Laguna wenecka a najazd Hunów

You are currently viewing Laguna wenecka a najazd Hunów

Rozciąga się w północno-wschodniej części Włoch. Ma 52 km długości i 8 do 14 kilometrów szerokości. Połowę stanowi część martwa, a więc trwała, ale druga połowa to teren podlegający ciągłej cyrkulacji wody, przypływom i odpływom…, a więc mało stabilny. Oczywiście piszę o  Lagunie Weneckiej, która w 1987 r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Zwiedzić najpiękniejsze wyspy laguny. Taki mam plan tym razem, bo przyznam, że należę do tej części turystów, której tłok w Wenecji bardzo przeszkadza, a mój zachwyt jest znacznie większy, kiedy już bez tego nadmiernego towarzystwa oglądam zdjęcia czy piękne obrazy I Vedutisti Veneziani. Każda z wysp ma inny charakter, a także swoje atrakcje. Na największej, a raczej dwóch przedzielonych (Rialto i Olivolo) Canale Grande leży sama Wenecja.

Drugą co do wielkości, po Wenecji, jest wyspa San Erazmo i niewiele jest tu zwiedzania. Ziemia jest żyzna, a więc ta wyspa to warzywniak Wenecji i okolic. Jest tak stara jak pozostałe. Są kościoły i fortyfikacje, a także gustowna wieża. Najstarsze zabudowania powstały w VIII w., ale oczywiście były przebudowywane, rujnowane, burzone, a teraz są odrestaurowane. Miejsce początkowo przeznaczono na pustelnię, potem przywieziono relikwie Erazma, który broniąc chrześcijaństwa zginął męczeńską śmiercią i powstał kościół.

Najsłynniejsza z wysp, należących do szeroko pojętego miasta to Lido, miejsce Bienale i najstarszego festiwalu filmowego. Lido razem z bratnią Pallestriną to dwie podłużne mierzeje i naturalna tama, chroniąca miasto przed działaniem otwartego morza. Wzdłuż obu wysp ciągnie się pas kamiennych zapór czyli murazzi. Z Lido jest związana fascynująca powieść Tomasza Manna Śmierć w Wenecji i jaj słynna ekranizacja, jaką w Wenecji i na Lido nakręcił Luchino Visconti. Plenery i dekoracje były właściwie gotowe, a może to słynna plaża wygląda jak filmowa dekoracja? Mnie Lido zawsze będzie kojarzyć się z Adagietto z 2 cz. V symfonii Gustawa Mahlera, a może z całą jego dekadencką i niezwykle przejmującą twórczością.

Pallestrina, poza bliskim pokrewieństwem ze znanym kompozytorem jest słynna z rezerwatu przyrody Ca’ Roma, w którym znajduje się siedlisko ptaków wodnych. Na poważnie, Giovanni Pierluigi da Palestrina, kompozytor włoskiego renesansu, jak samo nazwisko wskazuje, urodził się w mieście o takiej nazwie (przez jedno „l”), ale niedaleko Rzymu i nigdy się tak daleko, jak do Wenecji, nie zapuszczał. Bo przecież nie Hun.


Natomiast Wenecja to miejsce urodzenia Giacomo Casanovy. Rodzice byli aktorami. Dwaj bracia zostali znanymi malarzami, jeden w Paryżu, a drugi w Dreźnie. Sam słynny łowca serc jako dziecko uchodził za niedorozwiniętego, lecz pewnego dnia czarownica z wyspy Murano, uleczyła jego krwotoki z nosa i życie stało się piękne. Warto więc odwiedzić Murano, bo może przypadkiem i mnie się inteligencja jakoś rozwinie, a i uroda poprawi. Casanova opisał swoje, wyczyny i dokonania, barwnie i osobiście, ale stał się też bohaterem i tematem mnóstwa dzieł literackich i muzycznych. Trudno odsiać kłamstwo od prawdy w jego burzliwym i awanturniczym życiu. Choć wiadomo np. że kiedy odwiedził po latach do Wenecję, inkwizycja osadziła go w rodzinnym mieście w I Piombi, czyli ciemnej celi pod ołowianym dachem Pałacu Dożów, skąd podobno uciekł, własnie przez dach. Zawsze można postać w tym miejscu placu Św. Marka i pomedytować o wielkim kochanku Europy. 

Casanova, mógłby również zostać patronem prezerwatyw. Był ich wielkim propagatorem, co także przydaje Wenecji blasku. Miały działać antykoncepcyjne i zapobiegać chorobom wenerycznym. Z tym drugim nie wyszło. Casanova zaraził się od którejś z dam rzeżączką, o czym także napisał. Casanova stał się jednak przede wszystkim inspiracją dla wielu dzieł. Jego literackim odpowiednikiem jest Don Juan, który na pewno nigdy nie istniał. Inne wspaniałe utwory oparte na jego prawdziwych i zmyślonych losach: opery Don Giovanni W.A. Mozarta i Casanova Ludomira Różyckiego, operetka Casanova Ralfa Benatzkyego, filmy Il Casanova di Federico Fellini z Donaldem Sutherlandem (1976), Powrót Casanovy (reż. E. Niermans, 1991) z Alainem Delonem, czy komedia romantyczna Casanova (reż. L. Hallstrom, 2005), która otrzymała złotą szpulę, za najlepszy montaż muzyki filmowej, a więc także z opracowanie muzyczne filmu. 

Murano wygrywa konkurs na najmniej odwiedzane miejsce, w okolicach Wenecji. Tu znajdujemy ciszę i spokój, a przede wszystkim małe manufaktury w których powstają cudeńka z barwionego szkła. Szkło po porcelanie to moje kolejne zauroczenie. Tylko, że ja jestem wierna kobaltowi, a więc moje naczynia wszystkie mają piękny głęboki granatowy kolor. Mienią się te niebieskości w słońcu, odbijają w wieczornych lampach, kiedy świecą. Szkło na wyspie jest wielobarwne, a poza naczyniami przede wszystkim są to fikuśne figurki i bajecznie mieniące się, słynne żyrandole. Nie wiem, czy te żyrandole do końca mi się podobają, na pewno nie marzę, aby zdobiły mój dom, ale spotykam je u wielu moich zamożnych i najczęściej zagranicznych znajomych. Może to oznaka statusu? Murano, tak naprawdę składa się z 7 wysp połączonych kanałami, a więc tak jak w Wenecji, łączy je wiele pięknych mostów. Nad spokojem miast czuwa marmurowa latarnia morska. Istnieje od wczesnego średniowiecza, tylko wtedy była drewniana.


Wenecja to także koronki. Charakterystyczne duże kwiaty rozrzucone na misternej pajęczynie. Produkowano je już w średniowieczu w klasztorach, ale dopiero w XVI w. powstała metoda Punto in aria, a więc wiązania koronki przy pomocy igły i nici. Ta metoda pochodzi z kolejnej wyspy – Burano. Na niej także jest przyjemnie i cicho, a to tylko 11 km na północny wschód od gwarnego miasta. Istnieje tu do dziś, otwarta w XIX w., szkoła i muzeum koronkarstwa. Mieszczą się w gotyckim pałacu na Piazza Gallupi. Muzeum koronek oglądałam już wcześniej w Mediolanie i chyba ono było bogatsze w eksponaty. Niestety koronki nie są trwałe, a więc to, co się zachowało, pochodzi z ostatnich 200 lat. 


Teraz nawet na wyspie sprzedaje się produkcje z Tajwanu czy Chin. Wykonanie obrusa zajmuje blisko trzy lata, a więc jest to drogi nabytek. Bardzo lubię koronki, a moje okna zdobią wzory wykonane polską techniką, ręcznie tkane koronki klockowe lub pracowicie zrobione na szydełku. Nie są gorsze od miejscowych, oryginalne i dużo tańsze, a poza tym sama umiem je wykonać i nie trwa to trzy lata. 


Jest jeszcze kościół Chiesa di San Martinio, z krzywą wieżą, może nie aż tak jak w Pizzie, ale jednak. Ciekawe, że Burano zachowało swój wiejski charakter, prostej rybackiej osady. Domki są niewielkie, malowane na ostre różnorodne kolory. Podobno pomagało to rybakom trafić z morza do domów. Pomiędzy nimi wciśnięte pozostają stragany z koronkami (pewnie chińskimi) i sklepy bądź małe barki z rybami i owocami morza. Szkoda, że na te ostatnie mam uczulenie. Burano to także tak naprawdę kilka połączonych wysp, z których największa to Mazzorbo. Z nią centrum Burano łączy przepiękny most.


Torcelloto to kolejna z wysp na której schronili się mieszkańcy Altino i okolic przed najazdem barbarzyńców. Schronili się skutecznie, bo po Altino nie ma śladu, zostało zniszczone i splądrowane, a wyspy przetrwały i to w całkiem niezłym stanie. Podobnie jak mieszkańcy i ich dobytek. Specjalizacja wyspy to obróbka wełny, a więc tkactwo. Obecnie miasteczko podupadło. Zaludnienie można uznać za niewielkie. Mieszka tam ok. 20 osób. Jest za to cisza i spokój i jak zwykle trochę zabytków, głównie kościoły. Wieża góruje nad wyspą i stanowi znak rozpoznawczy. Na skwerze stoi kamienne siedzisko. Według legendy był to tron Attylli, czyli króla Hunów. Nie może być to prawdą, bo najeźdźcom nie udało się dostać na wyspy. Nie mieli floty.


Ciągłe nawiązywanie w historii wysp do najazdu barbarzyńców wskazuje jednoznacznie, na wieki IV i V. I byli to przede wszystkim Hunowie, którzy wybrzeżem przejeżdżali wielokrotnie do i spod Konstantynopola, a także spod Rzymu. Oczywiście potrzebowali żywności dla wojska, noclegów i łupów. Ten tajemniczy lud, przybył do Europy z dalekich stepów Azji i osiedlił się w Panonii, czyli na terenach obecnych Węgier i Rumunii. Prowadził życie koczowników, a więc niewiele po nich zostało zabytków kultury materialnej, czasami znajdywane są jeszcze miejsca pochówku, bo nie są to ani grobowce, ani cmentarzyska. W V w. podobno budowali warownie i okazałe siedziby dla władcy, ale z drewna. Znali łacinę, byli piśmienni, a nawet jak na tamten czas wykształceni. 


Dzicy, bezwzględni, krwiożerczy. Świetnie wyszkoleni, znakomicie uzbrojeni. Górowali tym nad współczesnymi im Rzymianami. Konstrukcję łuku wzmocniono kością słoniową, mistrzami byli też ich miecznicy. Główna legenda Hunów opowiadała o świętym mieczu, po którym imię dostał nieustraszony Attylla. Pod koniec IV w. spustoszyli Armenię, Syrię, Palestynę, Mezopotamię. Klęskę ponieśli dopiero w Persji i wtedy wycofali się na Step Pontyjski. Nie mniej pewna ich grupa znalazła się nad Dunajem i spustoszyła Trację. Nigdy nie okupowali zdobytych terenów. Wracali z łupem do siebie.


Zwykliśmy wszelkie pobojowiska (bałagan w pokoju dzieci) określać „najazdem Hunów”, ale nasza wiedza o nich jest bardziej niż skromna, tak jak o całym okresie pomiędzy starożytnością, a średniowieczem. Kiedy to odkryłam natychmiast, nie bacząc na obowiązujący program historii, postanowiłam właśnie się tymi ciemnymi dla nas wiekami zainteresować i zostało mi to do dziś. Jedyne opisy pochodzą od Priskosa z Panium, który jakiś czas przebywał na dworze Attyli w V w. Jest on jednym z bohaterów znakomitej powieści Davida Gibbinsa Miecz Attylli. Gibbins to jednocześnie uczony, archeolog, specjalista od historii sztuki rzymskiej, historii starożytnej i historii wojskowości. Jego książki łączą fabułę z rzetelną, udokumentowana wiedzą, a więc są wyjątkowo pasjonujące i sprzedają się w milionach egzemplarzy. Tłumaczone są na kilkadziesiąt języków. Najczęściej dotyczą okoliczności i przebiegu wielkich bitew (cykl Total War). Kulminacyjnym punktem Miecza Attylii jest bitwa na Polach Katalaunijskich, prawdopodobnie na terenie Szampanii. Niezależnie powstają książki i publikacje stricte naukowe, a autor w swojej dziedzinie ma tytuł doktora nauk. Attyla przegrał tę bitwę, ale jego wojska nie zostały rozbite. Wracając pustoszył kolejne tereny, przez które przemieszczała się jego armia. Rok później zaatakował rzymian znowu.

Kroniki Priskosa zachowały się tylko we fragmentach, ale na całą jego kronikę powołuje się 100 lat później Joriades z Konstantynopola w swojej Historii Gotów. Obaj piszą o tych działaniach Hunów, które dotyczą ataków w kierunku wschodnim. Znani nam władcy Hunów z tego okresu to Ruga (+434), Bleda (+444) Attyla (+453) i Oktara. Mszcząc się za śmierć tego ostatniego Hunowie zniszczyli Wormację, co opisano pięknie w Pieśni o Nibelungach, a co dla budowania mitu założycielskiego swojej nacji wykorzystał R. Wagner. 

Przez pierwszą połowę V w. oba cesarstwa rzymskie płaciły Hunom straszliwą kontrybucję, co i tak nie chroniło dalszych od Rzymu i Konstantynopola okolic. Wyprawa do Konstantynopola zakończyła się dla Hunów obejrzeniem fortyfikacji, na które Hunowie nie znali metody. Co zniszczyli po drodze, to ich. Attyla, prawdopodobnie, tak jak ja pragnął zobaczyć wyspy laguny, chociaż te były jeszcze biedne i mało zorganizowane, ale Hunowie nie mieli floty morskiej, a więc wycieczka, mimo kilku prób, nie udała się. No, być może chcieli tam dopłynąć w innym celu niż ja, a więc dla uciekinierów którzy dostali się na wyspy, historia potoczyła się korzystniej.