Zupa nic

You are currently viewing Zupa nic
Zupa nic, reż. Kinga Dębska

Już kiedy czyta się scenariusz takiego filmu, wiadomo, że łatwo nie będzie. Z jednej strony jest to film historyczny, ale z drugiej na tyle współczesny, że żyje wielu uczestników wydarzeń, które pokazuje. Oznacza to również, że czasy o których mówi utrwaliły się w pamięci nawet kilku pokoleń. Każdy pamięta inne szczegóły i inaczej, a wszystko zależy od tego, jaki to był moment w jego życiu. Ta pamięć jest zawodna i wielu przypadkach wyprowadza wspominających na manowce, ale wszyscy są przekonani, że zachowali w swojej wyobraźni, każdą z chwil, które minęły i wiedzą najlepiej jak było.

Tak jest przy każdym filmie z niedalekiej przeszłości. Grzebiemy więc w swojej pamięci, wspominamy to, co w niej się zachowało, ale przede wszystkim, przeglądamy dostępne źródła bezpośrednie i pośrednie, aby ustalić: jak było naprawdę oraz znaleźć pożywkę, do tego co ostatecznie możemy zaprezentować w filmie. Próbujemy jakoś pogodzić prawdziwą historię i to, co zachowało się w przekazach i umysłach społeczności. Robią to wszyscy realizatorzy, ale każdy szuka sygnałów i smaczków takiego okresu w swojej dziedzinie, a więc w dostępnych rekwizytach i pozostałościach.

Bardzo wdzięczną metodą prezentowania przeszłości jest muzyka. To element najczęściej drugoplanowy, ale niezależny. Możemy sprawiać wrażenie, uaktywniać wspomnienia i skojarzenia. Uprawdopodobnić kostiumy, dekoracje, rekwizyty. Robimy to równolegle z toczącą się akcją. Czasem taka muzyka jest odbierana przez widza świadomie, ale przede wszystkim, dobrze dobrana, w naturalny sposób wtapia się w otoczenie i wtedy działa niezauważalnie, za to super skutecznie. Przystępując do pracy przy Zupie nic, od razu założyłyśmy z Kingą Dębską, że muzyki z epoki będzie dużo. Założyłyśmy, że nikt nie słucha wyłącznie nowości, a więc utwory nie mogą być nowsze niż czas pokazany na ekranie (1983/84), ale mogą być starsze, a nawet jest to wskazane.

Musiałam zrobić to sposobem, bo gdybyśmy wykorzystywali hity, to muzyka zjadła by większość budżetu filmu. Zaczęłam od ustalenia: jakie znane utwory można połączyć z czasem naszej akcji i sytuacjami filmowymi, które potrzebujemy umuzycznić. Czego tam nie było: Brotherhood of Man, Omega, Harry Belafonte, Drupi, Survivor, Blondie, Mike Oldfield, Barbara Streissand, Kenny Rogers, Manilow… Swoim mailem marzeń, prawie doprowadziłam do zawału producenta. Na szczęście znał moją metodę poszukiwań, więc tylko zapytał: czy taki masz plan? Miałam.

Wybraliśmy kilka utworów, o koszt praw do których, zapytałam publisherów (Rasputin, Sun of Jamaica, Dziewczyna o perłowych włosach), a równolegle rozpoczęłam poszukiwania w fonotekach, aby hity które damy radę zakupić, sprytnie uzupełnić. Aktywnie wspierały mnie Marzena Masłowska (Schubert), Beata Olechowska (Upright) i Paweł Juzwuk, który natrafił w Universalu na dwie płyty, jakby przygotowane z myślą o tym filmie.

Stan wojenny nieco nas od świata izolował, ale druga połowa lat 70. była bardzo bogata w wydarzenia muzyczne. W polskiej telewizji gościła ABBA, Locomotiv GT, Zsuzsa Koncz. Na festiwalu w Sopocie pojawiały się rożne gwiazdy i gwiazdeczki (Pussy Cat, Dream Express, Bonny M, Afric Simone, Denis Roussos, Farida). Polskie Nagrania, wydawały ich płyty na licencjach. Bardzo byli popularni artyści z bratnich krajów demokracji ludowej (Karel Gott, Helena Vondrackova, Ałła Pugaczowa). Ich płyty sprzedawano w Ośrodkach Kultury wszystkich państw Bloku wschodniego. Taki zestaw płyt mają nasi bohaterowie w domu wraz z gramofonem. Płyty mogą być od Sasa do Lasa. Poza tym są zdani na to co słyszą w radio, lub innych przypadkowych miejscach.

Ostateczny wybór, w kategorii zagranicznej, padł na Dziewczynę o perłowych włosach (muzyka Gabor Presser, tekst Anna Adamis, zespół Omega). Piosenka pochodzi z 1969 r., ale była popularna przez całe lata 70. Jej popularność jeszcze wzrosła, kiedy zespół zaczął robić karierę w Wielkiej Brytanii. Jest też dobrze pamiętana do dziś. Dla nas miała znaczenie na prywatce, bo wcześniej rozmawiano o handlowych kontaktach z Węgrami oraz została powtórzona, kiedy bohaterowie jadą na Węgry Fiatem 126 i śpiewają, razem z nagraniem, którego domniemanym źródłem jest samochodowe radio albo odtwarzacz kaset (była taka opcja).

Sekwencję węgierską, w porozumieniu z kompozytorem, uzupełniłam o utwory z fonoteki. Pierwszy nosi wiele mówiący tytuł Gulash rapsody i towarzyszy pełnej emocji przeprawie przez granicę. Drugi jest opracowaniem ludowej piosenki Csipd meg bogar i słuchamy go w węgierskiej restauracji. Uznaliśmy, że komponowanie i nagrywanie muzyki udającej węgierską, skoro mamy taki wybór, jest bez sensu.

Pozostałe utwory odtwarzane na imprezach to muzyka z fonotek, dopasowana stylistycznie do muzyki wówczas słuchanej (Blondi, Pink Floyd, David Bowie, Bee Gees, Deep purple, Queen, The Doors). Jest tłem do dialogów i spełnia taka rolę, jak utwory towarzyszące hitom na płytach długogrających. W takiej sytuacji, hity nie są potrzebne, a jedynie odpowiedni nastrój. Jest to muzyka wokalno-instrumentalna, a piosenki śpiewane są po angielsku i po włosku, co nie przeszkadza w dialogach, dla których konkurencję stanowił by język polski. Od lat 70. na festiwalu w Sopocie pojawiali się Włosi. Pierwsza była Farida (Pensami stasera, 1970), prawdziwą furorę zrobił Drupi (Sereno e, 1978), a później Halina Benedyk i Marco Antonelli (Frontiera, 1984), a wreszcie Sabrina Salerno (Boys, 1988), stąd taki pomysł.

Podobne utwory odtwarzane są jako muzyka tła w Coctail barze i Hortexie, a także przez radio w kuchni w domu bohaterów. Radio gra zawsze rano. Obecnie pewnie w domach nie ma już takiego zwyczaju, ale wtedy podstawowym obowiązkiem radia było podawanie czasu. Miało to znaczenie dyscyplinujące, ale też zapewniało bezpieczeństwo. Nie spóźnię się, bo cały czas kontroluję, która jest godzina. W lecie słyszymy w porannym radio Polkę dziadek, która była sygnałem popularnej audycji.

W polskiej muzyce rozrywkowej z tego okresu, mamy wyraźną cezurę, kiedy scena muzyczna zmieniła się i to w sposób wyraźnie zauważalny. Miejsce piosenkarek i piosenkarzy, śpiewających melodyjne piosenki z orkiestrą (Anna Jantar, Irena Jarocka, Zdzisława Sośnicka, Zbigniew Wodecki) zajęła młodzież, spod znaku muzyki bardziej hałaśliwej. Władzy zależało, na zagospodarowaniu energii i ewentualnej agresji młodzieży, więc od początku stanu wojennego, niezwykle sprzyjano powstawaniu grup rokowych.

Pracując przy filmach To tylko rock (reż. Paweł Karpiński, 1983) i Muzyka młodej generacji / Koncert (reż. Michał Tarkowski, 1982), miałam możliwość przekonać się, że takich zespołów powstało wtedy mnóstwo. Przynajmniej kilka czy kilkanaście (min. Perfekt, Republika, Lady Pank, Lombard, Mannam, Oddział zamknięty, Dezerter, Rezerwat), zachowało się w zbiorowej pamięci. Co więcej część nadal koncertuje i cieszy się popularnością. Oczywiście nie spełniły marzenia władzy, a wykonywane przez nich piosenki raczej pobudzały do buntu niż do uległości.

Dlatego pierwsze poszukiwania poszły w tym kierunku. Rozważałyśmy wykorzystanie czegoś z repertuaru Maanam (Krakowski splin), Perfektu (Autobiografia) lub Republiki. Ostatecznie w filmie znalazły się Zamki na piasku (Lady Pank, muz. Jan Borysewicz, tekst Andrzej Mogielnicki). Piosenkę wydano na singlu i LP w 1983 r., a była znana z radia już wcześniej. W filmie wykorzystaliśmy ją jako ironiczny komentarz i ilustrację muzyczną do wkopiowań dokumentalnych z tego okresu. Pokazywane są w jakby w telewizorze naszych bohaterów, ale jest to pewna przenośnia.

Wraz z luzowaniem reguł naszego życia w stanie wojennym, soliści wrócili, ale działo się to w 1986-87 roku. Pojawiły się też nowe twarze (Alicja Majewska – Jeszcze się tam żagiel bieli jest z 1980 r., ale pierwsza płyta wyszła po kilku latach i wtedy pojawiły się następne przeboje). Założyłam, że w domach były płyty z lat 70. Tu mogli pojawić się soliści znani z wcześniejszych dokonań. Rozważaliśmy piosenki Magdy Umer i Hanny Banaszak (dom inteligencki), ale na prywatce odtwarzany jest Rysunek na szkle (muzyka i wykonanie Krzysztof Krawczyk, tekst Janusz Kondratowicz). Krawczyk jest w pewien sposób ponad czasowy. Impreza wkracza w etap pijackich tańców, a więc prosta i rytmiczna piosenka jeszcze ją uaktywnia.

Dużym wyzwaniem muzycznym była impreza u Zenków. Chcieliśmy pokazać ich nowobogactwo, wystawność, a jednocześnie tandetność. Sekwencja jest długa (ok. 7 minut), a więc pojawiające się kolejne utwory, podkreślają także upływ czasu. Jednocześnie ta muzyka musi być tłem, bo niezwykle ważną rzeczą dla akcji jest dialog i on przede wszystkim przykuwa uwagę widzów.

Początkowym pomysłem była muzyka jazzowa, która miała podkreślać rzekomo wysublimowany gust gospodarzy, ale też kompletnie nie pasować do pokazywanych sytuacji. Ostatecznie przystaliśmy na pomysł Artura Andrusa. Włoskie i angielskie przeboje (państwo bywają na wczasach zagranicznych, przywożą płyty, mogą też mieć magnetofon, a muzykę nagrywać z radia) zostały przemieszane z muzyką klasyczną. Była to w tym czasie popularna rozrywka panów domu, a w radio nadawano audycję Mój magnetofon, w ramach której można było nagrać sobie całe płyty.

Wybierając zestaw klasyki dla Kingi uznałam, że mają zestaw The Best of Classical Music, zawierający najbardziej oczywiste i zgrane do znudzenia przeboje. Jest więc liryczny utwór na trąbkę, fragment Jeziora łabędziego i Walc kwiatów z Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego. Może więc to była płyta The Best of Pyotr Tchaikovsky. Na pewno każde wejście tej super nieodpowiedniej do sytuacji muzyki, jest świetnie zauważalne.

Oczywiście amerykańska telenowela, którą oglądają nasi bohaterowie powstała od początku do końca w ramach realizacji filmu. Wkład muzyczny stanowi stylowe opracowanie akcentem towarzyszącym establishmentowi i muzyką, której tytuł zapowiada Glamorous, pod całą sceną. Święta Bożego Narodzenia podkreśla kolęda Dzisiaj w Betlejem w wykonaniu chóru Poznańskie Słowiki pod dyrekcją Stefana Stuligrosza.

Warto poświęcić kilka zdań muzyce ilustracyjnej. Kinga Dębska od lat współpracuje ze słowackim kompozytorem Michalem Novinskim. To bardzo popularny artysta u naszych południowych sąsiadów (Słowacja, Czechy, Węgry). Jest laureatem dwóch Czeskich Lwów za muzykę. Pracuje często wspólnie z innym znanym mi osobiście, kompozytorem czeskim Janem, czyli Honzą Muchovem (muzyka do filmu Piotra Mularuka, Yuma, 2012).

W naszym filmie muzyki jest dużo, jest potrzebna, dobrze spełnia swoją rolę, ale jest prawie niezauważalna. Wielka to sztuka i ogromne samoograniczenie, dające muzyce wybieranej pierwszeństwo. Michał pierwszy oceniał, przygotowywane przeze mnie, propozycje muzyczne do kolejnych scen. Pracowaliśmy równolegle, a muzyka ilustracyjna powstawała, kiedy zapadły już decyzje, gdzie i jaką muzykę istniejącą wykorzystamy. Dzięki temu całość opracowania muzycznego filmu brzmi tak spójnie.