Ktoś ostatnio wspominał na facebooku o serialu Modrzejewska (reż. Jan Łomnicki, 1990). Fajne to były czasy. Seriale robiono z pietyzmem. Reżyserowali je znakomici reżyserzy (Janusz Majewski, Kuba Morgernstern, Andrzej Konic, Jerzy Sztwiertnia), pracując z dobrymi doświadczonymi ekipami. Taka realizacja nie różniła się od filmów fabularnych. Był odpowiednio długi i merytoryczny okres przygotowawczy i nie zdarzały się jawne bzdury, których świadkami jesteśmy np. przy okazji Korony królów.
Przygoda z Modrzejewską (serial 7 odcinków po ok. 80 minut) trwała dla mnie ponad półtora roku. Najpierw czytałam scenariusz, a potem sporo literatury dodatkowej. Pomysłodawczynią była Anna Bojarska, która razem z reżyserem napisała scenariusz, a później powieść filmową pod tym samym tytułem. Państwo byli rodziną, bo w tym czasie żoną Tadeusza Łomnickiego (brata reżysera) była Maryla Bojarska (tzw. Ruda, siostra Anny). Ruda była moją koleżanką ze szkoły muzycznej.
Największa polska aktorka
Helena Modrzejewska (Jadwiga Helena Chłapowska, 1840 – 1909) była największą polską aktorką, specjalistką od ról Szekspirowkich. Była uważana za najpiękniejszą kobietę epoki, znaną na świecie i to w czasach, gdy nie było internetu, radia, telewizji i generalnie środków masowego przekazu. Opowieść o niej i przybliżenie jej postaci szerokiej publiczności, wydawało się naturalnym działaniem, a nawet koniecznym.
Scenariusz był bardzo rzetelną literaturą. Zagranie wielkiej tragiczki powierzono Krystynie Jandzie. Wszyscy podziwialiśmy jej pracowitość i kunszt, bo zaplanowano kilkanaście dużych fragmentów ról granych przez Modrzejewską na deskach różnych teatrów. Wszystkie te role nasza Modrzejewska miała opanowane perfekcyjnie, nie tylko we fragmentach, ale także z ogromną znajomością prezentowanych sztuk.
Matka (Barbara Horawianka) naszej divy była wdową po zamożnym kupcu, a część dzieci (w tym Helena) urodziła się dużo później, z nieznanych ojców. Podobno ojcem aktorki był książę Sanguszko, ale mógł to być też ktoś inny. W 1850 r. pożar strawił odziedziczoną po mężu krakowską kamienicę, co bardzo zmieniło sytuację finansową rodziny i córki kontynuowały naukę w szkole klasztornej. Pracowały też w matczynej kawiarni, gdzie uroda Heleny przyciągała gości.
Rodzinę można uznać za artystyczną. Aktorami byli dwaj bracia Heleny (Feliks – Jan Englert, Szymon – Stanisław Biczysko). Występowali w krakowskich teatrach, organizowali też występy, w których siostra brała udział. Jako nastolatka zaczytywała w dramatach scenicznych. Dom był otwarty, pełen gości.
Helena związała się z bywalcem salonu matki, piętnaście lat starszym od niej, żonatym, Gustawem Zimajerem (Marek Bargiełowski). Miała z nim dwoje dzieci (młodsze zmarło), ale w aktach urodzenia ojciec nie figurował. Partner był uwikłany w szemrane interesy i był kimś w rodzaju jej impresaria. Nadużywał alkoholu, przegrywał pieniądze w karty, prowadził trupę teatralną, szkołę tańca, a nawet próbował swoją kobietę oferować przyjaciołom (Karol Strasburger, Zdzisław Wardejn), za wspieranie finansowe jego interesów, co spowodowało ucieczkę Heleny z synem (odcinek 3).
Zimajer odkrył jej talent, ale nie miał świadomości jego potęgi. Debiutowała w teatrze w 1861 r. w Bochni, gdzie mieszkali, a potem grała w Nowym Sączu, Rzeszowie, Przemyślu, Brzeżanach. Nawet w 1862 r. wystąpiła we Lwowie, a potem znów w Stanisławowie, Czerniowcach… Córkę urodziła po 5 aktowym spektaklu, a 10 dni później już była na scenie. Grywała w wodewilach, bo to gromadziło publiczność. Zimajer miał pomysł, aby grała role chłopców, albo zawojowała Wiedeń, bez znajomości niemieckiego.
Czym zajmuje się w okresie przygotowawczym konsultant muzyczny?
Wymyśla konkrety do scen z muzyką, które na pierwszy rzut oka wydają się napisane. Była taka scena w szkole tańca (Zimajer prowadził ją z Konstantym Łobojko – Wojciech Alaborski, odcinek 2). W tym czasie modny był walc, który intensywnie zdobywał salony już od 1815 r., gdy wiejskie pląsy spopularyzowano na tańczącym kongresie w Wiedniu. Wtedy też zaczęto komponować walce, np. Zaproszenie do tańca Carla Marii von Webera, czy 2 część Symfonii fantastycznej Hektora Berlioza.
Według tych wzorów komponowali Fryderyk Chopin, Straussowie czy Piotr Czajkowski. Scenarzyści oczywiście chcieli, żeby wybrany walc był i dzisiaj popularny i najlepiej Johanna Straussa syna. I tu zaczynały się schody. Żeby gdzieś na wschodnich rubieżach Austro-Węgier, ktoś znał takiego walca, to musiał go usłyszeć np. w Wiedniu, Warszawie, Krakowie, Petersburgu, albo/i przewieźć z dalekiego kraju nuty. Było to możliwe, ale takiego walca ktoś musiał wcześniej napisać.
Nie napisał. Nad pięknym modrym Dunajem pochodzi prawdopodobnie z 1867 r., a wszystkie znane walce Johanna są późniejsze. Wtedy zresztą w drodze do Petersburga Straussowie byli w Warszawie i odtąd taki repertuar był powszechnie nad Wisłą znany i wydawany. Ale wcześniej? Oczywiście Weber i Berlioz były za stare i nieznane. No przecież nie Chopin, a z jakiegoś powodu, z utworów Straussa ojca jest znany tylko Marsz Radeckiego i się go nie tańczy. I co teraz?
Od tego była i jest literatura dodatkowa, np. książka Lucjana Kydryńskiego. Johann Strauss (1825-1899) miał młodszego brata (1827-1970) Josefa, który zapowiadał się świetnie jako inżynier i miał robić karierę w wojsku. Jednocześnie studiował malarstwo, pisywał wiersze, śpiewał dźwięcznym basem i wirtuozowsko grał na fortepianie. Zdążył w między czasie napisać też kilka muzycznych szlagierów, a jego talent objawił się już w latach 50., kiedy musiał zastąpić chorego Johanna w dyrygowaniu. Porzucił więc wojsko i podjął naukę gry na skrzypcach oraz brał lekcje kompozycji.
W 1954 r. zastępował Johanna znowu. Wtedy już grał na skrzypcach, a utworów w krótkim czasie powstało ok. 300. Robił znakomite instrumentacje, a Johann uważał, że ma od niego większy talent. Josef jest całkowicie zapomniany. Bracia pracowali razem, a on zmarł młodo (na guza lub tętniaka mózgu) i dalej rodzinny bussines prowadził sam Johann, a później Johann i Edward. Identyczne inicjały powodują, że utwory Józefa często są oznaczane, jako kompozycje brata, a zresztą większość już znana nie jest.
Mnie udało się znaleźć prawdziwą perełkę Moje życie to miłość i radość, która nie straciła na popularności. Walc był także późniejszy, co można wywnioskować z opusu dzieła, ale mniej rzucało się to w oczy, a my robiliśmy film fabularny a nie dokumentalny. Walc Nad pięknym modrym Dunajem pojawia się w czasie pobytu naszych bohaterów w Wiedniu (1865, odcinek 3). Gra go parkowa orkiestra (w domyśle prowadzona przez jednego ze Straussów). Uznaliśmy, że znana data dotyczy wydania nut, a utwór mógł być trochę wcześniejszy.
Utwory Straussowskie lub Strausso podobne przewijają się, gdy nasza bohaterka mieszka w Krakowie (odcinek 4). Mieliśmy nawet swojego Straussa – Adama Wrońskiego. Kształcił się w Wiedniu, prowadził orkiestrę w Teatrze Starym w Krakowie, grywał w antraktach, na imprezach, w krakowskich parkach, a przede wszystkim w Krynicy. Skomponował ponad 250 utworów tanecznych (kilka skopiowałam w zbiorach specjalnych Biblioteki Narodowej na placu Krasińskich), co przydało się wcześniej w Dziewczętach z Nowolipek (reż. Barbara Sass-Zdort, 1985/1986).
W ramach występów w Czerniowcach (odcinek 3), pokazujemy jak bezwzględny i okrutny staje się dla Heleny Zimajer. Czuje się zagrożony, bo ona walczy o ambitniejsze role. Musi występować w miałkich przedstawieniach, żeby utrzymać zespół. Pokazujemy jak wystawiają jakieś śpiewogry, trochę ludowe, trochę niby historyczne. Ważne jest, aby aktorki pokazywały swoje wdzięki. Nas interesuje jakiś ludowy taniec i coś w rodzaju menueta, których nuty znajduję w bibliotece. Gra je skrzypek (Rafał Szpotakowski), bo na zespół muzyczny Zimajer nie ma pieniędzy.
Francuskie stare piosenki
Tym razem mój problem jest inny. W ciąży i to w siódmym miesiącu jest Krystyna Janda, a więc żadną miarą nie możemy jej pozwolić na podskoki. Z pomocą przychodzi choreograf Emil Wesołowski i dublerka, którą tak naprawdę widzimy w tej scenie. Oczywiście widzowie wcześniej i później widzą nasza bohaterkę z talią osy, ale na tym polega magia kina, że sąsiadujące ze sobą sceny są realizowane w lokalizacjach oddalonych o wiele kilometrów i wiele dni czy miesięcy od siebie.
W 1985 r. Modrzejewska występuje w krakowskich teatrach przez kolejne cztery lata (odcinek 4). W salonie prowadzonym przez matkę pojawia się Karol Chłapowski (Krzysztof Kolberger). Helena zabiega o jego względy, ale przede wszystkim on zakochuje się w niej po uszy. Dla konsultanta wyzwaniem jest scena w salonie, w której arystokrata gra na fortepianie i śpiewa plebejską, ale za to francuską piosenkę. Jest nieuważny, potrąca kieliszek i wino wlewa się do instrumentu.
Francuskie stare piosenki to moja specjalność. Pracując nad Spowiedzią dzieciątka wieku (reż. Marek Nowicki, 1985), w lekturach dodatkowych, przestudiowałam Historię popularnej muzyki francuskiej (w oryginale), którą wypożyczono mi w Instytucie Francuskim. Miałam czas, bo w ramach swojej zagrożonej ciąży byłam przykuta do łóżka. Pracowicie robiłam notatki, a co lepsze kąski zapisałam w zeszycie nutowym z komentarzami (ksero czekało jeszcze na wynalezienie).
Tam znalazłam Pieśń o cebuli (Chanson de l’Oignon), pochodzącą z ok. 1800 r. i łączoną ze stwierdzeniem Napoleona, że nie ma nic lepszego niż cebula na marsz, na drodze do chwały. Piosenkę zna każdy Francuz, jak my Szła dzieweczka do laseczka, a na dodatek jest to bardzo popularny wojskowy marsz (chociaż na 6/8). Piosenka spełniała wszystkie nasze założenia. Chłapowski studiował we Francji, był szlachcicem i starał się pokazać rodzinie wybranki jako swój chłop.
Mieliśmy, po wyćwiczeniu scenki nagrać play back na fortepianie, ale reżyser twierdził, że zamierza pokazywać ręce aktora. Ambitny Kolberger, przez całe wakacje uczył się grać i śpiewać. Także po wakacjach spotykaliśmy się na próbach. Aktywnie uczestniczyła w nich moja 9 letnia córka, bo lekcje zaczynała najczęściej ok. 14.00 i musiałam ją jakoś zająć. Przyjeżdżał po nas filmowy mercedes, którym jechałyśmy po Krzysztofa. Państwo zajmowali tylne siedzenie i całą drogę bardzo rozrabiali.
Na próbach aktor miał solidne wsparcie wokalne, a córka opowiadała o nim babci, jako o koledze Krzyśku. W odpowiednim czasie w drzwiach pojawiał się kierowca mercedesa i odwoził młodą damę do szkoły. Wszystko szło dobrze, tylko że na zdjęciach okazało się, że musimy wybrać, czy widzimy twarz śpiewającego aktora, czy jego grające ręce, a więc ostatecznie widać tylko rękę przewracająca kieliszek.