W 1991 r., z dnia na dzień Stefan Kudelski odszedł z firmy, a stanowisko przewodniczącego i dyrektora naczelnego (CEO) Kudelski Grup przejął jego syn, André. Dla wszystkich było to ogromne zaskoczenie. Opowiadał mi znajomy, że jak zawsze po przyjeździe do USA na kolejną konwencję AES (Audio Engineering Society) pierwsze kroki skierował do stoiska NAGRY, aby przywitać się ze Stefanem. Panowie znali się od lat 60., współpracowali, przyjaźnili się zawodowo i prywatnie. Spotkanie z synem konstruktora całkowicie go zaskoczyło. Rozmowa był krótka i oschła. Właściwie należało się jak najszybciej ulotnić. Dowiedział się że ojciec jest na emeryturze i łowi ryby. Nie było to także zaproszenie do dalszych kontaktów.
Co się wydarzyło? Tłumaczy to trochę w książce swojej żony (Maria Anna Macura Nagrastory) sam konstruktor. Firma była na granicy bankructwa, a on sobie w zarządzaniem nie radził, tak że odmówiono mu dalszych kredytów. Dopiero przejęcie władzy przez syna, umożliwiło przyjęcie planu naprawczego. Firma musiała mieć jedno kierownictwo, a obecność jej założyciela, osoby o silnym charakterze, prowadziła do dwuwładzy. Na pewno nie było to aż tak proste (Stefan Kudelski określił to jako smutne), bo już nigdy stosunki pomiędzy ojcem i synem nie były ani dobre ani serdeczne.
Mówiąc o przyczynach zaistniałej sytuacji wynalazca rozpamiętuje czasy ogromnego rozwoju firmy i problemu z zarządzaniem tak wielkim organizmem. Bardzo długo była to firma dość rodzinna, gdzie sprawy bussinesowe mieszały się z hobby, czy sentymentem. Wiele osób pracowało od jej założenia, a szef każdego znał po imieniu i znał jego wartość. Znały się rodziny i właściwie wszyscy byli zaprzyjaźnieni.
Kiedy firma się rozrosła, pół amatorskie zarządzanie było nieefektywne, zajmowało zbyt wiele czasu i uniemożliwiało prace konstruktorskie, które Kudelski lubił najbardziej. Zatrudnił spotkanego po latach kolegę ze liceum, Francuza George’a Marquet’a, który dotychczas zarządzał oddziałem firmy sprzedającej komputery. Załoga nie przyjęła go jednak dobrze. Niektórzy wieloletni pracownicy odchodzili z firmy. Niestety zaufał mu szef. Marquet sprawiał wrażenie rzutkiego i rozsądnego człowieka, ale wymknął się spod kontroli i podjął szereg samowolnych i niekorzystnych decyzji (wycofał się ze współpracy Sony, tracąc dalekowschodni rynek). Nie poprawił spadającej sprzedaży, nie zapanował nad skutecznym działaniem marketingu. Współpraca wypadła raczej niedobrze.
Na pewno powodów było więcej, a jednym z nich była sama Nagra. Urządzenie bezawaryjne i niezniszczalne. Był to główny produkt oferowany przez firmę, cały czas unowocześniany i modernizowany. Na pewno po nowe, lepsze Nagry sięgali wielcy producenci i bogate wytwórnie, bo nowoczesny sprzęt był ich wizytówką i pokazywał wszystkim, zobaczcie w jakiej świetnej jesteśmy formie. Ale np. polska kinematografia dokupywała sprzętu bardziej niż oszczędnie. Pod koniec lat 70. z powodzeniem pracowała nadal w wielu sytuacjach (odtwarzanie playbacków) Nagra III NP, a Nagry 4.2 i IV L kończyły swoją służbę pod koniec XX w. Dokupywane były akcesoria, czy części zamienne, ale to nie stanowiło o obrotach firmy. Podobnie było w wielu innych krajach i wytwórniach filmowych. Rynek się nasycił.
Na potrzeby dźwięku, miał też wpływ ogólny stan danej kinematografii. Kiedy zaczynałam pracę (1976), część magnetofonów Nagra, miała możliwość sterowania silników kwarcem, ale kamer, z którymi mogły by współpracować było niewiele (Arriflex 35BL i 16BL). Dlatego najważniejszym elementem stał się zwieracz, maleńka śrubka, która takie sterowanie umożliwiała, lub uniemożliwiała. Nigdy nie zakupiono Nagry IV SL, która pozwalała zapisać na osobnych śladach sygnały z dwóch mikrofonów, lub sumy mikrofonów i mikroportów. Korzystałam z niej dwukrotnie (egzemplarz był własnością UMFC, wtedy PWSM), ale nagrywając muzykę w systemie AB.
Kiedy pojawiła się Nagra IV STC (z kodem czasowym), właściwie nie było w Polsce kamer filmowych, które taki kod mogły generować. Oczywiście były już kamery na taśmę magnetyczną (Betacame SP i Digital Betacame) i tu TC był przydatny, ale jakość zapisu obrazu mogła być wykorzystywana tylko w telewizji. Były to produkcje o niewielkich budżetach i sprzęt dźwiękowy raczej ograniczano (dźwięk zapisywano na kasecie z obrazem) niż uzupełniano o luksusowe elementy.
Z Nagrą IV STC miałam możliwość współpracy raz, w 1998 r. przy filmie Pan Tadeusz (reż. Andrzej Wajda) w taki sprzęt byli wyposażeni francuscy dźwiękowcy. Dla nas oznaczało to wożenie taśm z dźwiękiem z planu do Łodzi, bo tam stał magiczny (chyba jedyny) egzemplarz takiej Nagry w Polsce. Materiały przepisywano na kasetę DAT, a z niej (już w Warszawie) na taśmę 35 mm, bo obraz był montowany przez Wandę Zeman, jeszcze metodą tradycyjną, czyli z użyciem stołu montażowego, bo tak sobie życzył reżyser.
Później do wypisanych na kartce (wykorzystanych w filmie) dubli, dźwięk z DAT przepisywaliśmy po raz drugi do programu dźwiękowego (film był udźwiękawiany na systemach Spectral i ProTools) i ręcznie synchronizowaliśmy (już pozbawieni klapsów) z obrazem. TC był nam do niczego nie potrzebny (obraz korzystał z kamery Panavision, bez kodu), wystarczyłaby synchronizacja kwarcem, ale dzięki tej Nagrze mieliśmy odseparowane dwa ślady dźwięku.
Drugim powodem była konkurencja, a może niedocenienie przeciwnika. W czasach analogowych, Nagra biła wszystkich na głowę, a więc problem w zasadzie nie istniał. Pod koniec lat 50. XX w. swój magnetofon z pilot tonem na taśmę 6,35 cm wyprodukował Perfectone. Był większy, cięższy i miał mniejsze możliwości, czego nie rekompensowała niższa cena, a więc nigdy popularności Nagry nie osiągnął. W 1967 r. powstał Model Her 1000 Raport, ale przy porównywalnej cenie był od Nagry znacznie gorszy.
Sytuacja zmieniła się w latach 80. XX w. kiedy Philips z Sony opracowały technologię produkcji CD, a w 1986 r. pojawił się magnetyczny zapis cyfrowy dźwięku. Tak jak dotychczas korzystano z pamięci taśmowej zapisując dane dla komputerów, teraz cyfrową metodą zapisano dźwięk. I to był moment w którym wszyscy pytali: a co na to Nagra? Początkowo, nowe magnetofony (DAT), nie cieszyły się dużym zainteresowaniem, bo były drogie i zawodne, a zalety w postaci wiernej rejestracji ginęły, szczególnie w filmie, w trakcie dalszej obróbki nagrań.
Jednak od początku lat 90. Zaczęto je stosować co raz śmielej. DAT-y były stosowane w fonografii. Opracowano nawet specjalny zestaw do montażu dźwięku, bo na samych magnetofonach montować nie było można. W filmie dźwięk do montażu przepisywano do stacji komputerowych, na których filmy udźwiękawiano. Pojawiły się urządzenia przystosowane do nagrań na planie (porta dat), które polubili filmowcy oraz nowe formaty (ADAT i DTRS), które pozwalały na zapis wielośladowy.
Magnetofony cyfrowe, miały niewielkie gabaryty, były stereofoniczne, głównie kasetowe. Wyposażone w silniki sterowane kwarcem, a niektóre modele także w TC. Mogły być zasilane prądem, bateriami lub akumulatorami. Urządzenia zawodowe od amatorskich różniły się jakością użytych podzespołów, wytrzymałością i przeznaczeniem, a także ilością posiadanych funkcji, ale nawet te najprostsze mogły być użyte do nagrań na planie filmowym (Walkman SONY miał na planie Zemsty francuski operator dźwięku). Ich największą zaletą było bezstratne kopiowanie, czego nie gwarantował żaden sprzęt analogowy.
Cyfrowa Nagra DII, pojawiła się dopiero w 2003 r. Jak zwykle była wyśmienitej jakości, gwarantowała przetworniki 24 bit, próbkowanie do 96 kHz i dynamikę 110 dB. Była czterośladowa i współpracowała z TC. Do zapisu służyła specjalna taśma konfekcjonowana na szpulkach o średnicy 18 cm., podczas, gdy wszystkie magnetofony cyfrowe korzystały z kaset. Oczywiście była bardzo droga. Ja takiej Nagry nie widziałam nigdy, bo w międzyczasie pojawił się kolejny format – recordery twardo-dyskowe. Już w latach 90. XX w. paląca stała się potrzeba nagrań kilkuśladowych (4, 6, 8). Czasem nagrywano dźwięk na dwóch DAT-ach. Wożono też na zdjęcia magnetofony DTRS (8 śladów), a nawet komputery (nie było laptopów) z programami dźwiękowymi. Powszechnie wieloślady cyfrowe były stosowane w nagraniach muzycznych i rejestracjach koncertów.
Recoredery wyodrębniły się z programów dźwiękowych. Stały się ich prostszą wersją obejmującą głównie tę część, która dotyczy rejestracji. Produkowały je te same firmy i w tak samo dużym wyborze, jak poprzednio magnetofony cyfrowe. Atutem była ilość śladów (dla filmu 4 – 8, dla fonografii 8 lub 16 i możliwość łączenia modułów) niezależność od taśmy oraz pojemne dyski (40 – 80 GB) i możliwość ich szybkiego duplikowania np. na CD lub DVD, a obecnie np. pendrive. Odpowiedź firmy Kudelski Group znów była nieadekwatna. Nagra V była dwukanałowa, 24-bit, 96 kHz. Miała TC i dysk 2,2 GB. Dynamika 80 dB.
Natomiast znakomicie udały się Nagry reporterskie dla potrzeb radia, nagrań pomocniczych i amatorskich: Ares P, Ares C, Ares M, RCX 220. Wszystkie z pamięcią flash, zasilaniem bateryjnym, wejściami mikrofonowymi, TC i możliwościami montażowymi. Zapisują pliki skompresowane, najczęściej MPEG 2. Oczywiście tego typu recorderów jest na rynku wiele, ale i popyt jest ogromny.
Na rynku pojawiła się też, opracowana przez firmę NAGRA, rozbudowana platforma do współpracy na wielu stanowiskach montujących obraz i dźwięk. System Pyramix Virtual Studio pracuje na komputerze PC z systemem operacyjnym Windows. Korzystają z niej rozgłośnie radiowe i nasze Polskie Radio. Służy do wysublimowanych nagrań muzycznych. Może zapisywać dane we własnym formacie, lub w formacie akceptowanym przez system zewnętrzny. Czyta aplikacje ProTools, WaveLab, SADIE. Może wymieniać całe projekty z AVID i kopiować ścieżkę video.
Ten projekt to znak, że założona przez Stefana Kudelskiego w latach 50. Nagra (Kudelski Group) wróciła na szczyty i jest liczącym się na rynku przedsiębiorstwem. Tylko już nie jest na tych szczytach sama, bo urosła jej konkurencja. Poszerzono znacząco asortyment wytwarzanych produktów: są to także najwyższej klasy dekodery telewizji cyfrowej (od początku współpracuje z Canal+), wzmacniacze elektroakustyczne, różnorodne urządzenia elektroniczne klasy profesjonalnej i najwyższej jakości amatorskiej hi-fi, a nawet parkometry.