James Joyce taką opinię wyraził na temat tego kompozytora: „To jedyny artysta, który żył w Trieście i którego imię znane będzie jeszcze po upływie stulecia”. Oczywiście Joyce’a można posądzać o kumoterstwo, bo dwaj panowie sąsiadowali ze sobą przy Largo Barriera Vecchia, ale z kolei przy rozlicznych Joyca przeprowadzkach sąsiadów musiał mieć sporą ilość. Zatem prawdopodobnie cenił go naprawdę. Podobno kiedy Joyce próbował przedsięwziąć karierę śpiewaczą debiutował na deskach Teatro Verdi właśnie w przedstawieniu tego kompozytora. O kim więc mowa? Na dodatek upłynął mniej więcej jeden wiek od czasów tychże wydarzeń, więc powinniśmy celebrować okrągłą rocznicę. Czy proroctwo Joyce’a się sprawdziło? O kogo tu chodzi? Otóż naszym bohaterem jest Antonio Smareglia. Żadnych braw ani „ochów” nie słyszę… Sprawdziłam, nie występuje w żadnej muzycznej encyklopadii polskiej a i w wersji włoskiej wzmianka jest o nim szczupła. Los nie był mu więc przychylny, czas obszedł się z nim po macoszemu.
Działał na przełomie XIX i XX wieku. Za życia zaznał wielkich sukcesów. Z inicjatywy Brahmsa w Wiedniu wystawiono jego operę „Wasal z Szigethu” przyjętą z zachwytem przez publiczność i krytykę. Na premierę „Wesela na Istrii” w weneckim teatrze La Fenice przyjechał Puccini i entuzjazm jego nie miał granic, w Mediolanie operę „Oceana” dyrygował Toscanini. Znano go i wystawiano w Mediolanie, Trieście, Pradze, Dreźnie, Wiedniu, Nowym
Jorku.. Do czasu.
Smareglia urodził się w 1854 roku na Istrii, tym rąbku ziemi gdzie splatały się i krzyżowały różne języki, kultury i tradycje. Rodzice obydwoje pochodzili z Istrii, tyle tylko, że ojciec Antonia był Włochem a matka Chorwatką. Powodziło im się dobrze, ojciec posiadał ziemię, grał w amatorskiej orkiestrze dętej i trosk większych nie miał. Zatem nie stanowił
problemu fakt, że młody Antonio prawie co rok zmieniał szkołę przeskakując z Dignano do Fiume (Rijeka), Capodistri (Koper) i Pisino. Wykazywał zdolności matematyczne. W Gorizii próbował pójść do szkoły średniej, w Grazu zapisał się jako wolny słuchacz na politechnikę. Ale jego niespokojny duch i trudności w zaakceptowaniu reguł i tu mu przeszkadzały. W wieku 16 lat odkrył muzykę, zaczął pobierać lekcje fortepianu i wreszcie odnalazł swoje powołanie. Wrócił do domu bez dyplomu, ale już w rok później przeniósł się do Mediolanu, gdzie po czterech latach studiów udało mu się nie ukończyć Konserwatorium. Nie mniej jednak w międzyczasie stał się uformowanym muzykiem, kompozytorem, którego pierwsze utwory wzbudziły zainteresowanie i spotkały się z przychylnym przyjęciem ze strony krytyki i publiczności. Zajął się z entuzjazmem operą. Debiutował z sukcesem w Mediolanie operą „Preziosa” w 1879 roku a wkrótce po niej nastąpiła nowa premiera,”Bianca z Cervii”. Słychać w tych dziełach wyraźne wpływy Verdiego a sam Smareglia po latach uznał obydwie opery za „grzechy młodości”.
Mniej więcej w tym czasie na scenie muzycznej Włoch pojawiły się dzieła Richarda Wagnera. Wstrząsnęły muzycznym światem, podzieliły go na zwolenników i przeciwników, na obóz wielbicieli jego stylu i opozytorów, wiernych Verdiemu. Smareglia zafascynował się Wagnerem i poddał się jego wpływowi. W dojrzałej twórczości słychać to w instrumentacji, w sposobie traktowania partii wokalnych, konstrukcji dramaturgicznej. Jego „Wagner” jest jednak odmienny od oryginału, znacznie bardziej śródziemnomorski, zanieczyszczony przez bel canto… To naprawdę ciekawa muzyka. Osobiście widziałam i słyszałam w Teatro Verdi w Trieście, pod koniec lat osiemdziesiątych, „Malarzy flamandzkich”, operę pełną liryki i barw, ponieważ na terenach, które Smareglia uznawał za swoją ojczyznę o nim się pamięta. Na
YouTubie znalazłam sporo wykonań co ważniejszych jego dzieł dokonanych przez artystów z północnych Włoch, Słowenii i Chorwacji. Jest właśnie „Wasal z Szigethu” w wersji koncertowej (2020), chyba jedyna opera, gdzie narzeczony bohaterki wierzy jej, że została uprowadzona, znarkotyzowana i zgwałcona wbrew własnej woli i nie potępia jej za zdradę…
Wracam do chronologii.
Wenecja 1887, premiera opery „Król Nala”. I pierwsza wpadka. Operę wygwizdano, szybko zeszła z afiszu. Mówiono po cichu, że bojkot został zorganizowany przez Giulio Ricordi po kłótni za Smareglią, który charakter miał porywczy i bardzo trudny. Mieć za wroga wpływowego wydawcę muzycznego – to się mści. Smareglia partyturę zniszczył, potem
fragmenty włączył do „Malarzy flamandzkich”. Wkrótce sukcesy jednak wróciły wraz z „Wasalem z Szigethu” i „Cornillem Schutem” przerobionym później właśnie na „Malarzy flamandzkich”.
Najbardziej popularnym dziełem Smaregli stało się „Wesele na Istrii”. To w nim popisywał się Joyce – śpiewak. Po roku 1894 Smareglia osiada na stałe na swojej Istrii a później w Trieście. I wraca do folkloru, do tradycji i motywów z dzieciństwa, do wspomnień o matce. I to się podoba, jest w tym świeżość i autentyzm. Wystawienia mają miejsce w
Wiedniu, Pradze i Berlinie, ale we Włoszech dopiero po dziesięciu latach od premiery.
Po czym Smareglia znów popełnia błąd dając się wciągnąć do przedziwnego projektu teatru synkretycznego, udziwnionego, teatru poezji, wraz z literatem Silvio Benco. Pisze operową trylogię, pełną tajemniczości, atmosfer mistycznych i fantastycznych. Pierwsza opera „La Falena” i druga,”Oceana” napisana w tym stylu wzbudza zainteresowanie, wystawiana jest z sukcesem w Mediolanie (Toscanini). Ostatnią z serii, „Abisso”(Otchłań), dyryguje Tullio Serafin. Następne zaś podobne poczynania okazują się nieporozumieniem, wejściem w ślepą uliczkę i powodują kulturalną izolację kompozytora. Potem Smareglia traci wzrok. Dyktuje utwory synowi i uczniom. Po śmierci żony pisze muzykę religijną, utwory kameralne. Wykłada w konserwatorium w Trieście, zostaje jego dyrektorem honorowym.
Pod koniec życia przenosi się do małego nadmorskiego miasteczka Grado, gdzie w 1929 r. umiera.
Puccini operą jest oczarowany.
Można podać jako przyczynę niepowodzeń Smaregli kontekst historyczno-geograficzny. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej, kiedy powstały nowe państwa, zmieniły się granice i wpływy, zmieniły się także oczekiwania publiczności odnośnie sztuki. Nagle podziwiany w Wiedniu Smareglia zrobił się za bardzo włoski, we Włoszech zarzucano mu przywiązanie do tradycji niemieckiej, młode państwa słowiańskie miały inne problemy na
głowie związane z własną tożsamością… Smareglia kosmopolita stracił swoją publiczność.
Prawdziwą jednak przyczyną odtrącenia Smaregli kompozytora stała się plotka.
Otóż podczas wojny nasiliły się wpływy polityczne irredentystów, działaczy patriotycznych i wolnościowych. Postulowali oni konieczność dołączenia do Ojczyzny Włoch tych ziem, które znajdowały się pod „okupacją”, jak np. Triest należący do Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Smareglia jawnie i jednoznacznie opowiedział się przeciwko nim. W odwecie za to triesteński dziennikarz Stefani wymyślił i puścił w świat plotkę jakoby to Smareglia przynosił nieszczęście. Ponieważ była to oczywista niedorzeczność wszyscy w nią uwierzyli i artyści zaczęli odmawiać brania udziału w wykonaniach utworów Smaregli. Stefani po jakimś czasie zorientował się jakiego zła narobił, starał się plotkę „odkręcić” i mocno przepraszał, ale nic już nie dało się zrobić. Do tego stopnia, że jeszcze dziś znajomi muzycy mi o tym opowiadali bijąc się w pierś na potwierdzenie „szczerości” tej prawdy o pechu.
Ale mnie przyszła do głowy jeszcze jedna wątpliwość dotycząca nazwiska Stefani. Dla pewności sprawdziłam: ten Stefani z Triestu nie miał absolutnie nic wspólnego z naszym Janem Stefanim od „Krakowiaków i Górali”