Dług jak morderstwo

You are currently viewing Dług jak morderstwo
Dług (reż. Krzysztof Krauze, 1999)

Nasz odbiór świata jest subiektywny. Widzimy i słyszymy to, co jest dla nas w danym momencie ważne. Pamiętamy strzępy rozmów, elementy umeblowania, przedmioty, charakterystyczne dźwięki. Rejestrujemy fragmenty rzeczywistości. Dokonujemy wyboru, chociaż często dzieje się to poza naszą świadomością, a decydentem jest nasz pracujący na wielu poziomach mózg.

W filmie to realizatorzy dobierają elementy na podstawie których widz wyrabia sobie pogląd o stworzonym przez nich fikcyjnym świecie. Służy temu dobór światła, kadrów, montaż, otaczający widza dźwięk. Albo w ten świat widz wierzy, albo odczuwa jego fałsz. Sztuka polega na takim doborze komponentów, żeby mimo ich stronniczości i sztuczności, widz nie miał poczucia, że jest oszukiwany, a to co mu się proponuje przyjął za własny wybór.

Odbiór świata w filmach grozy

Znakomitym przykładem są filmy grozy. Zawsze możemy liczyć, że bohater znajdzie w okolicy upiorny cmentarz lub dom na pustkowiu. Wybierze się tam w nocy i będzie padał deszcz. A najlepiej, żeby przechodziła burza i grzmiało, a ciemne niebo przecinały białe zygzaki błyskawic. Wtedy, nie wiadomo skąd, pojawi się groźna muzyka, abyśmy wiedzieli, że stanie się coś strasznego. Na czas przybędzie też wampir lub zwyrodniały morderca. Nie bacząc na złą pogodę, a może właśnie z jej powodu zaczai się na naszego bohatera. Finał oczywiście można przewidzieć.

Schemat jest prosty, powtarza się z małymi modyfikacjami od ponad stu lat, ale jeżeli dobrze dobrano komponenty, zawsze działa (Blair witch project, reż. Daniel Myrick, Eduardo Sanchez, 1999). Dopiero po fakcie widz rozpamiętując to, co mu zaprezentowano potrafi zanalizować jakimi stało się to środkami, a i to nie zawsze. Często manipulacja pozostaje w ogóle nie zauważona.

Każdy film wymaga odmiennego podejścia, ma swój język, którym przemawia do widza. Czasem jest to bogactwo środków, a czasem asceza i samoograniczenie. Jestem zwolenniczką oszczędnego przekazywania informacji o kreowanym święcie. Nadmiar tworzy chaos, gubią się rzeczy istotne, za to widz próbuje tworzyć sobie filmową rzeczywistość z rzeczy nieistotnych, co nie jest naszym celem.

Każda scena w filmie jest ważna, a przynajmniej powinna być, bo zawiera część niezbędnej widzowi wiedzy, aby mógł sobie odtworzyć całość dotyczących bohaterów wydarzeń. Jeżeli scena nic nowego nie wnosi, to jest niepotrzebna. Równie niepotrzebna, a nawet szkodliwa jest scena, która opowiada o rzeczach zbędnych, a dodatkowo jest źródłem pytań, na które brak odpowiedzi. Widz powinien wiedzieć to co jest mu do percepcji potrzebne, ale nic ponadto. Nie powinien też odczuwać w opowiadaniu żadnych luk, chociaż nie jest informowany o wszystkim.

Wzorem oszczędności środków pozostaje Dług (reż. Krzysztof Krauze, 1999)

Kreacja polegała tu na schowaniu się za opowiadaną historię, wytworzeniu u widza wrażenia współuczestnictwa w akcji, odbierania niekompletnych informacji, ale przekazanych tak, że niedoboru się nie odczuwa. Wreszcie wyciągania z nich błędnych wniosków, niepokoju, strachu i pogrążania się wraz z bohaterami w tej matni. Są też sceny, a nawet sekwencje, ważniejsze od innych. Cytując Jurka Antczaka – KLUCZOWE.

W Długu, jest to sekwencja zabójstwa. Zgodnie ze sztuką opowiadania emocjonujących i nie oczywistych historii ten film jest mistrzostwem. Oczywiście nie było by sceny, napięcia, emocji i wrażenia, które niezmiennie robi na odbiorcach, gdyby nie to wszystko co działo się wcześniej, czyli sączona widzowi fragmentami niezbędna wiedza, ale i nastrój budowany w filmie, nie tylko przez merytoryczną treść, ale i przez inne elementy, z których składany jest film.

Dźwięk i budowanie nastroju

Niewątpliwie, takim grającym podskórnie na nastroju i emocjach widza elementem, jest dźwięk. Pamiętam dyskusje całej ekipy pracującej nad postprodukcją. Wszyscy byli zgodni, że dźwięk w Długu powinien być w miarę naturalny, ale oszczędny, a przede wszystkim przygnębiający. Kompletny brak konkretu, ale dźwięk ma w sobie wiele abstrakcji, o czym mówili już Starożytni Grecy, według których słuch odpowiadał za pamięć, życie duchowe, religię i magię.

Przeciwstawiali go obrazowi. W Starożytnej Grecji, domeną wzroku była nauka i filozofia. Widzenie wiązano z intelektem i spojrzeniem analitycznym. Także i my we wskazaniach wzroku czujemy konkret, a we wrażeniach słuchowych jest więcej metafizyki. Dźwięk postrzegamy także jako element jednoczący, bo nie zmienia się, gdy kierujemy nasz wzrok w inną stronę. Dlatego dźwiękiem możemy przekazywać wyrażenia abstrakcyjne, odnosić się do uczuć, przeczuć, wrażeń.

Pisze o tym Michel Chion w swojej książce Audio – wizja. Dźwięk i obraz w kinie, słusznie wskazując, że na styku tych dwóch światów powstaje wartość dodana, która poszerza gamę wrażeń jakie czerpie z oglądanego filmu widz. To książka została wydana w Polsce w 2012 r., ale poglądy autora i inne jego prace o tej tematyce (pięć książek o dźwięku, muzyce i głosie) znane są od lat, a i bez uniwersyteckiego wsparcia, dla praktyków, takie myślenie o dźwięku, jest oczywiste.

Akcja Długu toczy się w zimie. To wybór realizatorów, bo to fabuła, a więc nie obowiązuje dokumentalne przekazanie historii. Zima jest mało przytulna. W mieście leżą kopce brudnego śniegu, albo chodniki zalega szarobura breja. Brakuje kolorów, zieleni, kwiatów. Zamiera przyroda, nie słychać śpiewu ptaków, czasem odezwie się złowieszczo wrona. Taka sceneria znakomicie podkreśla brak nadziei i depresyjność. Jeżeli dodamy do tego przejmujące zimno (takie było rzeczywiście w czasie zdjęć) trudno o jakiekolwiek weselsze myśli.

Jak było w rzeczywistości?

Sądząc po realizacji Mojego długu (reż. Denis Delić, Bogusław Job, 2022), który jest bardziej kronikalny, do morderstwa doszło w lecie. Jednocześnie wszystkie wspomnienia bohatera dotyczą lata i kontrastują z szarą rzeczywistością więzienną właściwie pozbawioną pór roku. Należy przypuszczać, że to licencja poetica, ale zawsze możemy powiedzieć, że tak to zapamiętał nasz bohater.

Naprawdę, cała sytuacja od spotkania szantażysty do morderstwa trwała półtora roku, a więc pory roku powinny się zmieniać. W Długu wydarzenia są świadomie skondensowane, aby opowieść była atrakcyjniejsza dla widzów. Film rozpoczyna wyławianie z Wisły zwłok. Wiemy, że zamordowane zostały dwie osoby i że to mężczyźni. Zwłoki nie mają głów, nie zostają zidentyfikowane. Wtedy ukazuje się napis: 3 miesiące wcześniej… i już wiemy do czego akcja filmu nas doprowadzi.

Głównymi bohaterami są dwaj młodzi businessmani oraz szantażysta i jego pomocnik. Wiemy, że jedna z tych par zginie. Nasza sympatia jest po stronie przedsiębiorców, kibicujemy im, ale też spodziewamy, że to ich spotka śmierć z rąk czarnych charakterów. Są młodzi, sympatyczni i są atakowani, a więc bronią się. Nie dopuszczamy myśli, żeby było odwrotnie (to porządni ludzie), chociaż nie życzymy im śmierci.

Gdy naszym pozytywnym bohaterom, zastraszanym i szantażowanym, a także bitym i maltretowanym fizycznie (w Moim długu te sceny są bardziej drastyczne), udaje się złapać i skrępować swoich oprawców, dalej nie przypuszczamy co się wydarzy. Panowie są dość bezradni. Chcieli przestraszyć i to się udało, ale co dalej? Ciągle wydaje się, że to im grozi niebezpieczeństwo, bo ich przeciwnikami są prawdziwi bandyci.

Zdziwienie budzi wynik przeszukania samochodu, co także deprymuje naszych bohaterów. Szantażyści nie mają broni palnej. Znalezienie w samochodzie wcześniej zabranych im fantów, zaczyna podważać mit silnej organizacji, której przedstawicielem miał być Gerard. Paszport, dokument przepisania działki, portfel, klucze do mieszkania. Dlaczego nie przekazał tego swoim mocodawcom? Cała mafia właściwie może ograniczać się jedynie do wizytówki Gerard Nowak prezydent.

Najważniejsza sekwencja zaczyna się od nerwowego wejścia muzyki, która towarzyszy jeździe samochodem, aż do dojazdu na pustkowie. Dalej bohaterowie nie mają planu, chociaż wydaje się, że chcą Gerarda z pomocnikiem gdzieś porzucić. Przeglądając plan Warszawy znajdują niewielki nożyk – zakładkę. Dojeżdżają w drugie, równie odludne miejsce. Jest noc, zimno, rzekę skuwa lód. Także teren żwirowni w której się znaleźli jest zlodowaciały. W tle słychać dalekie miasto, szczekające psy. Naprawdę jest to designerska mieszanka wielu różnych elementów dźwięku i atmosfer.

Wybijają się efekty dźwiękowe towarzyszące wszystkim czynnościom. Są bliskie i konkretne. Scenę zrealizowano jako 100% (operator dźwięku Wiesław Znyk), ale została uzupełniona o dźwięki punktowe specjalnie nagrane w formie post synchronów, które zastąpiły nie tak wyraźne oryginały. Postsynchronem są także dialogi pomocnika szantażysty. Nie będąc aktorem trudno w sposób przekonujący przekazać tak emocjonalny tekst. To stały problem amatorów, nawet, jeżeli w scenie wyglądają dobrze. W tym przypadku swoim głosem służył nam Marcin Kudełka.

Do morderstwa dochodzi nagle i właściwie przypadkiem. Gerard szydzi ze swoich oponentów, nabija się, obraża i tego nie wytrzymuje Stefan, a po pierwszym zadanym ciosie, małym nożykiem przychodzą kolejne. W tej sytuacji ginie także pomocnik – świadek. Wiedzieliśmy, że po tym co się wydarzyło, zarówno nasi bohaterowie jak i widz będą w szoku i ich odbiór rzeczywistości musi zostać całkowicie zdeformowany. Jako środek wyrazu wybraliśmy absolutną ciszę. Trwa ona kilka (6-7) sekund. Tak długo jak daliśmy radę wytrzymać i wydawało nam się, że dłuższą ciszę widz odbierze jako awarię dźwięku.

Następnie kolejno wracają różne elementy designu: powietrze, lekki wiatr, dalekie miasto. Jest cicho, ale bardziej brzmi to jak rzeczywistość. Słychać dziwny dźwięk stukania o lód i pękające kry pod naporem wrzucanych zwłok. Ostatnie dwa dźwięki Wiesio Znyk nagrał na planie. Było -24 stopnie, a więc i realny dźwięk był inny, niż w wyższej temperaturze. Woda zamarzała natychmiast po przerwaniu lodu.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy na pierwszym pokazie w opisywanej scenie zapadła w kinie tak kompletna cisza, że nasz powrót do dźwiękowej rzeczywistości był nieznośnie głośny. Wrażenie było piorunujące. Przerosło nasze zamierzenia i oczekiwania. W Hollywood, w takiej sytuacji, natychmiast powtórzono by zgranie i wydłużono ciszę. Wtedy w Polsce było to niemożliwe. Film był dystrybuowany na taśmie światłoczułej i wykonano wszystkie 15 kopii na jakich zamierzano go wyświetlać. Budżet nie przewidywał tak radykalnego kroku, a zresztą nie było pewności, czy film okaże się sukcesem.