali. Zrobił to po mistrzowsku, ulegając pozornie prośbom biskupa Rzymu Leona, którego przysłano z poselstwem i zagrażając, że jak nie dostanie Honorii Augusty i posagu to on tu jeszcze wróci. Rok później Attyla w nieznanych okolicznościach zmarł, a jego państwo rozpadło się na tysiące kawałków. Attylla miał liczne żony i mnóstwo potomstwa, które samo mogło by stanowić duży oddział wojska. Po jego śmierci wszyscy się pobili, a to było zaproszenie do buntu dla podległych Hunom plemion. Ostatecznie Hunowie wycofali się na daleki wschód, a w dolinie Padu i okolicach pozostały ludy germańskie.

Honoria Augusta, to kolejna historyczna postać z kart powieści Parnickiego, a korzystając z naszej niewiedzy historycznej, tym razem okazuje się, że ma tajemne dziecko, ze swym kochankiem Eugeniuszem (także historycznym), którego zamordowano. To dziecko, dziewczynkę, udało się uratować, mimo, że z cesarskiego rozkazu miała być uśmiercona natychmiast po urodzeniu. A rzecz cała dzieje się w Konstantynopolu, bo tam ją zamknięto w klasztorze. Był to pomysł Galli Pulcherii, kobiety religijnej, która w ten sposób chciała chronić syna przed ewentualnymi pretendentami do cesarstwa, a takim mógł być jego szwagier.

Wszystkie te wydarzenia poderwały znacząco autorytet Aecjusza, a na dworze odżyły knowania przeciwko niemu. Wspomagał je król Wandalów, który chciał swego syna ożenić z córką Walentyniana. Taki sam pomysł miał Aecjusz, no i musiał zginąć. Wystarczyło przekonać cesarza, że zawiązał spisek i planuje zamach na jego życie. Cesarz zabił go osobiście w ramach audiencji. Nie pogodzili się z takim obrotem sprawy żołnierze, a więc sam cesarz żył tylko kilka miesięcy dłużej. Zabili jego i głównego doradcę Herakliusza w czasie ćwiczeń wojskowych na Polu Marsowym. W ten sposób zginęli w krótkim czasie wszyscy główni rozgrywający.

Walentynian nie pozostawił po sobie męskiego potomka, ani zięcia. Zabójcy cesarza przekazali konia i diadem senatorowi Petroniuszowi, a on je przyjął co oznaczało, że przyjmuje władzę i uznaje spisek, a pośrednio, że był jego inspiratorem. Oczywiście jak było naprawdę nie wiemy, bo nie zachowały się dokumenty. Możliwe, że zabójstwa dokonali sami żołnierze, a Petroniusz przyjął godność bo uznał, że mu się należy. Nowemu cesarowi wroga była armia, która wolała na tym miejscu jakiegoś wodza. Niechętni byli senatorzy, bo przecież każdy z nich był tak samo godny. Opinia publiczna była wstrząśnięta tym, co się stało. Petroniusz błyskawicznie ożenił się z wdową po cesarzu Eudoksią, a przyrzeczoną Wandalom Eudokię wydał za swego syna. I to musiało się źle skończyć.

Flota Wandalów stanęła w 455 r. u ujścia Tybru i w kierunku Rzymu ruszyło wojsko złożone z Wandalów i Maurów. Kto mógł uciekał z miasta. Także próbował tej sztuki cesarz, ale został złapany, rozdarty na strzępy i utopiony w rzece. Oczywiście opanowano opustoszały Rzym bez trudności. Całkowicie go splądrowano i ograbiono. Pojmano trzy cesarskie kobiety i Eudokia wyszła za maż za wandalskiego królewicza. Natomiast nic nie zniszczono, ani nie spalono. Czyli zła sława Wandalów może jest jednak przereklamowana. W końcu jak Wizygoci w 410 r. wpadli do Rzymu to z tego zwiedzania pozostał kamień na kamieniu. Oczywiście nie mamy żadnego źródła historycznego, które mogło by to wszystko dokładnie potwierdzić, a więc gubimy się w domysłach i fantazjujemy. Pewne jest, że był to koniec świetności starożytnego miasta, kolejne lata trwała już tylko agonia. Z wiadomości przyjemniejszych faktem jest powstanie kolejnych zasiedleń, od których wywodzi się Wenecja i jej laguna.